Cz??? 5
Zaraz na starcie spostrzegamy niewielki domek, który kiedy? pewnie by? stra?nic?. Z domku dochodz? jakie? dziwne odg?osy, jakby niekontrolowany rechot czy co? takiego... Napis na drzwiach nic nie mówi, poza jednym, ale wa?nym: WST?P WOLNY. Wchodzimy. W ?rodku gabinet krzywych luster. Mo?na si? ob?mia? z siebie, stoj?c przed 20 albo i wi?cej lustrami. St?d te? zbiorowe wybuchy ?miechu, ale i my r?ymy rado?nie na widok naszych wykrzywionych g?b. Mam nawet pami?tkowe zdj?cie! To bardzo u?yteczny budynek; ani jedna osoba nie wychodzi?a z niego smutna. Idziemy pod górk? i siadamy czasem przy o?ywczo pluszcz?cych fontannach albo popijamy oran?adk?. S? wózki z hot-dogami i sprzedawcy kolorowych baloników, nastroju dodaj? gazowe latarnie i w ogóle jest jak na majówce. Trafiamy na niewielkie jeziorko, po którym p?ywaj? ?ab?dzie. Mo?na te? wypo?yczy? ?ódk?, ale komu si? chce wios?owa??! Omijamy kilka mniej wa?nych muzeów, ?eby wreszcie stan?? na szczycie wzgórza u bram Pa?acu Maksymiliana. Sk?d Habsburg w Meksyku? Ano, by?o kiedy? tak, ?e Meksyk by? ?akomym k?skiem. Najpierw nadgry?li go Hiszpanie, potem próbowali Angole, ale bez powodzenia. Nast?pnie skubn?li Francuzi, a na ko?cu Amerykanie. To Francuzi zainstalowali tam Habsburga, który na koniec zamiast wdzi?czno?ci otrzyma? od Meksykanów plomb? w czerep. Póki jeszcze robi? za cesarza, ca?y ten park i pa?ac by? jego prywatn? w?asno?ci?, atoli Ja?nie Pani Carlotta za?o?y?a kilka innych parków w mie?cie, wszystko po to, ?eby ?adnie mieszka?. Nie pomog?y jej te parki. Te? j? pos?ano do piachu z dziurk? w g?owie. Potem pa?ac zamieszkiwali ró?ni prezydenci, którzy tu bardzo cz?sto si? zmieniaj?, nierzadko w sposób gwa?towny. Ostatni z rezydentów prezydentów, niejaki Porfirio Diaz, wywia? przed powsta?cami dos?ownie w ostatniej chwili przez dziur? w ?cianie i sekretn? wind? wykut? w skalach, bo stosowny tunelik zbudowa? sobie ju? wcze?niej. Zatrzyma? si? nie gdzie indziej, jak w?a?nie w Pary?u. Pa?ac jest jednopi?trowy, przy czym pi?tro to prywatne tarasy i pokoje cesarskie. Zbudowany jest w stylu mniej wi?cej renesansowym - przynajmniej na to wskazuje kszta?t okien, atoli parter zdobi? pó?koliste podcienie, które stanowi? zarazem pod?og? balkonu pierwszego pi?tra. Balkon ten, ozdobiony kamiennymi balaskami, ci?gnie si? przez ca?? d?ugo?? budynku. ?eby przej?? wzd?u? pa?acu, potrzeba ?adnych kilku minut. Na balkonie w niewielkich doniczkach - egzotyczne ro?liny. Ca?o?? kunsztownie wyko?czona gzymsami i ozdobnymi ramami okiennymi. Drugie skrzyd?o wychyla si? ku po?udniowi i stanowi na dole wozowni?, a na górze przeszklony taras, z którego mo?na podziwia? widok miasta ze wzgórza.
Wej?cia na dziedziniec, jak i do pa?acu strzeg? stra?nicy i trzeba si? kilkakrotnie legitymowa? i okazywa? baga?. Wewn?trz pa?acu jest dzi? muzeum, ale starano si? zachowa? jego wn?trze tak, jak je zamieszkiwali Ja?nie Pa?stwo. Tu sprawdzaj? si? s?owa piosenki ?piewanej swego czasu przez Tadzia Chy??: "Cysorz to mo klawe ?ycie oraz wy?ywienie klawe..." Ka?da z komnat pa?acowych urz?dzona jest z wielkim smakiem, ?eby nie powiedzie? przepychem. Ka?da wy?o?ona inn? materi?, o innej barwie i w ka?dej meble s?u??ce ?ci?le jednemu przeznaczeniu. Np. salon kawowy zawiera niewielki stolik z wygodnymi fotelikami, jest d?bowy kredens z porcelanow? zastaw? i w rogu fortepian. Wszystko w subtelnej tonacji gasn?cych ?wiate? i zapadaj?cego wieczoru. Nie zapomniano o kandelabrach i ?wiecach. Tu Ja?nie Pani za?ywa?a wypoczynku po atakach migreny. W naro?nym pokoju stó? do bilardu dla Ja?nie Pana. To centralny mebel, ale dyskretnie schowany jest te? barek, stolik i kilka foteli. Sala koncertowa wy?o?ona jest wi?niow? draperi? (aksamit albo plusz), stoi tam pi?kny fortepian i z?ocone, ozdobne krzes?a. W pokoju przyj?? urz?dzonym dla Maksymiliana s? z?ocone gzymsy, wielkie obrazy i lustra w z?oconych ramach. Kolorowo malowany sufit, pi?kny ?yrandol, rokokowe meble i okaza?y portret Carlotty w koronkowej sukni i koronie na g?owie. Ma to w sobie co? z Pa?acu Królewskiego albo z ?azienek. W ka?dym razie zwiedza si? przyjemnie i mo?na przez chwil? pooddycha? zapomnian? ju? chyba wielkopa?sk? atmosfer?. Na pi?trze s? prywatne apartamenty Cesarstwa. Wychodzi si? z nich bezpo?rednio na urz?dzone na dachu ogrody, pe?ne kwiatów i zieleni. Pluszcze sobie fontanna. Tutaj cesarz móg? by? sam, oddzielony od reszty pa?acu i ?wiata. Tu zobaczy? mo?na sypialnie cesarskie, które, podobnie jak ?azienka Carlotty i kareta, podarowane zosta?y przez Napoleona. Sypialnia cesarzowej w tonacji ciemnozielonej, ?ciany wy?o?one z?ocistozielon? materi? i dodatkowo malutkimi obrazkami w z?otych ramkach. Roz?o?yste, inkrustowane ?o?e z baldachimem nad g?ow?. Baldachim te? pod kolor. Jeszcze rokokowy stó?, dwa zielone krzes?a i zielony fotel, a na suficie z?oty kandelabr, w nim ciemnozielone ?wiece. Sypialnia cesarska - a pó?niej prezydencka - nie ma tego ciep?ego klimatu, ale te? ma swoisty nastrój. Meble, ?ciany i ?o?e obite purpurow? tkanin?. Pokój zawiera tylko najpotrzebniejsze sprz?ty: szaf? z lustrzanymi drzwiami, stolik nocny i krzes?o. Purpurowa kurtyna odgradza niewielk?, s?oneczn? werand?, na której stoj? gustowny stolik i krzese?ka. Zagl?dam jeszcze do ?azienki Ja?nie Pani. Pi?kna, marmurowa wanna, ko?o niej miedziany dzban do wody, a ?ciany wy?o?one prze?licznymi, barwnymi kafelkami. Dominuje ziele?, cho? nad sam? wann? kafelkowa mozaika ukazuje ga??zie kwitn?cej jab?oni. Dochodz? do tego: niewielki stolik na kosmetyki, dwa stoj?ce lichtarze i dwie kusz?ce, zielone kanapy, na który mo?na po k?pieli na przyk?ad... rozmawia?. Wzd?u? pierwszego pi?tra prowadzi galeria witra?y, ale w czasie naszej wizyty ta cz??? pa?acu by?a nieczynna. Schodzimy za to do wozowni (kolejna kontrola) i podziwiamy cesarsk? karet? Maksymiliana. Z?oto i purpura i mnóstwo zawijasów, ozdób, szk?a. Ale dla Europejczyków nic nowego, bo takimi karetami zasuwa? nasz król Sta?. Jest jeszcze druga kareta, raczej powóz, du?o skromniejsza, czarna i troch? wygl?daj?ca jak powóz pocztowy. Ta pierwsza by?a widocznie do ko?cio?a, ta druga - do sklepu na zakupy. Z tarasu robimy zdj?cia miasta, a w drodze powrotnej zahaczamy o tajemniczy park na ty?ach pa?acu. Park jako? tak wygl?da na zaniedbany, trawa nie za bardzo skoszona. W g??bi jaka? rze?ba, te? zaro?ni?ta traw?. Za rze?b? ch?opak ca?uje dziewczyn?, wi?c dyskretnie wycofujemy si? i w?azimy wprost na stra?nika z radiotelefonem, który grzecznie, acz stanowczo wyprasza nas z parku. "To nie jest teren do zwiedzania"- mówi. Natykamy si? na ma?? kawiarenk? na tarasie i odpoczywamy chwil?, zawieraj?c znajomo?? z dwiema dziewczynami. Jedna jest Szwedk? i uczy angielskiego w Mexico City. Odk?d Meksyk wszed? do NAFTY, wzros?o gwa?townie zapotrzebowanie na nauczycieli angielskiego. Dziewczyny twierdz?, ?e w dniu naszego przyjazdu by?o istotnie niewielkie trz?sienie ziemi. Nie zrobi?o szkód, ale by?o wyra?nie odczuwalne w domach.
Wieczorem wybrali?my si? znów na Guadalupe. Od czasu do czasu wpadam tam na wieczorn? msz?, bo nie ma ju? takich t?umów, za to zbiera si? m?odzie? i nastrój jest jakby inny. Dzi? np. przysz?a pielgrzymka m?odzie?owa z jakiej? wsi. Na mszy gra wi?c ich zespó? muzyczny, graj? pie?ni ko?cielne, u?ywaj?c tradycyjnych india?skich instrumentów. Muzyka jest bardzo ?ywa i weso?a, a przecie? to te same pie?ni, które normalnie w niedziel? ludzie zawodz? i rozwlekaj? do niemo?liwo?ci. Innym znów razem ludzie podczas komunii za?piewali znan? nam dobrze "Bark?". Ludzi by?o niewielu i ?piewali z takim uczuciem, ?e trzeba by?o tam by?, bo opisa? si? tego nie da. To ju? by?a ostatnia msza, ciemno na dworze i ksi?dz si? nie spieszy?, bo potem ju? zamykano bram?. Tyle tylko, ?e nikt nigdy nie wiedzia?, o której godzinie jest ostatnia msza. Nie by?o ?adnego planu. Czasem bazylik? zamykano bardzo wcze?nie - nie to, co na Jasnej Górze. W czasie mszy cz?sto pojawiali si? porz?dkowi. Byli to ro?li cywile, wygl?daj?cy jak polscy stoczniowcy po zako?czeniu strajku w sierpniu 80'; nieogoleni, niedomyci, jakby w rozpi?tych marynarach i rozche?stanych koszulach. Stawali na marmurowych schodach tu? za ksi?dzem odprawiaj?cym msz? i zachowywali si? tak, jakby to oni byli najwa?niejsi. G?o?no i bez ?enady gadali przez radiotelefony, które odpowiada?y im rozpraszaj?cym si? skrzekiem. Natychmiast po ostatniej mszy wypraszali wszystkich wiernych, szpanuj?c tymi krótkofalówkami i nie pozwalaj?c nawet na krótk? modlitw?. Czy?by ksi??a chodzili spa? o 8 wieczorem? Ale raz przedobrzyli. Po mszy mo?na wej?? za o?tarz i stamt?d, z bliska, obejrze? cudowny obraz. ?eby za? nie by?o zatoru, zainstalowano tam ruchomy chodnik, przewo??cy pielgrzymów bezpo?rednio pod obrazem. Tego wieczoru chodnik zatrzymano i mog?em przyjrze? si? obrazowi z bardzo bliska, nie niepokojony przez t?umy.