Studnia
Dzie? w wiosce Teli rozpoczyna si? grubo przed ?witem. Najpierw wstaj? kobiety. Ich pierwszym obowi?zkiem jest przyniesienie wody na ca?y dzie?. Jest jeszcze ciemno, kiedy ruszaj? w drog? do studni. Ca?a wioska korzysta tylko z jednej studni, która le?y nieco na uboczu, cho? niezbyt daleko. W ka?dym razie zdecydowanie bli?ej, ni? wskazywa?by na to czas sp?dzany przez kobiety przy nabieraniu wody. Bo te? przyniesienie wody ze studni to nie jest zwyk?a czynno?? gospodarska. To rytua?, ma?e ?wi?to, a przede wszystkim okazja do spotka? towarzyskich. Tym kobietom, które bardzo ci??ko pracuj? przez ca?y dzie?, takie spotkanie daje troch? rado?ci na pocz?tek ka?dego kolejnego dnia. (...) Jak chyba wszystkie kobiety po ka?d? szeroko?ci? geograficzn?, tak i te ze wsi Teli po prostu musz? wszystko o wszystkich wiedzie? i obgada? ka?dego znajomego z osobna. Takie spotkanie to przede wszystkim okazja w?a?nie do ?miechu, zabawy. Codziennie rano wokó? studni s?ycha? wi?c straszny harmider, ?miechy, rozmowy. Jak w ulu.
Po wod? do studni chodzi si? dwa razy dziennie: przed ?witem i tu? przed zmierzchem. Widzieli?my raz taki obrazek. Wokó? studni g??bokiej na jakie? 20-30 m stoi oko?o 15 kobiet. Wszystkie pi?knie ubrane (na spotkaniu towarzyskim trzeba przecie? jako? wygl?da?!) w niewiarygodnie kolorowe grand bou-bou. Ka?da z dzieckiem na plecach. Te, które w?a?nie dochodz? lub odchodz?, maj? jeszcze wiadra na g?owach. Nad otworem studni zamocowany jest w poprzek drewniany bal, do którego przybite s? dwa ko?owrotki. Nabieranie wody ze studni to ci??ka fizyczna praca. Do wyci?gni?cia jednego wiadra potrzebna 2-3 kobiet, które jedna za drug? ci?gn? za sznur. Szybko?? i zr?czno??, z jak? to robi? s?, zdumiewaj?ce. Sznur chwyta si? w momencie, gdy poprzedniczka w?a?nie go puszcza. Jedno szarpni?cie i za sznur chwyta nast?pna kobieta. Te naprzemienne szarpni?cia s? wykonywane w osza?amiaj?cym tempie. Praktycznie nie zd??ysz opu?ci? nawet r?k a znów ju? jest twoja kolej. I znów, i znów. Chwila nieuwagi, a sznur nie zostanie z?apany i spadnie razem z wiadrem na dno studni. Ale to si? nigdy nie zdarza. To mistrzynie.
Taki spektakl trwa 2-3 godziny ka?dego poranka i wieczora.
"Sikanie wzbronione"
Dzi? kupi?em jaki? bardzo kwa?ny owoc (nazywaj? to "mad"), wielko?ci naszej ?liwki. Nie mog?em doje?? i po?o?y?em na pod?odze ogryzek. Pierwsza mrówka pojawi?a si? po 3 minutach. Po kilkunastu armia mrówek zacz??a po kawa?eczku zjada? kolosalny jak dla nich owoc. Po paru godzinach nie b?dzie po nim ?ladu.
Efektem tego ci?g?ego umierania, rozk?adu, gnicia i wzrostu jest nieustaj?cy zaduch na skraju siedzib ludzkich. Jest to duchota nasycona kwa?nym i zarazem s?odkim zapachem szcz?tków organicznych pomieszana z ludzkim moczem. Bo tu oddaje si? mocz gdzie popadnie. W Dakarze, w porcie, tu? obok targowiska pe?nego ryb i owoców, na murze widzieli?my napis wymalowany literami metrowej wielko?ci "SIKANIE WZBRONIONE".
Na czym zrobi? interes w Burkinie Faso
Burkina to jeden ogromny zbiornik laterytu. Ziemia a? czerwona od ?elaza. Na powierzchni kilkudziesi?ciu tysi?cy kilometrów kwadratowych nie ma innej gleby. Jad?c po nieutwardzonej drodze, mo?esz by? pewnym, ?e po pó? godzinie b?dziesz ca?y oblepiony czerwonym py?em i w ogóle b?dziesz wygl?da? bardziej jak czerwonoskóry ni? przyk?adny bia?as z pó?nocnej Europy. Pod?oga w hotelu czerwona. Kurz na ulicy czerwony. Mury domów i dna rynsztoków te?.
Burkina to biedny kraj. W zasadzie wszystkiego tu brakuje i wiele rzeczy musz? sprowadza?. Tylko na eksporcie czerwieni zrobiliby kokosy.