Po oko?o godzinie jazdy ?apiemy gum?. Czas potrzebny na napraw? wielu pasa?erów wykorzystuje na modlitw? (jest akurat zachód s?o?ca). Oko?o 21.00 mam kolejny, planowy postój. Mo?na zje?? bób i wypi? herbat?. Na szcz??cie nic nie jem, bo w dalszej drodze mocno trz?sie. Prawie nie da si? zasn??, z chwilowej drzemki wyrywa kolejny podskok. Gdy zatrzymujemy si? na krótki nocleg w po?owie nocy, jestem tak zm?czony, ?e zasypiam na kawa?ku maty na piasku. Nad ranem przeje?d?amy przez chmur? kurzu, któr? sami robimy ko?ami samochodu. Wreszcie oko?o 10.30 docieramy do miejscowo?ci Karim. Tutaj przesiadamy si? do "boksi" (toyota pick-up) i po 2,5-godzinnej je?dzie przez piaski (nawet si? zakopujemy i musimy pomaga? wypchn?? samochód), w strasznym upale, docieramy do promu. Przep?ywamy na drug? stron? i ju? jeste?my w Dongoli.
Odczuwamy naprawd? wielk? ulg?, ?e podró? tym koszmarnym autobusem si? sko?czy?a i dotarli?my do Dongoli. Chyba si? naprawd? starzej?, bo takie przygody coraz bardziej mnie m?cz?. Teraz zostaje nam znalezienie hotelu. Jaki? mi?y mieszkaniec oprowadza Janka po wszystkich trzech miejscowych hotelach, zupe?nie bezinteresownie (jaka mi?a odmiana po Egipcie...) Pierwszy z nich jest na tyle obrzydliwy, ?e Janek zaczyna co? wspomina? o skróceniu pobytu w Sudanie. Jednak dopisuje nam szcz??cie i trafiamy do po?o?onego troch? na uboczu Ola Hotel. Za 1600 SD dostajemy ca?kiem przyjemny trzyosobowy pokój, z ?azienk? na zewn?trz. Janek bierze na siebie ci??ar rejestracji w Security Office (bez tego nie chc? nas zameldowa?) i jedzie tam riksz?.
Po umyciu si? i wyspaniu wychodzimy wieczorem na miasto. Jem falafela za 50 SD, popijaj?c go col? za 100 SD. Woda mineralna (suda?ska, spe?niaj?ca "suda?skie normy czysto?ci wody"!) to wydatek 150 SD. Po krótkim spacerze wracamy do hotelu i idziemy spa?. Nast?pnego ranka oddaj? moje rzeczy (straszliwie brudne po przejechaniu pustyni) do prania. Dobrze, ?e umówi?em si? wczoraj z hotelowym praczem, bo jest pi?tek i on oko?o po?udnia ko?czy prac?. Potem idziemy na miasto. Postanawiamy sami zrobi? sobie ?niadanie. Kupuje bu?ki (50 SD za kilka), tu?czyka w puszce (200 SD) i mirind? (200 SD). Wychodzi z tego pyszne jedzonko. W mi?dzyczasie nasze rzeczy s? nie tylko wyprane, ale i wysuszone (co nie dziwi przy tych temperaturach).
Wychodzimy znowu na miasto. Z powodu ?wi?ta sklepy s? ju? pozamykane. My idziemy na Suk-al-Shabi (dos?ownie "rynek ludzki"), czyli dworzec autobusowy. Znajduje si? on na obrze?ach miasta, niedaleko wie?y telewizyjnej (tak jest zwykle w Sudanie). Tam dzi?ki pomocy policjanta i rikszarza udaje si? nam kupi? za 3500 SD bilety na jutro do Chartumu, na 5 rano. Rikszarz proponuje nam zorganizowanie przejazdu ?ódk? do ?wi?tyni Kawa. Zgadzamy si? i umawiamy na 16.00, gdy upa? troch? zel?eje. Za 200 SD wracamy do hotelu riksz?, identyczn?, jak te w Indiach. W hotelu odpoczywamy, nasz kierowca zjawia si? z ma?ym opó?nieniem. Kurs na przysta? to wydatek 200 SD. Tam okazuje si?, ?e przeja?d?ka ?odzi? to wydatek 6000 SD, o 30 procent wi?cej, ni? suma, o której mówili?my na pocz?tku. Cen? podobno zwi?kszy?y nowe podatki i op?aty rz?dowe, zwi?zane z wydatkami na prowadzenie wojny. Po d?ugich wahaniach decydujemy si? jednak pop?yn??. Po drodze mamy wspania?e widoki, stare feluki ?aglowe, miejscowych. Ale sama ?wi?tynia rozczarowuje - to po prostu par? kamieni. Wracamy po zachodzie s?o?ca, jest naprawd? bardzo uroczo. Z naszym kierowc? umawiamy si? na jutro na podwiezienie do autobusu za 700 SD. Moja kolacja to falafel i sok mango (400 SD).