Strona główna
Strona główna
Opowieści
Opowieści
Dobre rady
Dobre rady
Galeria
Galeria
Recenzje sprzętu
Recenzje sprzętu
Konkurs
Konkurs!
Odsyłacze
Odsyłacze
Kontakt
Kontakt
Szukaj
Spotkania z Afryk?
Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

Herbata

W Afryce Zachodniej nie mo?na po prostu pój?? do restauracji (tzn. budy krytej falist? blach?, z kilkoma ?awkami wewn?trz i kocio?kami z w?glem drzewnym na zewn?trz) i poprosi? o herbat?. W tym rejonie rozró?nia si? bowiem dwie herbaty. Pierwsza, to "europejska" herbata ekspresowa z torebki, któr? tu nazywaj? "lipton". Najcz??ciej jest to faktycznie lipton, ale czasem s? to torebki zupe?nie nieokre?lonej marki, które te? si? tak nazywa. Drugi rodzaj to ta prawdziwa herbata afryka?ska. ?aden szanuj?cy si? Afryka?czyk nie mówi o "liptonie" herbata. Je?li jaki? Murzyn proponuje ci herbat?, to mo?esz by? pewny, ?e chodzi o t? prawdziw?. Jest to napój parzony z li?ci zielonej herbaty, importowanej najcz??ciej z Chin. Parzenie i picie takiej herbaty to prawdziwa ceremonia. Najpierw trzeba umy? imbryk, w?o?y? li?cie zielonej herbaty, zala? zimn? wod? i tak postawi? na kocio?ku. Gdy woda zacznie wrze?, dodaje si? ogromn? ilo?ci? cukru (na pó? litra wody dwie pe?ne gar?cie). I znów trzeba czeka?, a? woda zacznie wrze?. Dopiero po kilkunastu minutach gotowania tak przygotowan? herbat? mo?na nala? do male?kich szklanek (nigdy fili?anek!). Nalewanie to tak?e wielka sztuka. Dzbanek nale?y przechyli? i zacz?? nalewa? herbat?, a potem unie?? go jednym p?ynnym ruchem, z herbat? ci?gle lej?c? si? z dziobka, na wysoko?? ok. 40 cm nad szklank?, by zaraz szybko znów nieco opu?ci?. Ca?y ten gest jest nies?ychanie majestatyczny, dopracowany, wr?cz u?wi?cony. Ceremoni? tak? powtarza si? trzy razy, przy czym za trzecim razem herbat? przed podaniem studzi si?, przelewaj?c ca?? zawarto?? dzbanka kolejno do wszystkich szklanek, a potem z powrotem do dzbanka.

Trzy kolejne kubki takiej herbaty s?:
pierwszy - gorzki jak ?mier?,
drugi - ?agodny jak ?ycie,
trzeci - s?odki jak mi?o??.

Kilka uwag o czasie

W Afryce szybko orientujesz si?, ?e czas nie wsz?dzie na ?wiecie jest taki sam. Istniej? ró?ne jego postaci, ba! wr?cz odmiany i gatunki. Afryka?ska odmiana czasu to osobliwo?? trudna do zrozumienia dla Europejczyka. Przede wszystkim czas inaczej si? mierzy. Nie odmierzaj? go wskazówki zegara, ale wydarzenia. Je?li nic si? nie dzieje, to nie ma powodu do niepokoju. Nikt si? nie stresuje, ?e czas ucieka, bo w takich chwilach on po prostu stoi w miejscu. Ma przerw?. "Kiedy odjedzie poci?g?" pyta nieu?wiadomiony Europejczyk. "To zale?y..." - pada odpowied?. Innymi s?owy, odjedzie, kiedy odjedzie. Mia? ruszy? 3 godziny temu, ale widocznie s? przyczyny, dla których nie odjecha?. Ale nadejdzie taki moment, gdy nie b?dzie ju? ?adnych przeszkód. Nie wcze?niej i nie pó?niej. I wtedy popchnie nasz? podró? do przodu.

Historia tych ludzi odmierzana jest wy??cznie zdarzeniami. Liczy si? ich nast?pstwo, hierarchia, zwi?zki zachodz?ce mi?dzy nimi.

Ca?a historia rozpatrywana jest w ca?kowitym oderwaniu od dat. Je?li przez ostatnie 300 lat w ?yciu danej spo?eczno?ci si? nie wydarzy?o si? nic wa?nego, nic, co zapad?oby w pami?? ogó?u, to o zdarzeniach sprzed kilku wieków mówi si? w opowie?ciach jakby mia?y miejsce wczoraj. I tak w?a?nie s? traktowane. Licz? si? tylko zdarzenia. To one s? metronomem czasu.

Na osio?ku
Upa? w Timbuktu

Siedz? na g?ównej ulicy Timbuktu. Przyjechali?my wczoraj w nocy i wszystko jest dla nas zupe?nie nowe. Siedz? w cieniu du?ej akacji, razem z Dicko, naszym gospodarzem przyjacielem. Jest gor?co, bardzo gor?co. W cieniu co najmniej 35 stopni. Timbuktu to bardzo piaszczyste i rozpalone s?o?cem miasto. Wszystkie ulice pokryte s? grub? warstw? py?u i ka?dy podmuch gor?cego jak pustynny piasek wiatru podnosi tumany kurzu.

Miasto jest biedne i nic ju? prawie nie pozosta?o z jego dawnej ?wietno?ci i chwa?y. Le?y z boku g?ównych dróg Mali. Sam dojazd z najbli?szego du?ego o?rodka przez pustynne bezdro?a zabiera ci??arówce 2-3 dni. Ale widok Tuaregów w turbanach farbowanych indygo, przechadzaj?cych si? dumnie ulicami tego gor?cego miasta, widok ludzi je?d??cych na osio?kach, tak jak je?dzili przed tysi?cem lat, widok wielb??dów czekaj?cych przed barem na ?rodku ulicy sprawiaj?, ?e Timbuktu to miasto magiczne. Ca?y czas czu? tu atmosfer? skraju pustyni. Naoko?o miasta, na wydmach (diunach, jak mnie poucza Dicko) rozrzucone s? wioski Tuaregów, do których co noc wracaj? z miasta mieszka?cy (?aden Tuareg nie b?dzie spa? w mie?cie! Jego ?ycie to pustynia, namiot, w?drówka. W murowanym czy te? glinianym domu czu?by si? jak w celi). Ca?e Timbuktu wygl?da jakby stanowi?o integraln? cz??? pustyni. Jakby ta pl?tanina ?cian, drzwi, ulic wy?oni?a si? spo?ród piasków dzi?ki jakiej? tajemniczej mocy i jej przeznaczeniem by?o zapa?? si? tam z powrotem. Je?li spojrze? z daleka, to miasto stapia si? z pustyni? w jedn? szaro?ó?t? plam?. Ca?e miasto jest tego w?a?nie koloru i nic w tym dziwnego - zbudowano je przecie? z b?ota zmieszanego z wod?, jest wi?c tylko nieznacznie ciemniejsze od brudnego piasku. W rozedrganym gor?cem powietrzu miasto sprawia wra?enie fatamorgany.


Do początku

Poprzednia strona
 ...2 3 4 5 6 7 8 9 10 
Następna strona

Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

O tych krajach: ?ladami Stasia i Nel Przez Afryk? Zachodni? Afryka - miejsca   Pozostałe...

Opracowanie: Marcin Minkowski
Bardzo chętnie zamieścimy Państwa opowieść.
Wszystkie opowieści i uwagi prosimy kierować pod naszym adresem.
redakcja@tramp.travel.pl
Ostatnie uaktualnienie: 2002-12-16