My te? wracamy nad ranem do "Park Hotel". ?pimy krótko. Gdy ko?czy si? dzia?anie piwa nie czujemy ju? senno?ci - dzia?a czat. Jedziemy do ambasady Kenii (taksówka w jedn? stron? 18 birrów). Tu mamy kolejny pokaz afryka?skiej biurokracji - najpierw kontrola baga?y (zostawiamy je u stra?nika, ze wzgl?du na aparaty fotograficzne), potem ogl?danie wystawy produktów kenijskich (w tym grabie, maczety i zamki do drzwi) w oczekiwaniu na panienk? zajmuj?c? si? wizami. Okazuje si?, ?e na wiz? czeka si? 2 dni i zostawia w ambasadzie paszport. To z?a wiadomo?? - je?eli chcemy jecha? drog? l?dow? stracimy kolejne 2 dni w Addis.
Wracamy, idziemy na dworzec autobusowy i za 52 birry (cena wzros?a w stosunku do informacji z przewodnika) kupujemy bilet na jutro do Bahar-Daru. Wracamy do hotelu przez Mercado - podobno najwi?kszy bazar Afryki (i raj dla kieszonkowców). Przeczekujemy tam niesamowit? ulew? (jakby mia? si? zacz?? potop), wykupujemy bilety lotnicze (p?acimy kartami kredytowymi - 65$, pani nas obs?uguj?ca jest niesamowitej urody), wymieniamy pieni?dze (gdy Janek szuka pieni?dzy pod bankiem przybiega do nas zaniepokojona ochrona). Du?e wra?enie sprawia na nas kolejka do Teatru Narodowego, porz?dku której pilnuj? ochroniarze z drewnianymi pa?ami. Szcz??liwie udaje si? skorzysta? z Internetu i odebra? paszporty z wizami (cho? paszport kolegi znalaz? si? w przegródce dla obywateli USA i by?y trudno?ci z jego znalezieniem).
Po obiado-kolacji w Ibex Lallibella znowu w?drujemy do Al-Mendi. Tym razem jeste?my tam do?? krótko (ze wzgl?du na jutrzejszy wczesny wyjazd), ale jeste?my ?wiadkami niesamowitej dyskusji (po arabsku, ale rozumiemy sporo z gestykulacji) na temat mo?liwo?ci seksualnych jednego z go?ci... Musimy odmówi? propozycji wspólnego obiadu z "naszymi" dziewczynami. Wracaj?c kupujemy wod? na jutro (10 birrów), mijamy wspaniale o?wietlony Africa Hall i... slumsy u jego stóp. Umawiamy si? z taksówkarzem na zabranie nas rano na dworzec autobusowy.
26.10.2001 Wstajemy wcze?nie - mamy autobus do Bahar Dar o 6 rano. Oczywi?cie nasz taksówkarz nie zjawia si? (pó?niej przyzwyczaj? si? do tego w Etiopii). Bierzemy innego za 25 birrów. W ostatniej chwili przyje?d?a ten umówiony poprzedniego dnia, ale ignorujemy go.
Jeste?my na dworcu du?o wcze?niej przed odjazdem. Widok ton?cego w ciemno?ciach miejsca, z paroma lampami, z lud?mi ?aduj?cymi swoje baga?e na dachy autobusów jest naprawd? niesamowity. Wreszcie przychodzi i nasza kolej. Wszystko przebiega do?? sprawnie i wkrótce wyruszamy. Na granicy miasta czeka nas ma?a kontrola. Wkrótce ko?czy si? asfalt i zaczyna wyboista droga. W pewnym momencie, na postoju, wchodzi do autobusu kap?an, daje wszystkim do poca?owania krzy? i zbiera pieni?dze. Oko?o po?udnia zatrzymujemy si? na lunch w miejscowo?ci sk?adaj?cej si? chyba wy??cznie z hotelików i restauracji. Jedzenie (pasta, czyli makaron) jest tanie, smaczne i bardzo ostre.
Wieczorem, gdy ju? zmierzcha, docieramy do miejscowo?ci Motta. Tu b?dziemy nocowa?. Z trudno?ci? znajdujemy jakie? wolne miejsca w bardzo prymitywnym hoteliku (7 birrów od osoby). Budzimy bardzo du?e zainteresowanie mieszka?ców, zw?aszcza dzieci. W pewnym momencie podchodzi do nas cz?owiek, przedstawia si? jako policjant i ka?e odej?? spod banku, gdy? tak du?y t?um nie powinien tam sta?. Robimy zdj?cia, rozdajemy adresy i odpowiadamy na mnóstwo pyta?. Na kolacj? jemy ind?er? z jajecznic? (5 birrów) i pijemy miejscowe piwo o ciekawej nazwie "Meta" (3,5 birra). Pod?oga w restauracji wysypana jest jakimi? ro?linami, a pr?d jest tylko przez 4 godziny wieczorem. Po wiosce oprowadza nas miejscowy nauczyciel, który ci?gle nam mówi, jak dobrze jest w Etiopii. Wcze?niejsze rozmowy z mieszka?cami by?y mniej optymistyczne, na przyk?ad po zmroku nie mo?na chodzi? po ulicach Motty bez wa?nego powodu.
Noc jest raczej ci??ka, bo ?ó?ko ciasne i niewygodne. Wstajemy oko?o 5 rano, aby oko?o 6 ruszy? w dalsz? drog?. ?egna nas chyba pó? wioski. Na jednym z postojów po drodze na autobus ?aduj? zwi?zane kury. Po oko?o 4 godzinach docieramy do celu. Zakwaterowujemy si? tutaj w ca?kiem mi?ym i tanim hotelu Tana Pastry (w przeciwie?stwie do drogiego Tana), mieszkamy w pojedynczych pokojach ze wspólna ?azienk? z ciep?? wod? (20 birrów od osoby). Oddaj? rzeczy do prania (12 birrów za spor? kupk? brudów), odpoczywamy, jemy co? w hotelowej restauracji (pasta 7-8 birrów, cola 2,5, piwo 4 birry). Potem chcemy kupi? bilety do Gonderu, ale okazuje si?, ?e najwcze?niej mo?na to zrobi? dzie? przed wyjazdem. Chcemy zobaczy? ?ród?o Nilu - podje?d?amy na most, idziemy przez jakie? z?omowisko wojskowe, ale niedaleko celu zostajemy zatrzymani przez stra?nika z powodu tamy. Wracamy do mostu. Nie chce si? ju? nam i?? do pa?acu Haille Selassie. Wracamy do miasta i idziemy na targ. Potem dogadujemy si? w sprawie jutrzejszej wycieczki nad jezioro (100 birrów). P?acimy w hotelu Ghion. Tam te? korzystam z Internetu (1 birr / minut?). Wieczorem chodzimy troch? po barach. Jednak spotykamy g?ownie ?ebraków ma ulicach (na przyk?ad ma?? dziewczynk? usi?uj?c? sprzeda? nam kukurydz? - dajemy jej 1 birra) i prostytutki.