W Oradei mieli?my chwil? czasu do odjazdu osobowego do Arad, skoczyli?my wi?c co? zje??, zrobili?my ma?e zakupy, no i trzy godziny w kolejnym poci?gu... Zacz??o by? ciep?o, wi?c przynajmniej podsuszyli?my namioty.
Poci?g do Petrosani mia? przyjecha? do stacji docelowej oko?o pó?nocy, zdecydowali?my wi?c, ?e poczekamy na nast?pny, notabene Karpaty jad?ce z Warszawy, oczywi?cie opó?nione o 100 minut - nawet tu dosi?g?a nas karz?ca r?ka PKP. Pochodzili?my wi?c troch? po centrum Aradu, zjedli?my co? i wrócili?my na dworzec, do przeuroczej dworcowej poczekalni, gdzie tradycyjnie dzielili?my czas mi?dzy op?dzanie si? od Cyganów i s?uchanie popisów wokalnych jakiego? pijaka.
26 lipca, dzie? 4.
O 5 rano wysiedli?my w Petrosani i okaza?o si?, ?e za minut? odje?d?a poci?g do Lupeni... Zrezygnowali?my z kupowania biletów, zapakowali?my si? szybko do poci?gu i usn?li?my; kiedy przyszed? konduktor, dali?my mu z min? pewniaków bilety z Oradei do Petrosani... Obejrza? dok?adnie z dwóch stron, troch? si? nadziwi? i tyle... Poszed? sobie... W Lupeni przeszli?my przez klimatyczn? stacj? kolejow? i trafili?my wprost na odje?d?aj?cy w?a?nie autobus do Campu lui Neag. Autobus prezentowa? tak tragiczny stan techniczny, ?e ju? widzia?em nag?ówki w gazetach: "Rumu?ski autobus spada w przepa??"... No, ale po godzinie dotarli?my szcz??liwie do Campu lui Neag, malutkiej górniczej osady u stóp Retezatu.
W przydro?nej knajpie kupili?my chleb i po krótkim postoju na ?niadanie na polance ruszyli?my w gór?. Niestety, nie mieli?my mapy (za?o?yli?my sobie, ?e - ?eby nie traci? czasu - kupimy j? dopiero w schronisku Buta) i do?? szybko mieli?my w?tpliwo?ci jak dalej i??, a napotkani robotnicy pokazali nam drog? prowadz?c? mocno naoko?o... a nie przez s?ynne wrota Buta...
Przez kilka godzin idziemy do?? m?cz?cym i nu??cym podej?ciem, na przemian w s?o?cu i deszczu, i w ko?cu dochodzimy do znaku "Cabana Buta - 1 h". Rewelacja. Idziemy wi?c bez ?adnych przystanków, ?eby jak najszybciej doj?? do Buty... Mamy niez?e tempo, ale po godzinie jeste?my dalej w jakim? lesie... Godzina pi?tna?cie - dalej nic. Zaczynamy si? niecierpliwi?, a tymczasem dochodzimy do znaku "Cabana Buta - 60 min"...
Dalej droga jest ju? bardziej górskim szlakiem, co jaki? czas przecinaj? j? strumyki i potoki, i w?a?nie w jednym z takich potoków wyl?dowa? Adrian, spadaj?c z jednej z chybotliwych k?adek, przez co reszt? dnia musia? sp?dzi? w sanda?ach... W ko?cu si? wkurzyli?my na rumu?skie oznaczenia i rozbili?my si? na obiadek na urokliwej polance, ko?o ?róde?ka. Kiedy godzin? pó?niej ruszyli?my dalej, okaza?o si?, ?e schronisko by?o od razu za zakr?tem... Mo?e 100 metrów dalej...
W Cabana Buta kupili?my wreszcie mapy, wypili?my po ursusie i ruszyli?my na prze??cz Saua Plaiui Mic - stamt?d, z pi?knej, soczy?cie zielonej ??ki po raz pierwszy ujrzeli?my w?a?ciwy Retezat. Widok by? imponuj?cy, a do tego wygl?da?o, ?e do jeziora Bucura jeszcze ca?kiem daleko, wi?c ruszyli?my dalej. Z prze??czy zeszli?my oko?o 300 metrów w dó? do doliny, przekroczyli?my potok w pobli?u zniszczonej tamy (wygl?da?o na to, ?e woda j? po prostu rozerwa?a z olbrzymi? si??) i znów do góry, przez las, pó?niej przez g?st? kosówk?, dalej przez hale, a? w ko?cu o 19 dotarli?my na miejsce.
Jezioro znajduje si? w typowym karze, jest otoczone z trzech stron wysok? na 2500 metrów grani?, z czwartej strony przepa??, a na niewielkim skrawku l?du na jego brzegu znajduje si? wyznaczone obozowisko... Zreszt? to jedyne góry w Rumunii, w których nie mo?na si? rozbija? na dziko, tylko w wyznaczonych miejscach.
Rozbili?my szybko namioty, zbudowali?my kamienne murki od strony jeziora (to w ko?cu 2050 m n.p.m.) i zm?czeni ca?odzienn? w?drówk? (zrobili?my oko?o 1900 m ró?nicy wysoko?ci, przeszli?my prawie 30 km, a wszystko "na ci??ko") o wpó? do dziewi?tej schowali?my si? do ?piworów i zasn?li?my (w Polsce zaczyna?y si? dopiero "Wiadomo?ci").