Strona główna
Strona główna
Opowieści
Opowieści
Dobre rady
Dobre rady
Galeria
Galeria
Recenzje sprzętu
Recenzje sprzętu
Konkurs
Konkurs!
Odsyłacze
Odsyłacze
Kontakt
Kontakt
Szukaj
Opowie?ci o Meksyku
Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

Cz??? 6

Rynek w Mexico City. Bezrobotni oczekuj?cy na prac?
Ca?e miasto razem wzi?te jest wielko?ci wspó?czesnego osiedla mieszkaniowego w du?ym mie?cie. Mijam jeszcze jakie? niskie i zaro?ni?te traw? kwadraty z kamienia, wygl?daj?ce jak podstawy pod nigdy niewyko?czone, niewielkie piramidki czy o?tarze. Dzi? Ulica ?mierci jest wy?o?ona asfaltem. Z obu stron tylko spalona trawa. W dali k?pa drzew, zza których wy?ania si? piramida. Wzd?u? drogi, w upalnym s?o?cu siedz? ubodzy wie?niacy, usi?uj?cy sprzeda? miejscowe wyroby. Na razie nie zwracam na nich uwagi. Powoli id? na pó?noc, gdzie na ko?cu Alei ?mierci stoi druga piramida, po?wi?cona bogini Ksi??yca. Ma?a lokomotywka na gumowych kó?kach ci?gnie szereg be?owych wagoników. Kolejk? jad? leniwi Amerykanie. Rysiek równie? wybiera "ekspres" - ja id? piechot?. Id? powoli i w miar?, gdy posuwam si? naprzód, po obu stronach ulicy pojawiaj? si? coraz wy?sze, schodkowe budowle. Do wn?trza niektórych mo?na wej??. Znajduj? si? w nich india?skie "skarby": rze?by, inskrypcje, bi?uteria. Mo?e kiedy? mia?y funkcje religijne, mo?e ?wieckie. Niestety, nasz przewodnik ma niewiele informacji o tym miejscu. Ale id?c tak w upalny dzie? w kierunku rosn?cej z ka?dym krokiem Piramidy Ksi??yca, czuj? si? troch? tak jak przed stuleciami. Jest cicho, tylko niekiedy india?scy sprzedawcy graj? na azteckich flecikach lub na delikatnych lutniach, wzorowanych na tych sprzed lat. Stwarza to niepowtarzalny nastrój, tote? nie spiesz? si?. Spostrzegam, ?e wyroby oferowane przez Indian s? pi?kne i niepowtarzalne, a przy tym du?o ta?sze ni? w Mexico. Dlaczego tak jest? Sztuka i pami?tki to jedyne ?ród?o dochodu tych wie?niaków. Na spalonej s?o?cem ziemi rosn? jedynie kaktusy. Jak na z?o??, nie wzi??em pieni?dzy i oganiam si? od handlarzy sakramentalnym: "Gracias, senior." Ale oni nie daj? za wygran?: "Oj, jakie gracias, panie? Co ja kupi? za gracias?" Naprawd? ?al mi ich. Sprzedaj? pi?kne rzeczy dos?ownie za grosze, bo bogatym Amerykanom pieni?dzy nie brakuje, a jutro znów przyjad? nast?pni. Sezon trwa tu ca?y rok. Wyja?niam wi?c, ?e nie jestem bogatym Amerykaninem, tylko polskim studentem. S?owo Polonia niewiele im mówi, ale gdy dodaj?; "Papa - Juan Pablo Secondo" od razu wiadomo, o kogo chodzi. Wielu prosi o zdj?cia papie?a i czuj? si? zawiedzeni, bo ja - ci??ki idiota - nie wpad?em na to, ?eby zabra? je ze sob?. Ale rozmawiamy do?? d?ugo, a oni nad wyraz dobrze mówi? po angielsku. Po drodze natykam si? na starsz? kobiet? o mi?ej twarzy. Ubrana jest w india?ski, wie?niaczy strój: poncho, skórzane sanda?y i stary kapelusz. W r?ku trzyma flety gliniane w kszta?cie ma?ego cz?owieczka o zdeformowanej g?bie. To jaki? stary bo?ek. Namawia mnie na ten flecik, ale ja nie mam zbyt wiele forsy. Mówi? jej, ?e zap?ac? tak jak za flecik, je?eli pozwoli mi zrobi? sobie zdj?cie. Odmawia mi grzecznie, jakby wstydliwie, ale widz?, ?e nie chce nawet pieni?dzy, bylebym tylko jej nie fotografowa?.

Dochodz? pod Piramid? S?o?ca. Stoi bli?ej i nieco z boku, tzn. w kierunku wschodnim. Pod piramid? gromadzi si? t?um turystów, g?ównie Niemców i Amerykanów. Rzucaj? si? pod gór?, jakby to by?a klatka schodowa jakiego? wie?owca. Ja cz?api? powoli. Pami?tam o swojej astmie i odpoczywam co 30 stopni, bo stopnie s? nierówne, w??sze i szersze, wy?sze i ni?sze, ale zawsze strome. Nie ma ?adnej barierki i w razie wypadku... brrrr! Strach pomy?le? - leci si? i leci. Co par? schodów jest kamienna platforma. Mo?e s?u?y?a do odpoczynku, ale chyba raczej zostawali tam mniej dostojni go?cie, podczas gdy dostojniejsi wchodzili na szczyt. Licz? stopnie, ale przy gdzie? trzysetnym trac? rachub?. Na ka?dej platformie przystaj? i spogl?dam w dó?. Teraz wida?, jak ma?y jest cz?owiek wobec tego kamiennego kolosa i ile istnie? ludzkich poch?on?? musia?o wybudowanie go i ?ci?gni?cie takiej masy kamienia. Pracowicie wspinam si? dalej po coraz w??szych schodach. Mijam po drodze sapi?cych ci??ko Niemców i Amerykanów. Zanim doszed?em do szczytu, min??em pi?? takich platform, ale na samym szczycie pad?em obok innych ledwie zipi?cych turystów i wystawi?em twarz do s?o?ca, nie my?l?c na razie o tym, jak zejd? na dó? po tych stromych stopniach.

Po pewnym czasie na szczyt wczo?ga? si? Rysiek. Zda? mi relacj? z drugiej piramidy, na któr? podobno jeszcze trudniej wej??. Umówili?my si? za dwie godziny i poszed?em zwiedza? dalej. Mi?dzy obiema piramidami jest spora przestrze? zabudowana ni?szymi schodkowatymi budowlami. To wej?cie do podziemi. Te "mniejsze" struktury ca?y czas s? rozmiaru czteropi?trowej kamienicy i stoj? symetrycznie po trzy dooko?a centralnego placu. Na ?rodku placu - kwadratowe wzniesienie, mo?e jeszcze jeden o?tarz? Wszystko, o czym mówi?, jest olbrzymie i majestatyczne. Cisza panuj?ca wokó? jeszcze pot?guje to wra?enie. Czasem tylko ?wiergot fletu, d?wi?k lutni, cykanie konika polnego, z rzadka przejdzie jaki? turysta. Od starego Indianina Rysiek kupi? r?cznie tkany, kolorowy woreczek na dokumenty, a ja kilka masek. Na piramidzie za? spotka? handlarza srebrem i po chwili rozmowy zamieni? swój zegarek (niewiele zreszt? warty) na trzy ?liczne bransolety. ?eby by?o ?mieszniej, inicjatywa wysz?a od handlarza. Indianie oferuj? te? do sprzedania pi?kne rze?by z obsydianu. To rodzaj szk?a organicznego o czarnej, po?yskliwej barwie, podobno sk?adnik lawy wulkanicznej. W okolicach Teotihuacan jest go mnóstwo, a rze?by wykonane z niego s? ma?ymi arcydzie?ami. Jeden z Indian pokazuje mi obsydianowy nó? na wzór zabytkowych azteckich no?y ofiarnych. "Takim no?em - zach?ca - nasi przodkowie za?atwiali ofiary z ludzi. To ci?gle dzia?a! Masz! We? go i wypróbuj na te?ciowej! Zobaczysz, ?e ci?gle jeszcze dzia?a!". Nó? kosztowa?... jednego dolara. Trafiamy jeszcze na ma?y rynek z tuzinem straganów. Tu jest inaczej: nikt nie krzyczy, atmosfera leniwa, za to towary przepi?kne i du?o ta?sze. Szczególnie no?e i srebrna bi?uteria. Do hotelu wracamy wieczorem zadowoleni i opaleni z workiem pe?nym pami?tek. Go?cie wypytuj? nas, jak by?o, szczególnie Ed, który doradza? nam 80-dolarow? wycieczk?. Opowiedzieli?my mu o zwiedzeniu piramid za 1/10 tej ceny. Natychmiast porobi? notatki, po czym dobi? nas nowin?: "Ale nie widzieli?cie podziemi i wszystkich skarbów! Do tego jeszcze wieczorem jest tam "?wiat?o i D?wi?k" - taka impreza, podczas której mo?na us?ysze? o historii miasta, a jednocze?nie gra aztecka muzyka i kolorowe reflektory o?wietlaj? poszczególne fragmenty miasta." No có?, nie mo?na mie? wszystkiego naraz...


Do początku

Poprzednia strona
 ...7 8 9 10 11 12 13 14 15... 
Następna strona

Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

O tych krajach: Szlakami dawnych i wspó?czesnych Majów: Meksyk - Belize - Gwatemala - Meksyk Meksyk i Gwatemala Meksyk - listopad '98
Tego autora: Sprawozdanie robocze z podró?y do Iranu Alaska '98

Opracowanie: Adam Ma?kowiak
Bardzo chętnie zamieścimy Państwa opowieść.
Wszystkie opowieści i uwagi prosimy kierować pod naszym adresem.
redakcja@tramp.travel.pl
Ostatnie uaktualnienie: 1998-11-16