Hanoi
Wieczorem 23.08.1999 jeste?my w Hanoi. Ruch jest niesamowity - ma?o samochodów, ale mnóstwo motocykli i rowerów. Ciekawe s? ceny hoteli. Jeden (nawiasem, polecany w "Lonely Planet") oferuje prawdziw? nor? za t? sam? cen?, co inny, fajny hotel. W ko?cu zostajemy w Hotel Camelia za 3 USD od osoby za noc w ?wietnych warunkach. Mieszkamy na Starym Mie?cie. Dawna kolonialna dzielnica ma swój niew?tpliwy urok. Wiele ulic wzi??o swoje nazwy od ró?nych zawodów, których przedstawiciele mieli tam swoje warsztaty. W wielu miejscach mo?na kupi? "sztuczne" pieni?dze, które pali si? w czasie pogrzebów. Czasami trudno si? przecisn?? przez w?skie uliczki zastawione motocyklami.
Nasi chorzy udaj? si? do lekarza do kliniki mi?dzynarodowej. Ceny s? tam horrendalne, np. wizyta u okulisty to wydatek 35 USD.
Nast?pnego dnia jad? wraz z zorganizowan? wycieczk? do Parfume Pagoda. To wydatek 15 USD. Wyruszamy rano i jedziemy nad rzek?. Tutaj przesiadamy si? do metalowych ?ódek. Jest troch? dziwnie, bo wios?uj? kobiety i dzieci. Najpierw odwiedzamy pagod? na wyspie z XVII w, a po ciekawej podró?y (krajobraz troch? przypomina ten z Guilin z Chin) ruszamy ju? do tej w?a?ciwej. Tutaj te? jest kilka ?wi?ty? - w pierwszej mo?emy obserwowa? obrz?dy buddyjskie. Droga do nast?pnej to 2 km wspinaczk?. ?wi?tynia mie?ci si? w grocie. Tutaj mieszka? i zmar? s?ynny mnich, a teraz znajduje si? mnóstwo pos??ków Buddy. Potem czeka nas ju? tylko lunch i powrót. Wycieczka by?a do?? dobrze zorganizowana, cho? nasi przewodnicy mówili do?? dziwnym j?zykiem angielskim (pó?niej zorientuj? si?, ?e jest to typowy "wietnamski angielski").
W Hanoi mo?na skorzysta? z Internetu, który kosztuje oko?o 300-400 dongów za minut?.
Zatoka Halong
Wykupujemy wycieczk? do Zatoki Halong na 2 dni za 16 USD (trzydniowa to wydatek 27 USD). Wyjazd zorganizowany to dobry pomys?. Na miejscu okazuje si?, ?e - podobnie jak zreszt? w ca?ym Wietnamie - samemu trudno jest zorganizowa? co? taniej. Podró? na miejsce trwa 5 godzin. Po rozmieszczeniu si? na statku idziemy na lunch (ryba i owoce morza), a potem na statek. Chocia? pada deszcz, to widoki s? niesamowite. Legenda g?osi, ?e to smok zgubi? kamienie, z którymi lecia? i tak powsta?y te wynurzaj?ce si? z morza wyspy. Obiad na statku jest wy?mienity - znowu wspania?a ryba i owoce morza. Fajne jest te? towarzystwo (m.in. Chi?czyk, który uciek? na ?ódce i mieszka w USA, oraz 75-letnia Niemka - podró?niczka). Na wodzie sp?dzamy 5 godzin i wracamy na noc do miasta Haiphong, gdzie nie ma nic interesuj?cego. Drugiego dnia dalej p?ywamy - ogl?damy ciekaw? grot?, tylko troch? przerobion? na chi?sk? mod??. Z czasem zaczyna pada? coraz mocniej, a niebo roz?wietlaj? b?yskawice. Wracamy do Hanoi.
Kolacja po wietnamsku
Wieczorem, po powrocie z wycieczki, mamy uda? si? na kolacj? z poznanym wcze?niej Wietnamczykiem Huey, mieszkaj?cym na sta?e w Polce. Jednak kolacja ma by? specyficzna - wszystkie dania b?d? z w??a. Mimo szalej?cej ulewy, jedziemy. Bierzemy dwie taksówki. Nasza restauracja mie?ci si? w dzielnicy, gdzie wszyscy specjalizuj? si? w podobnych potrawach. Korki s? niesamowite, wp?ywaj? zreszt? na koszt przejazdu - to 2 x 100.000 dongów. I tutaj pierwszy zgrzyt - cho? Huey p?aci za taksówk?, to jego kolega, który jedzie z nami, ju? nie. Kolacja jest bardzo ciekawym prze?yciem. Na naszych oczach obs?uga restauracji wyci?ga z klatki kobr? i j? zabija. Jemy zup? z w??a, sajgonki z mi?sem z w??a, zmielone ko?ci z w??a, chrupki ze skóry w??a, zup? z lotosu i w??a, wreszcie pijemy wódk? z krwi? w??a oraz wódk? na narz?dach p?ciowych w??a, a jeden z nas tak?e kieliszek z bij?cym jeszcze sercem gada. Za wszystko p?acimy 1.650.000 dongów. Jednak nasi wietnamscy znajomi nie poczuwaj? si? do p?acenia i wszystko pokrywamy z w?asnej kieszeni. Wracamy taksówkami tak?e na nasz koszt. I jak mo?na mie? po czym? takim dobre zdanie o Wietnamczykach? Ale kolacja by?a ?wietna.