27 lipca, dzie? 5.
W nocy budzi? mnie kilka razy huraganowy wiatr, ba?em si?, ?e zerwie nam namiot, poza tym mimo ?e postawili?my murek, mocno nas podwiewa?o... Nad ranem jednak troch? ucich?o, wi?c obudzili?my si? dopiero o 10. S?o?ce przeplata?o si? ca?y czas z deszczem, wi?c zwlekali?my z wyj?ciem, w ko?cu rozpogodzi?o si? na tyle, ?e po ogromnej porcji kaszki manny ruszyli?my na szlak. Najpierw weszli?my na Peleag?, najwy?szy szczyt Retezatu (2509 m); kiedy nasycili?my si? rewelacyjnym widokiem, zacz?li?my schodzenie - ju? we mgle - na prze??cz Saua Pelegii, na 2285 m, by z niej uderzy? na o pó? metra ni?sz? od Peleagi Papusz?. Na prze??czy mg?a by?a ju? tak g?sta, ?e zgubiwszy kilka razy drog?, zdecydowali?my si? i?? po prostu grani?, ca?y czas sprawdzaj?c map? i kompas. Widoki z Papuszy by?y zerowe, wi?c nie trac?c czasu wrócili?my na Saua Peleagii i z niej na prze??cz pod sam? Peleag?. Dalej, id?c porz?dn? grani?, zaliczyli?my Vf. Custura Bucurei (2307 m), z której rozci?ga? si? pi?kny widok na nasze namioty, i przez prze??cz zeszli?my do jeziora.
Wieczór by? potwornie zimny, do tego wia? straszny wiatr (palnik w mojej kuchence zgas? mimo os?onki i kamiennego murku), szybko zrobili?my sobie wi?c jedzonko, umocnili?my troch? murki wokó? namiotów... i ulewa zap?dzi?a nas do ?rodka. Zreszt? takiej ulewy nigdy nie widzia?em - przez kilka godzin deszcz wali? w?ciekle o tropik, a wiatr rzuca? namiotem na wszystkie strony...
28 lipca, dzie? 6.
To by?a najgorsza noc... Wstali?my kiedy wysz?o wreszcie s?o?ce, zjedli?my kaszk? i oko?o 12 wyszli?my w góry - na Retezat. Od rana by?o wida?, ?e s?o?ce ?wieci tylko i wy??cznie nad samym jeziorem Bucura, a okoliczne szczyty spowite s? g?st? mg??, ale mieli?my nadziej?, ?e si? to zmieni. Wkrótce jednak weszli?my w g?st? mg??, która tworzy?a zreszt? niezwyk?y klimat - ma?a, w?ska dolinka, w niej malutkie stawy, znad których unosi?y si? mg?y... Szybko podeszli?my na gra? Vf. Bucury, pó?niej bardzo eksponowanym trawersem omin?li?my sam szczyt i doszli?my do prze??czy. Z niej na kolejn? prze??cz, a stamt?d ju? grani?, w g?stej jak mleko mgle, dostali?my si? na wierzcho?ek Retezatu (2485 m). Kiedy siedzieli?my na szczycie i gotowali?my sobie zupki, kilka razy mg?a rozst?powa?a si? na moment i widzieli?my to doliny na dole, to gra?, któr? weszli?my... Kiedy zacz??o la?, ruszyli?my z powrotem, a pogoda do ko?ca by?a tak kiepska, ?e zrezygnowali?my z podchodzenia pod obie Bucury.
Gdy tylko wrócili?my do namiotów, znowu zacz??a si? ulewa i wichura. To chyba normalne w tych górach... Zreszt? z opisu na odwrocie mapy wynika, ?e tu pada prawie ca?y czas :) Kiedy deszcz usta?, ugotowali?my obiad, czyli kuskus i sos grzybowy. By?o potwornie zimno, do tego wia? porywisty wiatr (kiedy przechyli?em kubek, ?eby nala? Szopenowi sosu do kuskusu, polecia? on po prostu... poziomo... mijaj?c kuskus Szopena :) Po chwili nad jezioro zesz?a g?sta mg?a, a my schowali?my si? do ?piworów.
Ciesz? si?, ?e jutro schodzimy - ca?y czas leje, jest potwornie zimno, nie mo?na si? nawet wysuszy?... To bardziej walka o prze?ycie ni? ?a?enie po górach...
29 lipca, dzie? 7.
Noc by?a potwornie zimna - ale nie by?o ?le. Stopy owin?li?my enercet? (bardziej, ?eby nie wia?o nam po nogach, ni? dla ciep?a), pierwszy raz spali?my w ?piworach w polarach, do tego w nocy za bardzo nie pada?o...
Rano czekali?my w ?piworach, a? rozwieje si? mg?a i ustanie m?awka; w ko?cu jednak stwierdzili?my, ?e nie ma sensu. Po szybkim ?niadaniu zwin?li?my namioty, spakowali?my si? i ruszyli?my - tradycyjnie w g?stej mgle - na prze??cz Bucura (2206 m). Z niej do?? ostre zej?cie w dó?, ca?y czas w ulewie, po ?liskich kamieniach, pó?niej kawa?ek przez dolink?, a? wreszcie weszli?my w kosówk?. Przedzierali?my si? przez t? kosówk?, po kostki w b?ocie, a? w ko?cu doszli?my do Cabana Gentiana. Z niej, kieruj?c si? niebieskimi trójk?cikami, id?c wzd?u? potoku, a pó?niej le?n? drog?, dotarli?my wreszcie do Cabana Carnic... Cywilizacja! Im ni?ej schodzili?my, tym lepsza by?a pogoda - tu ju? ?wieci?o pi?kne s?o?ce. Dowiedzieli?my si?, ?e za dwie godziny jedzie bus, którym za dolara mo?emy si? zabra? do Ohaba de Sub Piatra, malutkiej wioski ze stacj? kolejow?. Porozwieszali?my wi?c nasze mokre rzeczy i wygrzewali?my si? w s?o?cu...
Bus mia? ju? najlepsze czasy za sob? i by? potwornie zapchany. Wrzucili?my nasze plecaki na dach i ruszyli?my. Klimat by? naprawd? niez?y - za oknem cudowne krajobrazy: pi?kna zielona dolina, ?rodkiem której bieg?a pomara?czowa pylasta droga, a do tego g?o?na ludowa muzyka (czyli rumu?ska podróbka Bregovica :). Mimo ?e bus by? pe?en, kierowca zatrzymywa? si? po drodze jeszcze kilka razy, ?eby wzi?? kolejnych pasa?erów. W ko?cu dojechali?my do Ohaba de sub Piatra, gdzie kierowca zatrzyma? si? przed przejazdem kolejowym na szutrowej drodze i powiedzia?: "Gara"; wszyscy si? lekko zdenerwowali, bo dworca ani widu, ani s?ychu, a kierowca zaczyna si? pakowa? z powrotem do furgonetki... W ko?cu jednak kto? odkry? peron i malutki budynek stacyjny...
Od kobiety w ?rodku wzi?li?my rozk?ad, ale w sumie nic nie znale?li?my; kupili?my wi?c bilety na personal do Simerii, zjedli?my tam porz?dny obiad w dworcowej restauracji i ogl?daj?c niesamowit? burz?, czekali?my na nocny rapid do Braszowa.