Zagadali?my wi?c taksówkarza, który w ko?cu zgodzi? si? wzi?? nas swoj? rozpadaj?c? si? daci? za 2 USD od osoby i po ponad godzinie niezwykle dynamicznej jazdy po górskich serpentynach byli?my na miejscu. Tam rozdzielili?my si? z Mel i Pam (Szkotk?, która te? z nami jecha?a) i po zrobieniu niezb?dnych zapasów (woda, czekolada i wino) i zjedzeniu kebaba wjechali?my kolejk? na Cotu 2000, sk?d od razu ruszyli?my na pó?noc, w stron? Omula.
Tym razem pogoda by?a rewelacyjna - zamiast walczy? o prze?ycie, jak w Retezacie, id?c przez wielkie puste ??ki rozkoszowali?my si? s?oneczkiem. Przez kilka godzin szli?my zupe?nie sami przez po?oninki, niesamowicie porozcinane przez wod?, z króciutk?, jakby przystrzy?on? traw?. Pocz?tkowo jedynym problemem by?y ?mieci walaj?ce si? wsz?dzie dooko?a - w ko?cu ka?dy pseudoturysta mo?e tak ?atwo wjecha? kolejk? z Sinaia lub Busteni; jednak za Babele by?o ju? inaczej, zupe?nie czysto, a widoki zapiera?y dech w piersi - niesamowite przepa?cie, pi?kne doliny, wszystko w zachodz?cym s?o?cu...
Wieczorkiem doszli?my wreszcie na Omul i stwierdzili?my, ?e tam zostaniemy na noc; nocleg (i to w ?ó?ku) i obiad kosztowa? nas ??cznie 3 USD! Spokojnie zjedli?my sobie obiad i siedzieli?my leniuchuj?c, a przy okazji ko?cz?c wino, kiedy tu? przed zmrokiem do schroniska wpad?y nasze dwie znajome z wysp. Wkrótce zrobi?o si? ciemno, a ?e w schronisku nie by?o elektryczno?ci, na sto?ach pojawi?y si? ?wieczki... I tak przegadali?my ca?y wieczór... (ach ten szkocki akcent :)
1 sierpnia, dzie? 10.
Noc sp?dzili?my w klimatycznej zbiorowej sali - pi?trowe ?ó?ka lec? wzd?u? ?cian, a na ?rodku stoi wielki kaflowy piec, który grzeje ca?? noc. Co prawda ?cisk by? ogromny, jaki? go?? ca?? noc si? do mnie niebezpiecznie przytula?, ale jako? prze?yli?my i rano, po zjedzeniu ?niadania, ruszyli?my na szlak. Czeka?o nas zej?cie do Branu, do zamku Draculi, a to oznacza?o dok?adnie 2000 metrów zej?cia. Szlak by? naprawd? pi?kny, ale pokonanie go z ci??kimi plecakami, mimo ?e szli?my w dó?, by?o bardzo m?cz?ce. Momentami ?cie?ka w ogóle nie by?a wydeptana i ?lizgali?my si? po porannej rosie, gdzie indziej grunt wr?cz usuwa? si? spod nóg. Po drodze, przez ca?y dzie?, spotkali?my tylko dwie osoby - dwójk? Czechów z Ostrawy, na których zreszt? pó?niej natrafili?my na bukareszte?skim Gara de Nord.
W Branie szybko zjedli?my i zabrali?my si? za zwiedzanie tutejszego zamku - w?skie korytarze i przej?cia, labirynty kru?ganków, malutki dziedziniec z niesamowit? atmosfer?... I ruszyli?my z powrotem do Braszowa, a stamt?d za 100.000 lei mikrobusem do Bukaresztu. Kiedy wieczorem dotarli?my do Gara de Nord - g?ównego dworca kolejowego - okaza?o si?, ?e ostatni poci?g do Bu?garii ju? odjecha?, a nast?pny b?dzie w po?udnie nast?pnego dnia. W ko?cu znale?li?my jednak po??czenie do Giurgiu, ostatniej stacji w Rumunii, a przy okazji spotkali?my dwójk? Czechów jad?cych do Pakistanu, w Hindukusz, a na razie - w tym samym kierunku. Poci?g mia? jednak jecha? o 6 rano, i to z Bucuresti Progresu, ma?ej stacyjki na zupe?nych peryferiach stolicy.
Tymczasem dojechali?my w pi?tk? metrem do Piata Unirii, stamt?d przeszli?my si? do Piata Universitatii, czyli samego serca Bukaresztu, i dalej, wzd?u? kana?u, do parku przylegaj?cego do Parlamentu - drugiego co do wielko?ci budynku ?wiata, wspania?ego pomys?u Nicolae Ceausescu,, na który posz?a ca?a zabytkowa dzielnica. By?o strasznie gor?co, termometr pokazywa? 31 stopni, mimo ?e dochodzi?a pó?noc, kupili?my wi?c w budce zmro?one wina Cotnari, ser, chleb i roz?o?yli?my si? na trawie w opustosza?ym o tej porze parku.
Park okaza? si? by? wyj?tkowo pustym i spokojnym miejscem, wi?c zdecydowali?my, ?e tam ju? zostaniemy na noc; by?o tak gor?co, ?e nawet nie wyjmowali?my ?piworów, po prostu rzucili?my si? na karimaty, plecaki pod g?ow? i zasn?li?my.