Nasz obóz mie?ci si? tu? obok bazy stra?ników. Ma prysznice i do?? ohydn? toalet?. Dostaj? du?y namiot tylko dla siebie, a potem smaczn? kolacj? (makaron z mi?sem). Kupuj? zimne piwo (100 KSH, przyniesione chyba z pobliskiej lodgy, gdzie jest pr?d z generatora). Do??cza do nas para Niemców. Opowiadaj? histori?, która im si? przydarzy?a. Byli w tym samym hotelu w Nakuru, co my, kilka dni wcze?niej. Oko?o 2 w nocy wpad?a tam grupa rabusiów (przez okno, wy?amuj?c kraty), sterroryzowa?a obs?ug? i obrabowa?a wszystkich z pieni?dzy i rzeczy warto?ciowych (w ich grupie by?y jeszcze dwie inne pary turystów). Zabrali czeki, aparaty fotograficzne, parze Chi?czyków - gotówk? i drog? kamer?. Zgwa?cili 2 kobiety z obs?ugi oraz chcieli zgwa?ci? turystk?, Chink? (ale w ko?cu odst?pili od tego zamiaru). Chocia? jeden z kierowców dzwoni? z komórki na policj?, ta nie zjawi?a si?. Bandyci grasowali do 4 rano, przystawili Niemcowi pistolet do g?owy. Jeden z samochodów mia? zepsute hamulce - zostawili go. Drugi ukradli, poniewa? jednak do Diesla dolali benzyny, nie chcia? jecha? i porzucili go w polu. Niemieccy tury?ci wrócili do Nairobi, a biuro podró?y, przed wcze?niejszym powrotem do domu, ofiarowa?o im 2 dni bezp?atnego safari. Straszne - bardzo ci??ko mi by?o zasn?? po tym, co us?ysza?em.
22.11.2001 wstajemy wcze?nie, ale czekamy a? nasz kierowca Nicholas wróci z naprawion? opon?. Niemcy wyje?d?aj? wcze?niej. Przeja?d?ka jest ca?kiem udana - widzimy dwa odpoczywaj?ce doros?e gepardy, s?onie, ?yrafy oryksy, gerenuki i male?kie dik-diki (najmniejsze antylopy, bardzo p?ochliwe i przez to trudne do sfotografowania). Jedziemy nad rzek?, ale widzimy tylko jednego, ma?ego krokodyla, nie ma hipopotamów i niewiele zwierz?t k?pie si? w rzece (gdy chcieli?my podjecha? bli?ej do pluskaj?cych si? s?oni, te uciek?y). To efekt sporych opadów ostatnio - zwierz?ta nie musz? przychodzi? do rzeki.
Wracamy na lunch (kurczak z kartoflami i przepyszna sa?atka owocowa). ?egnamy Niemców (jad? do Nairobi, od razu na lotnisko i tam b?d? czeka? na samolot). Zaczyna pada? - na pocz?tku s?abo, potem rozp?tuje si? prawdziwa ulewa. Przesypiam j? w namiocie. Oko?o 3 po po?udniu przeja?nia si? i szybko robi si? bardzo upalnie. Pijemy kaw?, gramy w karty i czekamy na powrót naszego kierowcy. Jedziemy na popo?udniowe safari. Najpierw troch? kropi, ale pó?niej si? przeja?nia. Widzimy trzy m?ode gepardy z matk? (wokó? jest mnóstwo samochodów z turystami), leoparda (nad rzek?, na ziemi, co jest dziwne dla tego zwierz?cia) i eland (najwi?ksz? antylop?). Na koniec ogl?damy stado s?oni z malutkimi s?onikami oraz ma?e przedstawienie: biegaj?ce w kó?ko i czochraj?ce si? w krzakach ?yrafy oraz rycz?c? zebr?. Oko?o 18 wracamy do obozu (przepisy w tym parku s? bardzo rygorystyczne, po zmierzchu trzeba wraca?), jemy kolacj? i idziemy spa?.
23.11.2001 to ostatni dzie? wyjazdu. Pakujemy si?, dajemy napiwki dla kucharzy (ja 150 KSH) i jedziemy na ostatni? przeja?d?k? (troch? "na odczepnego", bo nasz kierowca zbytnio si? nie przyk?ada?).Widzimy ró?ne antylopy i pawiany. Krajobraz jest niesamowity, "kwadratowa" góra w tle - przepi?kna. Wyje?d?amy z parku, to praktycznie koniec safari. Podwozimy dwójk? miejscowych. Jedziemy t? sam? drog?, co w t? stron?, znowu mijamy miejscowych mieszka?ców w przepi?knych strojach, jemy lunch w tej samej restauracji. Potem przeje?d?amy ko?o Mt. Kenya (ukrytej w chmurach) i mkniemy dobr? drog? w stron? Nairobi. Wokó? nas rozci?gaj? si? plantacje kawy, herbaty, mango (du?e drzewo o lancetowatych li?ciach) i papai (ma?e drzewo o li?ciach zbli?onych kszta?tem do klonu). Na krótki postój zatrzymujemy si? w Thika, gdzie s? dwa wodospady i malowniczo po?o?ony Blue Park Hotel (kawa 55 KSH). Droga zmienia si? w dwupasmow? - to znak, ?e jeste?my blisko stolicy. Po dojechaniu pod biuro dajemy przewodnikowi napiwek (po 750 KSH). Nicholas by? lepszym przewodnikiem, ni? Sammy, wi?cej wiedzia? o zwierz?tach i ich zwyczajach. W biurze wype?niam kwestionariusz na temat wyjazdu.