Sam krater jest naprawd? pi?kny - obecnie jest ca?kowicie wype?niony zabarwion? na turkusowo wod?. Mo?na zej?? na dó? pop?ywa?, woda jest ciep?a, ale bardzo m?tna.
Zupe?nie przypadkowo na Pinatubo wchodzi?em 30 listopada, dok?adnie w 9 rocznic? wybuchu wulkanu. Godzin? po moim wej?ciu zacz?li przychodzi? miejscowi, oko?o po?udnia kilku przedstawicieli plemienia zamieszkuj?cego niegdy? zbocza wulkanu odprawi?o ceremoni?, ofiaruj?c Pinatubo kurczaka, chleb, jajka i butelk? coli. Babcie gra?y na gitarze, par? osób odta?czy?o w transie rytualny taniec.
Oko?o czternastej ca?e towarzystwo zacz??o schodzi? w dó?, okaza?o si?, ?e przyjechali kilkunastoma jeepami z nap?dem na cztery ko?a. Zgodzili si? podwie?? nas do naszego jeepa, który sta? par? kilometrów dalej w dó? strumienia. Wsiad?em na najwi?ksz? wojskow? ci??arówk?, która wyruszy?a jako ostatnia, siedz?cy obok ?o?nierze z u?miechem na ustach mówili, ?e kierowca jest "number one" i przyjedziemy jako pierwsi. Istotnie, kierowca nie szcz?dzi? maszyny, wkrótce dogonili?my "peleton" i zacz?li?my wyprzedza? maruderów.
Jazda by?a i?cie szale?cza, trzeba by?o nie?le si? trzyma? - auto dos?ownie fruwa?o na wybojach, raz ledwie nie le?eli?my na boku. Wielkiej frajdy dostarcza?o moim wspó?pasa?erom wyprzedzanie w strumieniu. Dla wi?kszej uciechy kierowcy starali si? robi? to w ten sposób, by spowodowa? jak najwi?ksze rozbryzgi. Dwa razy ?ciana wody i b?ota z s?siedniego jeepa wyl?dowa?a po mojej stronie. Gdy dojechali?my do celu, by?em mokry do suchej nitki.
W zasadzie wej?cie na krater mo?na by zorganizowa? samemu. Do O'Donnel Resettlement Camp mo?na dojecha? jeepneyem z Capas. Nie wiem, czy przewodnik jest obowi?zkowy, ale pokonanie równiny popio?u na w?asn? r?k? mo?e by? ryzykowne, a ju? na pewno d?ugotrwa?e.