Wracamy do centrum, potem jedziemy na tradycyjn? kolacj? w Alskira (tym razem zupka i sok z mango - 300 SD). Po powrocie do centrum chc? jeszcze zrobi? zdj?cia g?ównego meczetu (z dachu pobliskiego "centrum handlowego"), ale si? nie za bardzo da. Jeszcze szawarma (100 SD) i id? spa?.
16.10.2002 r. Wyruszamy zobaczy? piramidy z Meroe. Najpierw jedziemy za 700 SD taksówk? na dworzec w pó?nocnym Chartumie (Northern Khartoum, czyli Bahri). Aby zakupi? bilet do Attbary musimy pokaza? nasze "travel permity". Niestety, musimy zap?aci? jak za bilet do Attbary (1100 SD), cho? wysiadamy wcze?niej. Odje?d?amy oko?o 7.00, droga jest dobra, krajobrazy do?? monotonne (pustynia...), ma?o kto rozumie, ?e chcemy wysi??? przy piramidach. Ale na szcz??cie sami je zauwa?amy i wysiadamy. Do?? opryskliwy stra?nik sprawdza nasze zezwolenia. Przed bram? koczuje natarczywa grupka sprzedawców pami?tek. Piramidy s? w ró?nym stadium zniszczenia, jednak wygl?daj? niesamowicie - takie samotne, zagubione w piasku. Moi towarzysze podró?y s? chyba troch? rozczarowani, ja jednak jestem naprawd? oczarowany tym miejscem. Troch? przypomina kadry z "Gwiezdnych Wrót". Ca?kowity brak innych turystów, tylko wydmy i wiatr unosz?cy tumany piasku. S? trzy grupy budowli, z tego jedna po drugiej stronie drogi. Jest niesamowicie gor?co, nigdzie nie ma skrawka cienia.
Pomi?dzy dwoma grupami piramid, pod kawa?kiem tkaniny siedzi dwóch dziadków, w?a?cicieli osio?ka i wozu. Proponuj? nam herbat? i podwiezienie do ruin królewskiego miasta. Jednak jeste?my bardzo zm?czeni, a na dodatek obawiamy si?, czy uda nam si? z?apa? transport z powrotem do Chartumu. Wychodzimy na drog?, ?eby z?apa? okazj?. Przylepiaj? si? do nas dwie dziewczynki, które chc? sprzeda? pami?tki - za jaki? do?? prymitywny talizman ??daj? a? 500 SD. Nie mo?emy nic z?apa? - minibusy s? pe?ne, samochody si? nie zatrzymuj?. Po godzinie przychodzi jaki? miejscowy, zaczyna nam pomaga? i - o dziwo - jest bardzo skuteczny - wkrótce jedziemy do Chendi (Szendi) za 400 SD. Tam z pomoc? bardzo mi?ych mieszka?ców przesiadamy si? do nast?pnego pojazdu, którym doje?d?amy do Bahri (650 SD). Jeszcze tylko minibusik za 30 SD i jestem w hotelu. Tym razem na kolacj? jem tu?czyka z puszki, pomidory, bu?k? i serek (egipski zreszt?).
Nast?pny dzie? zaczynamy od ponownej wizyty w Ministerstwie Turystyki. Chcemy si? dowiedzie? jak najwi?cej o Wad Medani. Dostajemy adres taniego hoteliku, informacj? o atrakcjach turystycznych (zapora i elektrownia wodna :-)), a nawet folder o Sudanie z pocz?tku lat 80. Korzystamy z internetu (tym razem bardzo wolny, te? za 300 SD/godzin?).
Po krótkiej sje?cie idziemy do Blue Nile Sailing Club (wst?p 100 SD). Mo?na ogl?da? tam wyci?gni?ty na brzeg okr?t wojenny Kitschenera, pogromcy mahdystów. Po drodze zachodzimy do katolickiej katedry ?w. Mateusza. Gdy pytamy, czy mo?emy zrobi? zdj?cia, chc? od nas kserokopie paszportów i list polecaj?cy z ambasady! Dopiero chwila rozmowy, informacja sk?d jeste?my, ?e jeste?my katolikami, powoduje, ?e nie tylko dostajemy pozwolenie na zdj?cie, ale tak?e zaproszenia na ?lub o 17.00 (msz? podobno b?dzie celebrowa? sam arcybiskup). Tymczasem idziemy do klubu. ?ód? to obecnie siedziba w?adz klubu, na pok?adzie mo?na podziwia? dzia?o oraz tabliczki z nazwiskami zwyci?zców regat na Nilu, pocz?wszy od 1928 r. a? do ostatniego sezonu 1967/68. Siedzimy w fotelach i podziwiamy pracowników klubu pogr??onych w b?ogim ?nie, spotykamy jakiego? przewodnika czekaj?cego na grupk? Anglików.