Utwierdzam si? w przekonaniu, ?e s?usznie robi? uciekaj?c st?d jak najszybciej - mam do?? kolejnej strasznej stolicy jednego z krajów Trzeciego ?wiata. Zabieram swoje rzeczy z hotelu i jad? na granic? (2000 na stacj? autobusow? ko?o bazaru, 1000 autobus nr 14 do Mostu Przyja?ni, 25.000 autobus przez granic?). Bez problemów opuszczam Laos, ale nie chc? mnie wpu?ci? do Tajlandii. Okazuje si?, ?e urz?dnikowi w ambasadzie pomyli?o si? - Polacy mog? dosta? wiz? tylko na lotnisku! W?ciek?y wracam do Vientiane (20 B za tuk-tuk). W ambasadzie mnie przepraszaj? i obiecuj? szybko wyda? wiz? (ale papiery mog? z?o?y? dopiero jutro - dzi? ju? nie przyjmuj? wniosków...). Pobieram z mojej karty kredytowej 300 bahtów i zdesperowany zaczynam nawet dowiadywa? si? o loty do Bangkoku (Lao Aviation 75 USD, Tai - 125 USD). Nast?pnego ranka sk?adam podanie o wiz? (tranzytowa 200 B, normalna 300 B) i przez ca?y dzie? bezczynnie chodz? po mie?cie. Na s?ynnym Talaat Sao ("poranny rynek" ) kupuj? kilka tanich prezentów, wieczorem jem w knajpce nad brzegiem Mekongu. Poniewa? coraz bardziej pada, ulice zamieniaj? si? w rw?ce potoki. 24.09.1999 odbieram wreszcie wiz? i tym razem bez problemów opuszczam Laos. Mimo ostatnich przygód, ?al mi wyje?d?a?. Mam nadziej?, ?e jeszcze tu wróc?, a ten wspania?y kraj nie stanie si? kolejnym turystycznym skansenem. Sabaidi!
Przez Tajlandi? do domu
Po raz drugi wjecha?em do Tajlandii 24.09.1999. Po przejechaniu Mostu Przyja?ni (ciekawa zmiana ruchu prawostronnego na lewostronny) dotar?em do Udom Nong, gdzie kupi?em bilet na autobus do Bangkoku (177 B). Po 14 godzinach jazdy (mia?o by? 10 godzin, ale niektóre postoje trwa?y nawet ponad godzin?) dotar?em na pó?nocn? stacj? autobusow?. Za 85 B bior? taksówk? i po trzeciej w nocy jestem na Khao San. Tym razem znajduj? znacznie lepsze miejsce na nocleg (Lek Guesthouse - 120 B za dwójk?). Mimo pó?nej pory mo?na jeszcze skorzysta? z Internetu czy zadzwoni? do domu.
Nast?pnego ranka bez problemów odbieram mój bilet lotniczy i depozyt. Postanawiam obejrze? dawn? stolic? Tajlandii - Ayuthaya, zniszczon? w czasie najazdu Birma?czyków w 1767 roku. Za 4,5 B doje?d?am miejskim autobusem do pó?nocnej stacji autobusowej, sk?d jad? za 34 B do Ayuthaya. Na miejscu jestem oko?o 13.00. Poniewa? mam ma?o czasu, postanawiam zrobi? objazd taksówk? (200 B za 2 godziny). Odwiedzam Wat Yai Chai Mongkon (zrujnowany, z now? statu? le??cego Buddy), a tak?e Wat Chai Wattanaram (odbudowany, z licznymi statuami Buddy i ?adnym zielonym ogrodem), Wat Chetharam (z le??cym Budd?), Wat Wihaan Phra Si Sanphet (odbudowany, z siedz?cym poz?acanym Budd? z br?zu, tam widzia?em drzewko z pieni?dzmi), Wat Phra Mahathat (mocno zrujnowany, ze stoj?c? du?? g?ow? Buddy i g?ow? wro?ni?t? w drzewo, jedyny, w którym p?ac? za wst?p - 30 B). Widz? te? zagrod? dla s?oni, s?u??cych do wo?enia turystów. Wracam w podobny sposób, jak dojecha?em na miejsce (jedynie autobus miejski jest dro?szy - 14 B, bo klimatyzowany). Na ulicy Khao San robi? ostatnie zakupy (spodnie "podróbki" za 300 B), a wieczór sp?dzam w barze, ogl?daj?c filmy i popijaj?c piwo Singha (ma?e za 50 B).
26.09.1999 robi? ostatnie zdj?cia i wyje?d?am autobusem na lotnisko (przejazd wykupi?em wcze?niej za 70 B). Mam drobne k?opoty z wej?ciem do samolotu (mój baga? jest za ci??ki - ponad 30 kg, ale po przepakowaniu wszystko jest ok). Lot do Moskwy trwa 9,5 godz. Nasz samolot to Boeing 777, jedzenie jest dobre, troch? nudno. Ca?? noc sp?dzam na lotnisku - najpierw w s?ynnej sto?ówce tranzytowej (ciekawa rozmowa z par? Hindusów), potem w pó??nie na krzese?kach. O 9.55 wylatuj? do Warszawy i po dwóch godzinach lotu samolotem TU 154 jestem na Ok?ciu. Moja podró? dobieg?a ko?ca.