Marzysz o egzotycznej podró?y do Chin, ale przera?a Ci? wizja niebezpiecze?stw i niewygody? Po?udniowe Chiny to zupe?nie inny ?wiat, prawie europejskie klimaty, przyprawione szczypt? Orientu. Tylko tutaj zobaczysz romantyczn? architektur? by?ych kolonii, góry jak z chi?skiej makatki i zielone wyspy, które urod? nie ust?puj? japo?skim, a mo?na je zwiedzi? nie wydaj?c fortuny.
Na lotnisku w Hongkongu nie tylko baga?, ale i sam podró?ny zostaje prze?wietlony na wylot. Nikt nie umknie oku specjalnej kamery, która wy?apuje z t?umu osoby z gor?czk?. To echo epidemii SARS, która rok temu, jak na ironi?, zacz??a si? w?a?nie tutaj w jednym z najbardziej higienicznych miast Azji. Na tutejszych ulicach nie zobaczysz najmniejszego papierka. Przez ca?y dzie? ca?e zast?py czy?cicieli przy pomocy rozmaitych urz?dze? pucuj? najmniejszy skrawek asfaltu. W urz?dach i sklepach wisz? dozowniki z bakteriobójczym p?ynem do dezynfekcji r?k. Widok biznesmena spiesz?cego do pracy w maseczce na twarzy nie jest czym? niezwyk?ym. Za to zakatarzony turysta wywo?uje nieskrywane obrzydzenie. Przekona?am si? o tym, podró?uj?c po po?udniowych Chinach w sezonie grypy.
Azjatyckie Monaco
Hongkong to miasto wie?owców, które przyprawiaj? o zawrót g?owy. Wysokie ceny gruntów w by?ej kolonii zach?caj? inwestorów do konstruowania drapaczy chmur . Tutaj wszyscy mieszkaj? i pracuj? w blokach. Je?li chcesz zatrzyma? si? w pensjonacie, prawdopodobnie znajdziesz go na ostatnim pi?trze budynku mieszkalnego. Najwi?ksze drapacze chmur znajduj? si? na wyspie w dzielnicy Central, siedzibie rz?du i banków. W tej cz??ci miasta mo?na poczu? si? jak na Manhattanie. Mrok zapada wcze?nie, gdy tylko s?o?ce skryje si? za wierzcho?kami budynków. A wtedy wy?ania si? drugie oblicze miasta: raj zakupoholików. Ca?e miasto jest wielk? stref? wolnoc?ow?, w której mo?na kupi? dowolne produkty: ubrania, sprz?t elektroniczny albo turystyczny. Wszystko przynajmniej o po?ow? taniej ni? w Polsce. Po?udniowa cz??? pó?wyspu Kawloon, ze znan? ulic? Tsim Sha Tsui, s?ynie z niezliczonej ilo?ci sklepów, w których od nadmiaru towaru mo?na straci? g?ow?. Mekk? elegantek o bardziej wyrafinowanych gustach jest wyspa Hongkong. Takiego skupiska ekskluzywnych domów towarowych i firmowych butików ?wiatowych projektantów pró?no szuka? w Mediolanie czy Pary?u. Chinki uwielbiaj? mod?, a je?li mieszkaj? i pracuj? w Hongkongu, to maj? pieni?dze, ?eby je wydawa?. W pe?nej japo?skich domów towarowych dzielnicy Causeway Bay buszowa? po sklepach mo?na jeszcze d?ugo po pó?nocy. Jasno o?wietlonymi ulicami przelewa si? t?um ludzi i samochodów. W ulicznej garkuchni mo?na szybko co? zje?? i z powrotem rzuci? si? w wir zakupów. Na amatorów nocnego ?ycia czekaj? niezliczone restauracje, dyskoteki i puby. Nocne oblicze miasta mo?na podziwia? ze szczytu Victoria Pick, na który wje?d?a si? z?bat? kolejk?. Wida? st?d ca?? wysp? naje?on? wie?owcami, z których wi?kszo?? powsta?a w latach 90. A? trudno sobie wyobrazi?, ?e jeszcze w latach 30. ubieg?ego wieku najwy?szym budynkiem na wyspie by?a anglika?ska katedra ?w. Jana. Teraz wydaje si? niepozorna jak wiejski ko?ció?ek.
Kura, której nie wolno zabija?
Kolonialna historia Hongkongu zacz??a si? w czasie wojen opiumowych w po?owie XIX wieku. Imperium brytyjskie odebra?o wtedy Chinom Kowloon - po?udniowy cypel sta?ego l?du i wysp? le??c? naprzeciw. W ko?cu wieku do??czy?y do nich wydzier?awione obszary tzw. Nowych Terytoriów i 235 okolicznych wysp. Gdy w 1997 roku ca?y obszar Hongkongu wróci? do Chin, wielu mieszka?ców wyjecha?o. Ci, którzy zostali, czuj?, ?e
siedz? na bombie z opó?nionym zap?onem. W 2034 roku przestanie obowi?zywa? traktat gwarantuj?cy by?ej kolonii status specjalnej strefy ekonomicznej, a wtedy, jak obawiaj? si? mieszka?cy, chi?ski rz?d mo?e chcie? zdusi? ducha przedsi?biorczo?ci. Na razie jednak by?a kolonia jest jak kura znosz?ca z?ote jaja, której nie warto zabija?. To prawdziwe pa?stwo w pa?stwie. Obowi?zuje w nim odr?bna waluta, system edukacyjny i lewostronny ruch uliczny. Wp?ywów brytyjskich mo?na dostrzec znacznie wi?cej. Urz?dnicy pos?uguj? si? nienagann? angielszczyzn?, po ulicach mkn? pi?trowe tramwaje i autobusy, a w domowych ?azienkach s? osobne krany z zimn? i ciep?? wod?. Hongkong jest pe?en sprzeczno?ci. Nowoczesno?? miesza si? z tradycj? w niepowtarzalny sposób. W cieniu drapaczy chmur mo?na znale?? kolorowe chi?skie targowiska, uliczne jad?odajnie z wystawami obwieszonymi pieczonym mi?siwem i 600-letnie, pachn?ce kadzid?ami ?wi?tynie. Wystarczy przejecha? kilka przystanków miejskim autobusem, by po drugiej stronie wyspy znale?? zaciszne pla?e i porty pe?ne malowniczych d?onek, na których mieszkaj? ca?e rodziny rybaków. W starej rybackiej wiosce Stanley, z dala od wielkomiejskiego gwaru, angielscy finansi?ci s?cz?c piwo pod palm? rozkoszuj? si? widokiem zatoki i po?o?onych w jej pobli?u górzystych wysepek. Gdyby nie ci??kie powietrze i zakazy k?pieli, mo?na poczu? si? jak na Karaibach.