29 lipca, niedziela
Wybieram tras? po bezdro?ach prowincji Qinhgai i Sichuanu. To prawie to samo co Tybet Zastanawiam si?, czy za?atwia? zezwolenie na podró? po tych okolicach (bo taki jest wymóg), ale ryzykuj? i jad? bez tych dokumentów. Pierwszy odcinek do Maduo (?ród?a Huang-Ho) jad? autobusem za 63Y. Mie?ci si? tu tylko 25 osób. Odjazd jest, oczywi?cie, opó?niony o ca?? godzin?. Kiedy wreszcie ruszamy, okazuje si?, ?e musi si? zatrzyma?, bo za rogiem czekaj? nast?pni pasa?erowie. Powtarza si? to co chwil?. Pluj? na szcz??cie przez okno. Siedzenia s? bardzo w?skie i prawie nie ma miejsca na nogi. Rozmawiam z m?odym Chi?czykiem siedz?cym ko?o mnie, który mówi troch? po angielsku. Autobus pnie si? coraz wy?ej, ale za oknem jeszcze zielono i pe?no jaków. Na szcz??cie nie odczuwam objawów choroby wysokogórskiej. Mój organizm ju? si? przyzwyczai?. Droga do Golmud i do Xiningu te? bieg?a przez tereny po?o?one powy?ej 3000 m n.p.m.
Drogi pomi?dzy prowincjami Sichuan, Yunann i Xinjang nale?? do najbardziej dzikich i najwy?ej po?o?onych tras na ?wiecie. W nocy w jakiej? ma?ej dziurze psuje si? auto. Naprawa trwa oko?o 4 godzin. Jestem, oczywi?cie, atrakcj? ca?ej wsi. Wsz?dzie za mn? chodz?. Poniewa? jest zimno, wchodz? do "restauracji", aby si? rozgrza?. Jest tu nawet telewizor i mam okazj? obejrze? festiwal folklorystyczny z Yushu, który zobacz? pó?niej na ?ywo. Jest bardzo zimno i nawet zielona herbata nie jest mnie w stanie rozgrza?. Nad ranem l?duj? w Madou. Jest i "hotel", chyba jedyny w tej dziurze. Nazwa?abym to zajazdem dla ci??arówek. W?a?ciciel pokazuje mi "pokój" z jeszcze ciep?? po?ciel?, z której w?a?nie wyszed? jaki? kierowca. Jestem tak zm?czona i zzi?bni?ta, ?e wchodz? do ?piwora, a potem w "cieplutk? po?ciel". Nie mog? si? rozgrza?. Zapadam w sen. O warunkach sanitarnych nie b?d? ju? wspomina?. Po prostu nie ma o czym.
30 lipca, poniedzia?ek
Jest zimno, ale s?onecznie, wysoko?? 4300 m n.p.m. Okazuje si?, ?e nie ma autobusu. Postanawiam jecha? autostopem. Ale i to nie jest takie proste. Po godzinie sp?dzonej przy drodze w oczekiwaniu na autostop rezygnuj?. Tu po prostu nic nie je?dzi. Id? co? zje??. Z zamawianiem jedzenia cyrk. Pomimo rozmówek, nie mog? poj??, co chc? zje??. I tak dostaj? co innego, ni? zamówi?am. I do tego morze zielonej herbaty z sol?. Zamiast serwetek jest papier toaletowy, a wszystkie resztki i odpadki rzucaj? na pod?og? lub co? w tym rodzaju. Na ?rodku jest piec, a na nim czajniki z herbat? i ry?. Ka?dy dostaje herbat?, nie wa?ne, czy co? zamawia, czy nic. Najcz??ciej pracuje ca?a rodzina.
Po trzech godzinach nadje?d?a ci??arówka. Rozmawiam z kierowcami i na szcz??cie godz? si? mnie zabra?. Jestem szcz??liwa. Ci??arówka chi?ska (Dong Feng) jest wi?ksza od naszych tir-ów. W kabinie jest miejsce dla 3 osób, ale jad? czterej kierowcy i ja. Jad? do Yushu i wioz? chyba m?k?. Mój plecak l?duje na pace. Jedziemy po bezdro?ach. Niby jest "droga", pracuj? przy niej wi??niowie. Widoki nies?ychane, jest gor?co i kurz wdziera si? wsz?dzie. Pr?dko?? nie przekracza 25 km na godzin?. Na prze??czy po?o?onej na wysoko?ci 5300 m n.p.m. robimy postój. Co? si? oczywi?cie popsu?o. Ja wykorzystuj? czas na zdj?cia. Pe?no tu chor?giewek ?opoc?cych na wietrze. Wieczorem jestem zaproszona na kolacj?. Dostaj? kurczaka i kluski (okropie?stwo), a oni jedz? nó?ki kozie i zup? podobn? do roso?u. Miejscowi maj? widowisko. W nocy oko?o trzeciej przybywamy do Yushu. Czekam na ?wit, drzemi?c w ci??arówce na placu przed jakim? magazynem.
31 lipca, wtorek
Znajduj? hotel w samym centrum miasteczka, na g?ównym skrzy?owaniu. Ciesz? si?, ?e jest prysznic, ale niestety od 16. P?ac? 20Y. Pod Yushu odbywa si? festyn, o którym wspomnia?am wcze?niej. Podje?d?am minibusem. Niestety, jest ju? to ostatni dzie? imprezy. Tybeta?czycy s? bardzo go?cinni. Ubrani w przepi?kne kolorowe stroje, ci?gle si? u?miechaj? i zapraszaj? do swoich namiotów. Atmosfer? psuje tylko mnóstwo chi?skiej policji. Spotykam te? kilku plecakowiczów. Niestety, o tych okolicach "Lonely Planet" nic nie wspomina. Podró?uje si? tu trudno, bowiem komunikacja jest bardzo s?aba. Pozostaje ?apanie okazji, a i to nie jest takie proste. Wybieram si? na dworzec, który le?y oko?o 3 km od centrum. Okazuje si?, ?e autobus b?dzie dopiero za 3 dni.