Na kabinie by?o ca?kiem wygodnie. Ma?o trz?s?o, tylko trzech pasa?erów, prawie komfort i tylko kompletnie nie by?o czego si? trzyma?. Moim jedynym punktem oparcia by?o mocowanie wycieraczki na masce, o które opiera?em si? jedn? nog?, (druga wycieraczka by?a zaj?ta), niezbyt przejmuj?c si? przy tym faktem, ?e pewnie nieco psuj? widok pasa?erom siedz?cym pode mn? w kabinie. Jazda na górze pakunków by?a ju? jednak gorsza. Zamieni?em si? z Rafa?em po jaki? 6 godzinach jazdy i od razu si? zorientowa?em, ?e utrzymanie si? na szczycie tej paki jest równie proste jak na grzbiecie w?ciek?ego, szar?uj?cego byka! Ca?y ?adunek, pewnie 2-3 tony worków, desek, kanistrów i ró?nego ?elastwa, podskakiwa? na najmniejszym do?ku, a cz?owiek na jego szczycie ju? chyba najbardziej. Wygl?da?o to tak, jakby skaka? na trampolinie. Ma?y do?ek i zostajesz ca?y wyrzucony w powietrze. Machaj?c r?kami i nogami szukasz rozpaczliwe jakiego? uchwytu, czegokolwiek, czego mo?na si? przytrzyma?, ?eby - jak ju? wyr?niesz z powrotem o pak? - nie zsun?? si? z niej pod ko?a. By?y dwa sposoby na unikni?cie wypadku. Po pierwsze, przez ca?y czas trzyma? si? kurczowo lin, którymi by? opleciony ?adunek i modli? si?, ?eby nie p?k?y od tych wszystkich szarpni??. Aby da? troch? odpocz?? mi??niom, mo?na by?o jeszcze w?o?y? r?k? mi?dzy dwie liny i j? zablokowa?. Istnia?o jednak niebezpiecze?stwo, ?e przy wi?kszym dole, a co za tym idzie gwa?towniejszym wyrzucie pasa?era w gór?, zablokowana d?o? zostanie wyrwana w okolicy nadgarstka...
Po drugie, trzeba by?o rozp?aszczy? si? maksymalnie na szczycie ?adunku, tak aby jak najwi?ksz? powierzchni? cia?a kurczowo przylega? do plecaków i reszty towaru. Zupe?nie jak zapa?nik przylegaj?cy do maty, ?eby przeciwnik nie móg? go unie??. Wtedy na wi?kszo?ci wybojów zostawa?o si? na miejscu.
By?o jeszcze jedno niebezpiecze?stwo, którego nie wzi?li?my pod uwag?, lokuj?c si? wysoko na pace. Otó? trzeba by?o, szczególnie w nocy, bardzo uwa?a? na ga??zie akacji, które zw?aszcza w mniej przetartych miejscach drogi ociera?y si? o samochód, a im wy?ej, tym by?o ich wi?cej. A ga??zie akacji maj? twarde jak kamie? trzycentymetrowe kolce. Par? razy, szczególnie w nocy, by?em ju? tak bardzo zm?czony, ?e nie mia?em si?y przed nimi ucieka?. Szcz??liwie kolce mijanych akacji jako? tak si? uk?ada?y, ?e zosta?y mi jedynie ma?e zadrapania.
W ogóle to zakrawa na cud, ?e nie spad?em z tej paki. Z powodu po?piechu, przed wyjazdem nic nie zjedli?my i naszym jedynym posi?kiem w ci?gu 24 godzin by?a paczka krakersów. W nocy by?em tak wyczerpany, ?e pomimo ga??zi, szar?uj?cego bez przerwy byka i ci?g?ego poszturchiwania z do?u przez Rafa?a, zasn??em na pace. Nawet nie zauwa?y?em, gdy stan?li?my. Kiedy obudzi?em si?, jeszcze w nocy, wszyscy le?eli pokotem wokó? samochodu, a Rafa? wybra? sobie przytulne miejsce w koleinie przed prawym ko?em i spa? jak zabity. Zrzuci?em z góry mat? na ziemie, a chwil? pó?niej sam jak k?oda przewróci?em si? na ni?.
My?la?em, ?e zatrzymali?my si?, ?eby odpocz??, ale rano okaza?o si?, ?e po prostu ZABRAK?O BENZYNY! I to na ?rodku cholernej pustyni! Przez wiele godzin le?eli?my bezczynnie w cieniu akacji, czekaj?c na pomocnika kierowcy, który poszed? w nocy po?yczy? od kogo? benzyny. Zwa?ywszy jednak na to, ?e najbli?sza droga znajdowa?a si? w odleg?o?ci 4 godzin marszu i ?e nie by?o ?adnej pewno?ci, ?e cokolwiek w ogóle tamt?dy je?dzi, mog?o to troch? potrwa?. Wreszcie pomocnik wróci? i ruszyli?my do Bol. Po drodze jeszcze tylko raz zabrak?o nam benzyny, a kolejne spotkanie z policyjn? blokad? sko?czy?o si? prób? wy?udzenia ?apówki. Wreszcie pó?nym popo?udniem dotarli?my do Bol i zobaczyli?my jezioro Czad! By?em kra?cowo wyczerpany, ale mieli?my troch? szcz??cia, bo noc sp?dzili?my w miejscowej prefekturze, goszczeni przez mera i pod opiek? uzbrojonego stra?nika.
12 sierpnia 2002. N'Djamena
George, nasz przyjaciel z "Maison de retrete", jest chory. Co dzie? rano ma wysok? gor?czk?, która potem co prawda ust?puje, ale nast?pnego dnia powraca. Bol? go stawy i kark. I chudnie. To malaria lub tyfus. Dajemy mu ca?? nasz? doxycyklin?, ale na malari? ona nie dzia?a. George musi i?? do lekarza i si? zbada?. A tu opieka zdrowotna jest p?atna. Np. badanie na tyfus kosztuje 3000 CFA, czyli co najmniej 6 sutych obiadów, dzie? w szpitalu to 1500 CFA. ?eby si? leczy?, musisz mie? pieni?dze, ale co gorsza taki system oznacza, ?e lekarze dok?adnie i sumiennie zajmuj? si? tylko bogatymi pacjentami. Biedniejszy, pomimo ?e sprzeda? wszystko, co mia?, by si? leczy?, i tak mo?e umrze? na malari?. Doktor zapomni o nim albo nie wypisze odpowiednich leków, je?li akurat b?dzie mia? pacjenta wartego wi?cej pieni?dzy. Mam nadziej?, ?e George sprawi wra?enie pacjenta wystarczaj?co bogatego, ?eby nie umrze?.