Nast?pnego dnia idziemy do ambasady Kambod?y po odbiór wiz. Musimy przyj?? pó?niej, bo pani konsul sobie gdzie? posz?a..., ale w ko?cu dostajemy wizy (20 USD - taniej ni? w konsulacie w Sajgonie). W tym czasie idziemy na krótk? wycieczk? po Hanoi. Ogl?damy "One Pillar Pagoda" (malutka, ale ?adna), mauzoleum Ho Chi Minha (tylko z zewn?trz) oraz jego dawny dom, obecnie muzeum (z wystaw? osi?gni?? socjalistycznego Wietnamu). Tam mamy równie? okazj? podziwia? koncert tradycyjnej muzyki wietnamskiej, na tradycyjnych instrumentach. Szybko ogl?damy te? Pagod? Literatury, w pobli?u której znajduje si? polska ambasada. Jeszcze ostatni spacer po Starym Mie?cie, ogl?danie katedry (wierni wprowadzaj? do ?rodka rowery) i ju? wyje?d?amy na po?udnie. A w?a?ciwie cz??? z nas wyje?d?a - rozdzielamy si? po raz kolejny. Bilet do HoiAn kosztuje 13 USD (kupiony w jednej z kawiarni).
Cesarskie ruiny
Po ca?onocnej podró?y jeste?my bardzo zm?czeni. Droga nr 1 jest fatalnej jako?ci, a czasami wr?cz nie ma jej wcale. Jednak docieramy do Hue - dawnej cesarskiej stolicy. Nie mamy czasu na odwiedzenie s?ynnych grobowców cesarzy, dlatego chcemy tylko zobaczy? Cytadel? i Zakazane Miasto. Zosta?y one zniszczone w czasie wojny wietnamskiej i teraz ro?nie tam tylko trawa... Poniewa? za wst?p do Zakazanego Miasta trzeba zap?aci? 5 USD, nie wchodzimy tam.
Po ca?kiem dobrym obiedzie (20.000 dongów za stek) wsiadamy w nast?pny autobus i po 3 godz. i 20 min. jeste?my wieczorem w HoiAn. Zatrzymujemy si? w hotelu, w którym p?acimy 10 USD za trójk?. Wykupujemy zorganizowan? wycieczk? do My Son - ruin dawnej stolicy królestwa Champa. Samo miasto jest bardzo ?adne. Na kolacj? jem za 20.000 dongów ?wietne sajgonki z krewetkami. Nast?pnego dnia rano wyruszamy do My Son. Po godzinnej podró?y wchodzimy na teren ruin (50.000 dongów). Jeep dowozi nas na miejsce. Po królestwie zosta?o niewiele - du?e zniszczenia przynios?a wojna wietnamska. Najlepiej zachowany zespó? to w?a?ciwie kupa cegie?. Styl budowli przypomina Kajuraho w Indiach (z zachowaniem odpowiednich proporcji).
Po po?udniu wracamy i idziemy ogl?da? miasto. Za 50.000 dongów kupuj? bilet wst?pu do trzech budynków w mie?cie. Na obiad jemy miejscow? specjalno?? - Cao Lau w przepi?knie po?o?onej nad brzegiem rzeki restauracji. Przy wspania?ej s?onecznej pogodzie ogl?dam miasto, zachowane doskonale od czasów swojej ?wietno?ci (XVII - XIX wiek). Id? na most japo?ski (zbudowany przez japo?skich kupców), ogl?dam dom kupca chi?skiego (fajny oprowadzaj?cy) i zgromadzenia kupców chi?skich. Kupuj? troch? pami?tek. Pó?niej idziemy na pla?? (ca?kiem ?adna), a wieczorem jem na kolacj? niesamowit? ryb? z grilla (30.000 dongów). Wtedy te? spotykamy Polaków, którzy byli wcze?niej w Birmie i Laosie. Do hotelu wracamy dopiero nad ranem...
Sajgon
Rano wyruszamy w d?ug? podró? do Sajgonu (oficjalnie miasto Ho Chi Minh). Po drodze kilkakrotnie zatrzymujemy si? na pla?ach. Niektóre z nich s? niesamowite - bia?y piasek, woda, palmy... Chcia?oby si? zosta? na d?u?ej. Autobus zmieniamy w Nha Trang. U sympatycznego kaleki mo?na umy? si? i co? zje??. Przez ca?? noc jedziemy i nad ranem docieramy do Sajgonu. Gdy usi?ujemy znale?? jaki? hotelik, spotyka nas niemi?a przygoda. K?ócimy si? i przepychamy z miejscowym ch?opakiem, który niby pomaga? nam w szukaniu miejsca do spania. Robi si? nawet do?? gro?nie, ale sytuacja szybko si? uspokaja. Tyle z?ego opowiadano nam o tym mie?cie, a teraz to. Jednak znajdujemy guesthouse za 5,5 USD (jedynka) i 7 USD (dwójka). W ogóle to miasto jest dro?sze ni? inne w Wietnamie. Za 70.000 dongów zmieniamy na naszej wizie tzw. exitpoint (co trwa jeden dzie?). W banku ANZ mo?na z bankomatu wyp?aci? dolary i to bez prowizji.
W samym Sajgonie jest niewiele do ogl?dania - ciekawa pagoda "Jade Emperor", chi?ska dzielnica Cholon (nie ma tam prawie Chi?czyków, którzy uciekali st?d na ?ódkach), katedra katolicka. Mo?na za to dokona? ciekawych zakupów - pirackie p?yty z muzyk? i CD-ROM'y, fajne t-shirty (1 USD), wódk? z kobr?, kapelusze i wiele innych pami?tek.
Wykupuj? wycieczk? do tuneli (3,5 USD), na któr? wyruszam nast?pnego dnia. Zatrzymujemy si? w wytwórni papieru ry?owego, s?u??cego potem m.in. do wyrobu sajgonek. Na pocz?tku jedziemy do siedziby religii Caodai. Jest to wyznanie typowo wietnamskie, powsta?e w 1926 roku - to taka mieszanina ró?nych wyzna?, z kultem ró?nych postaci (np. Wiktora Hugo). Czasy jego pot?gi przypada?y na okres przed zjednoczeniem Wietnamu, obecnie ma kilka milionów wyznawców. W Tay Ninh mie?ci si? ca?y kompleks, w tym pi?kne ogrody. Kap?ani i kap?anki ubrani s? w pi?kne, kolorowe stroje, równie? Wielka ?wi?tynia ma ciekawy wygl?d. Uczestniczyli?my w nabo?e?stwie, potem zjedli?my obiad i pojechali?my do Cu Chi, gdzie s? os?awione tunele Viet Congu (VC - dla Amerykanów Victor Charlie). Po obowi?zkowym filmie i krótkiej prelekcji mogli?my obejrze? pu?apki zastawiane na ?o?nierzy USA, przeciska? si? przez tunele partyzantów, zobaczy? sal? posiedze? i szpital polowy. By? tak?e zniszczony ameryka?ski czo?g. Mogli?my sami si? przekona?, ?e wej?cia do tuneli by?y tak konstruowane, ?e móg? przecisn?? si? nimi szczup?y Wietnamczyk, ale nie bia?y. Nasz przewodnik okaza? si? by?ym ?o?nierzem armii Po?udnia, który sp?dzi? 3 lata w obozie reedukacyjnym po zjednoczeniu. Dopiero niedawno móg? podj?? lepsz? prac? ni? kierowca rikszy. Wieczorem wrócili?my do Sajgonu. Wymieniam pieni?dze (1 USD = 13.900 dongów) i dzwoni? do domu (na poczcie a? 53.000 dongów za minut?!).