Pinatubo
W linii prostej z Angeles do krateru Piantubo jest oko?o 15 km. Wulkan eksplodowa? w 1991 roku, wyrzucaj?c na 20 km w gór? miliony ton popio?u. Popió? opadaj?c zasypa? kilka wiosek, mieszka?cy schronili si? w grotach, których wej?cia zosta?y odci?te - nikt ich stamt?d do tej pory nie wydoby?.
Plemiona zamieszkuj?ce okolice maj? ciemniejsz? skór? ni? inne, mówiono mi, ?e s? pochodzenia afryka?skiego. Wierz? oni, ?e Piantubo jest bogiem, a ich krewni nie zgin?li, tylko bóg przyj?? ich do siebie. Dzisiaj mieszkaj? w obozach przesiedle?czych i oprócz rolnictwa zysk czerpi? z turystyki - sporo z nich zosta?o przewodnikami.
Warstwa popio?u z wulkanu w niektórych miejscach si?gn??a 20-30 metrów, tworz?c bardzo mi?kki grunt. Przez te dziewi?? lat potoki bior?ce pocz?tek w okolicach krateru wyrze?bi?y strome w?wozy i kaniony. Proces erozji trwa nadal i ju? teraz teren nie jest tak gro?ny i trudny, jak ukazuj? to stare zdj?cia oraz wspominaj? okoliczni mieszka?cy - za kilka lat ksi??ycowy krajobraz si? ustabilizuje, a popió? poro?nie ro?linno??. Poprzednio Pinatubo eksplodowa? 600 lat temu.
Kanion utworzony w popiele nazywa si? Lahar, mo?na na niego rzuci? okiem ju? kilka kilometrów od Angeles. Erozja zniszczy?a go ju? na tyle, ?e nie robi wra?enia. Strumie? wyschni?tego b?ota mo?na zobaczy? na pó?noc od Angeles, jad?c do Baguio, w miejscowo?ci Banbam. Aby podziwia? z bliska i?cie lunarny krajobraz, trzeba wej?? na krater. Na wycieczk? trzeba po?wi?ci? ca?y dzie?, jest te? wariant dwudniowy z noclegiem w kraterze.
Wyprawy do krateru rozpoczynaj? si? zwykle ko?o 4 rano, w ten sposób unika si? najwi?kszych upa?ów. Minimalna ekipa to dwie osoby, mo?na co prawda pojecha? samemu, ale p?aci si? wtedy za dwóch (2 x 1500 P za osob?). Stosunkowo du?y koszt wynika z ryzyka ugrz??ni?cia jeepa w popiele - koszt ?ci?gni?cia go z powrotem jest olbrzymi.
Jako kompan podró?y trafi?a mi si? pewna ?ydówka, która spowalnia?a marsz, schylaj?c si? co kilkadziesi?t metrów, by obejrze? jakie? kamyki albo ga??zki - droga pod gór? zaj??a ponad 3 i pó? godziny. Najpierw przez pó? godziny jedzie si? jeepem do O'Donnel Resettlement Camp (kierunek Bamban, skrzy?owanie w lewo w miejscowo?ci Capas), w ostatnich zabudowaniach wioski znajduje si? "centrum" turystyczne, gdzie za 500 P mo?na naj?? przewodnika oraz wnie?? op?at? za wst?p w wysoko?ci 20 P. Wymienione op?aty s? wliczone w cen? wyprawy organizowanej przez hotele. Nast?pnie przez jaki? kilometr albo i lepiej jedzie si? rozleg?? równin? popio?u - nie ma drogi, jedzie si? zgodnie ze wskazówkami przewodnika.
Równin? przecina sie? strumyków rze?bi?cych coraz to nowe koryta. Ich uk?ad zmienia si? na tyle szybko, ?e kilkakrotnie przewodnik si? gubi? i musieli?my zawraca?, szukaj?c innej drogi. Dodatkowe zagro?enie stanowi grz?ski popió? - gdy wraca?em za dnia, widzia?em par? samochodów zanurzonych po osie. Jeep zatrzymuje si? przed wej?ciem do Lahar, mo?na co prawda podjecha? kawa?ek dalej, ale trzeba dysponowa? nap?dem na dwie osie (oczywi?cie, kosztuje to wi?cej).
Samo podej?cie do krateru jest proste, nale?y tylko uwa?a?, by nie st?pa? zbyt blisko kraw?dzi (grunt jest sypki, zdarzaj? si? skr?cenia kostek) oraz ?cian w?wozu - widzia?em, jak z podmytych ?cian w?wozu osuwa?y si? ko?o mnie tony piachu. Potok wije si? od lewej do prawej, trzeba go cz?sto przekracza? lub ryzykowa? przej?cie pod urwiskiem, czasem mo?na napotka? gor?ce siarkowodorowe cieki lub ?ó?te albo zielone paruj?ce strumyczki. Pocz?tkowo jest ?atwo gdy? strumie? jest szeroki i p?ytki. Potem jest gorzej. Czasami trzeba przechodzi? po pas w bystrej wodzie, uwa?aj?c przy tym, by si? nie przewróci?. Najlepiej chyba wchodzi? w butach trekkingowych z zabezpieczeniem kostki, ochroni? równie? przed sporymi kamieniami, które strumie? p?dzi w dó?. Niestety, woda naleje si? od góry i nie b?dzie przyjemnie. Mój przewodnik wchodzi? w klapeczkach. Ostatnie kilkaset metrów wchodzi si? po kamiennym rumowisku.