Bliskie spotkania z rynsztokiem
Dzi? by? bardzo spokojny dzie?. Rano poszed?em do sklepu po bagietk? i w drodze powrotnej, na ?rodku ulicy, straci?em przytomno?? i przewróci?em si? do rynsztoka. Trzeba przyzna?, ?e wycelowa?em do?? dok?adnie. Wpad?em dok?adnie w jego ?rodek. Ca?y. Twarz?. Oprzytomnia?em chyba tylko dzi?ki potwornemu smrodowi, jaki wydobywa? si? z kana?u. Usta, oczy i nos mia?em w b?ocie (tzn. mam nadziej?, ?e by?o to tylko b?oto). Ca?y w szlamie i cuchn?cy tak, ?e ludzie mnie z daleka omijali, dowlok?em si? do naszego hoteliku. Reszt? dnia sp?dzi?em le??c na macie pod drzewem na podwórku, dochodz?c do siebie. Rafa? mi tylko donosi? jedzenie. Tego dnia nie zrobi?em dok?adnie nic.
Oto efekty zbyt ma?ej ilo?ci p?ynów, zm?czenia, s?o?ca i porannej niewielkiej biegunki.
Ale Czad!
Wreszcie ruszamy! Po tylu tygodniach oczekiwania, zaczynamy wreszcie t? podró?, która jest najwi?kszym wyzwaniem w czasie naszego pobytu w Afryce. Przed nami droga z Nigru a? do Sudanu. Najpierw z Nguigmi w Nigrze do N'Djameny, na pó?noc od jeziora Czad. W Nguigmi ko?czy si? cywilizacja. Tutaj po raz ostatni jedziemy po utwardzonej drodze, s? jeszcze prymitywne restauracje. Wyobra?amy sobie, ?e na odcinku Nguigmi - N'Djamena jest tylko dzicz, a potem z N'Djameny a? do El Obeid w Sudanie ju? tylko coraz gorzej! Ale tak d?ugo czekali?my na to, ?eby podj?? to wyzwanie, ?e teraz si? tylko cieszymy.
Nasz transport to towarowa toyota land cruiser, s?owem pickup z nap?dem na cztery ko?a, nieco tylko wi?kszy od jeepa wranglera. S?u?y g?ównie do przewozu rzeczy importowanych z Nigerii do Czadu, a przewóz pasa?erów jest zaj?ciem zupe?nie ubocznym. W zwi?zku z czym ca?a przestrze? ?adunkowa jest zapakowana ró?nego rodzaju rzeczami do wysoko?ci jaki? czterech metrów. Ca?o?? jest szczelnie obci?gni?ta brezentem i obwi?zana linami. Szczyt tej wielkiej paki wystaje metr nad szoferk?. W?a?nie w szoferce s? jedyne trzy miejsca siedz?ce, ale ju? je zajmuje w?a?ciciel, kierowca i jaki? znajomy w?a?ciciela. Zastanawiamy si?, jak maj? zamiar zabra? jeszcze innych pasa?erów, trzech, ??cznie z nami. Okazuje si? to trywialnie proste: wejdziemy na dach szoferki, a nasze plecaki zostan? przytroczone na samym szczycie wielkiej paki! Nic prostszego, dlaczego wcze?niej nam to nie wpad?o do g?owy?! Ca?? trójk? gramolimy si? na dach szoferki i w samo po?udnie ruszamy do Czadu!
Jazda nasza trwa?a bardzo krótko, bo ju? po 15 minutach zatrzymali?my si? po?rodku jakiego? nieczynnego pasa startowego, czekaj?c na dwóch jeszcze pasa?erów. To w?a?nie podczas tej przerwy Rafa? odkry?, ?e mo?na po?o?y? si? na szczycie paki, pomi?dzy naszymi plecakami wymo?ci? sobie ma?e legowisko i tak jecha?, patrz?c z wysoko?ci 4 metrów na pustyni? przed nami. Przerwa trwa?a raptem 3 godziny, niewiele jak na warunki afryka?skie, ale wystarczaj?co d?ugo dla mnie, ?ebym zacz?? dostawa? lekkiego udaru. Nie by?o tak gor?co jak w Timbuktu, ale my?l?, ?e po?rodku niecki lotniska, na którym stali?my w ma?ej piaszczystej wydmie, w s?o?cu by?o nieco tylko poni?ej 40 stopni. Dzi?ki Bogu, potem jednak s?o?ce schowa?o si? za chmury (zbli?a?a si? pora deszczowa) i zrobi?o si? troch? ch?odniej.
Prawdziwa jazda zaczyna si? znów ok. 15.00. Ja na kabinie, Rafa? na pace. Jazda po bezdro?u, gdzie kierowa? si? mo?na tylko ?ladami kó? poprzednika, zostawionymi na piasku. Wokó? suchy busz, przechodz?cy w pó?pustyni?. Wsz?dzie ju? bardzo du?o piasku, ale w ko?cu pierwsze wielkie wydmy Sahary zaczynaj? si? pewnie z 50 km na pó?noc. Co jaki? czas widzimy wolno pas?ce si? wielb??dy, objadaj?ce leniwie akacje z resztek drobnych li?ci. Czasem w co wi?kszych ?achach piasku obci??ony do granic absurdu samochód zakopuje si? i na nic si? zdaje nawet nap?d na cztery ko?a. Mozolnie go wyci?gamy i jedziemy wolniutko dalej Po 3 godz. i przejechanych 60 km docieramy do granicy. Najpierw posterunek Nigru, a potem, po ok. 30 km ziemi niczyjej - Czadu. I tu od razu pogranicznicy chc? od nas ?apówki za wjazd do tego kraju. ??daj? 5000 CFA od g?owy (10 USD). Nie dali?my, mimo to nas pu?cili. Tak mia?o by? ju? na ka?dym posterunku drogowym podczas ca?ej drogi do Bol. Pro?by, gro?by, szanta?, ?e nie pozwol? nam przejecha?, je?li nie zap?acimy, i nasze stanowcze "NIE!". Ostatecznie nie zap?acili?my ani razu.