Nast?pnego dnia rano przyje?d?a po nas zamówiona bryczka motorowa (taka lokalna krzy?ówka motocykla z ryksz?) i wyje?d?amy na przysta? nad Mekongiem. Wielka ?ód?, która ma powie?? nas do punktu startowego pod Angkor Wat, czyli miejscowo?ci Siem Reap, sprawia solidne wra?enie - wygodne siedzenia, klimatyzacja, toaleta i kawa?ek zewn?trznego pok?adu na dziobie oraz d?ugi p?aski dach, który na czas podró?y zamienia si? w jeszcze jeden pok?ad pasa?erski. Có? si? okazuje - bilety na podró? kosztuj? 25 USD od osoby (to te w ?rodku), ale przychodz?c bezpo?rednio przed odjazdem na przysta?, mo?na pop?yn?? taniej... siedz?c w?a?nie na dachu. Poza tym, podobno jest to bardzo modny sposób podró?owania do Siem Reap w?ród "plecakowiczów". Zapewnia ca?y czas pi?kne widoki z ?odzi, nieustanny szum wiatru i huk silników oraz sze?ciogodzinne ogrzewanie si? tropikalnym s?o?cem Indochin (niektórzy "dachowcy" zsiedli na l?d w kolorze krewetkowej czerwieni). My pozostajemy jednak w ?rodku, wychodz?c od czasu do czasu na pok?ad dziobowy. D?uga podró? dostarcza mnóstwo wra?e?. Najpierw s? to nadrzeczne krajobrazy dop?ywu Mekongu - Tonlé Sap, który tworzy rozleg?e rozlewiska. Zielone plamy zagajników palmowych przeplataj? si? z widokami buddyjskich pagod, wioskami rybaków i stadami bawo?ów p?awi?cych si? w rzece. Wreszcie wp?ywa si? na jezioro Sap, które jest najwi?kszym jeziorem w Azji Po?udniowo-Wschodniej. Mierzy ponad 100 km d?ugo?ci, a w najszerszym miejscu - 40 km szeroko?ci. W pewnym momencie nie wida? brzegów z ?adnej strony i zatraca si? wra?enie jeziora, a natr?tnie przychodzi do g?owy my?l, ?e jest to morze.
Po oko?o dwóch godzinach podró?y po takim bezmiarze wody jeziora, kiedy ?ód? wygl?da jak bia?a kreska na niebieskim tle wody, zaczynaj? si? pojawia? tratwy z domkami rybaków. Napotykamy w?a?nie jedn? z p?ywaj?cych wiosek, których dziesi?tki porusza si? po jeziorze. Pisz? "porusza", bo rzeczywi?cie nie maj? one ?adnego sta?ego adresu i dryfuj?, p?ywaj?, w zale?no?ci od bogactwa ryb w danym regionie jeziora. Jeszcze kila chwil i przybijamy do pomostu. Zreszt? przysta? te? nie ma sta?ego miejsca. Kilka razy w roku zmienia swoj? lokalizacj?, w zale?no?ci od poziomu wody w jeziorze. Ró?nice w po?o?eniu linii brzegowej bywaj? nawet 5 - 10 kilometrowe!
Na brzegu harmider, ha?as, wypakowywanie baga?y (sami odbieramy je z luku baga?owego, chodz?c po w?ziutkiej burcie), po które wyci?gaj? si? dziesi?tki r?k motocyklistów i kierowców maj?cych nadziej? na z?apanie kursu do miasteczka Siem Reap. Inni prezentuj? swoje pojazdy, jeszcze inni trzymaj? w r?kach tablice lub kartki z wypisanymi nazwiskami turystów, na których oczekuj?. Niektórzy przybysze staj? zdezorientowani, widz?c swoje nazwiska wypisane trzy lub cztery razy na ró?nych kartach papieru - jest to tutaj normalne zjawisko. Kierowcy stoj?cy bli?ej ?odzi przepisuj? napr?dce nazwiska z tablic trzymanych przez wys?anników dro?szych hoteli, oczekuj?cych dostojnie przy firmowych autach. Cz?sto taka metoda zdobycia zarobku jest skuteczna, bo czy Europejczykowi, niebywaj?cemu w Azji, przyjdzie do g?owy my?l, ?e kto? inny ni? zamówiony hotel mo?e zna? jego nazwisko? Ca?e szcz??cie, nasze jest tylko na jednej - drewnianej, czyli nie ma pomy?ki. Chwil? pó?niej wskakujemy do zdezelowanej, ale ch?odnej toyoty i jedziemy do naszego hoteliku. Robi on nas bardzo mi?e wra?enie. Oferuje podstawowe warunki, ale jest czy?ciutki, po?o?ony w tropikalnym ogrodzie i jak si? potem okaza?o, mia? ?wietn? miejscow? kuchni?. Znajduje si? troch? na uboczu od rozrywkowej dzielnicy miasteczka (a ka?dy znajdzie tam co? dla siebie!), ale podró?uj?c z dzieckiem, trzeba godzi? si? na pewne wyrzeczenia (ajajaj, jaki ja jestem m?dry i doros?y?!).