Nast?pny dzie? (05.11.2001) sp?dzam na poznawaniu uroków miasta na w?asn? r?k?. Id? w kierunku szko?y podstawowej i szpitala. Ogl?dam niesamowite widoki. Ci?gle chodz? jednak za mn? jakie? dzieciaki, co jest troch? denerwuj?ce. Potem jem obiad w "Blue Nile" (spaghetti 16 birrów, 2 birry pepsi) i zwiedzam troch? ko?cio?y "na spokojnie". Spotykam nawet jak?? grup? z Polski. Troch? ogl?dam ró?ne pami?tki, ale w ko?cu nic nie kupuj?. Spotykam miejscow? dziewczyn?, która chce mnie zaprosi? na kaw?...
06.11.2001 wstaj? przed 6 i id? zobaczy? nabo?e?stwo, na którym ma by? podobno wystawiony s?ynny krzy? z Lalibeli. I rzeczywi?cie jest - du?y, z?oty, o typowym kszta?cie, bez wyszukanych ozdób. Msza jest sprawowana w zamkni?tym pomieszczeniu, dost?pnym tylko dla duchownych. W innych cz??ciach ?wi?tyni trwaj? ta?ce, ?piewy gra na b?bnach. Nabo?e?stwo trwa bardzo d?ugo - godzinami. Wiele modl?cych si? osób ma specjalne kije, na których si? opiera (i czasami przysypia). Na zewn?trz trwa kazanie, po oko?o 1,5 godzinie wychodz?, cho? msza wcale nie zbli?a si? do ko?ca.
Z hotelu jad? na lotnisko (z przesiadk?, bo autobus z lotniska si? spó?nia?). Po bardzo szcz?tkowej kontroli lecimy - z mi?dzyl?dowaniami w Gonder (bardzo ciekawa architektura lotniska, w kszta?cie zamku) i Bahar Dar. Posi?ek to ciasto z truskawkami i napój.
Po przylocie do Addis jad? taksówk? - znowu do Park Hotel (20 birrów), a potem za?atwiam ró?ne sprawy. Kupuj? bilet do Dire Dawa (52 birry, do Hararu biletów ju? nie ma), korzystam z Internetu, robi? zakupy. Wieczór sp?dzam znów w Al-Mendi. Tym razem baluj? (z t? sam? ekip? co poprzednio - przychodz? tu codziennie przez ca?y swój pobyt w Etiopii) ca?? noc - ?uj? czat, pij? piwo w barze, a potem ta?cz? w modnej, drogiej dyskotece (piwo 10 birrów). Poznaj? ca?kiem fajne dziewczyny, które oczywi?cie chc? koniecznie pojecha? ze mn? do hotelu...
Taksówka do hotelu kosztuje mnie 20 birrów, jednak praktycznie nie ?pi? w pokoju. Ju? po godzinie ta sama taksówka za kolejne 20 birrów zawozi mnie na dworzec autobusowy. Panuje tam jak zwykle ogromny ba?agan. Wymuszaj? na mnie 10 birrów za baga? (miejscowi te? p?ac?, a bez tej op?aty nie ma mowy o za?adowaniu plecaka na dach). Aby wej?? do autobusu (otwarte tylko tylne drzwi) trzeba odsta? w jakiej? idiotycznej kolejce. Zaraz po rozpocz?ciu podró?y przysypiam, gdy si? budz? jedziemy przez bardzo monotonny, pó?pustynny krajobraz. Nie czuj? si? zbyt dobrze, to chyba efekt wczorajszej balangi...
Po przejechaniu rzeki zatrzymujemy si? oko?o 13 na postój i lunch w jakiej? mie?cinie. Wypijam col? i sprite w jakiej? restauracji i to znacznie poprawia moje samopoczucie. Gdy p?ac?, kobieta, oprócz 4 birrów za napoje, prosi mnie o jaki? datek, bo jest biedna. Na ulicach wsz?dzie sprzedaj? czat. Potem jedziemy przez góry - wsz?dzie ziele?, pola uprawne, wioski, kolorowo ubrane kobiety. Nawierzchnia drogi jest fatalna. Trwaj? prace nad jej asfaltowaniem, ale sposób ich wykonywania (kawa?ek drogi z asfaltem, kawa?ek bez) tylko spowalnia jazd?. Mo?na kupi? kawa?ki trzciny cukrowej i je ?u?. Po krótkim postoju na stacji benzynowej doje?d?amy wreszcie pó?nym wieczorem do celu. Nie chc? mi odda? baga?u (mam odebra? rano), dopiero po ostrej k?ótni go zabieram. Kto? pokazuje mi drog? do hotelu - potem chce za to 10 birrów. Po ostrej k?ótni daj? mu w ko?cu na odczepnego 2 birry. Pokój kosztuje mnie 25 birrów (z ?azienk?), pasta na kolacj? 4 birry.