17 lipca, wtorek
Rano przyje?d?am do U?an-Bator. Pada deszcz, ale nie jest zimno. Na dworcu pe?no naganiaczy. Za namow? jednego z nich id? do Idres Guest House. Mie?ci si?, niestety, w bloku niedaleko dworca minibusów. Jestem jednak mile zaskoczona. Hotel to tak jakby 2 mieszkania po??czone ze sob?. W ka?dym pokoju kilka materacy na pod?odze, nawet do?? dobrze wyposa?ona kuchnia i 2 ?azienki. W jednej z nich jest pralka automatyczna, gdzie za 0,5 USD mo?na zrobi? pranie. Poza tym, ?e jeden prysznic jest urwany, to hotel ten jest godny polecenia. Nocleg w cenie 3,5 USD (1USD = 1085 tugrików). Spotykam tu ca?e mnóstwo plecakowiczów z ca?ego ?wiata. Kuchnia doskonale nadaje si? do prowadzenia rozmów i wymiany do?wiadcze?. A? ?al mi st?d wyje?d?a?, ale mój cel jeszcze daleko. Mo?e innym razem. Miasto nie robi wra?enia stolicy, raczej du?ej wsi. Du?o ludzi mówi tutaj po polsku i po rosyjsku.
18 lipca, ?roda
Kupuj? bilet na poci?g zwyk?y do granicy do Zamyn-Ud. Niestety, nie ma ju? miejsc le??cych. Bilet za darmo, 3600 tugrików, a podró? b?dzie trwa?a 15 godzin. Na dworcu jest te? bufet, poczekalnia i toaleta. Korzystam z niej, bo nie wiem, jak b?dzie w poci?gu (toaleta jest w stylu tureckim, drzwi tylko do po?owy, a sprz?taczka chodzi w r?kawiczkach i masce na twarzy). O dziwo, jest czysto. Jem co? w rodzaju sa?atki jarzynowej, do tego klucha na parze i rozrzedzone mleko z sol? (przypomina pomyje). P?ac? tylko 300 tugrików. Darmocha. Wreszcie jest poci?g. Ludzie tak si? pchaj?, ?e musz? uwa?a?, aby mnie nie zepchn?li pod wagon. Wreszcie mam miejsce w?ród Mongo?ów, którzy koniecznie chc? ze mn? rozmawia?, ale nie bardzo wiem, w jakim j?zyku. Szukaj?c wrz?tku, spotykam Amerykanina i trzy miejscowe dziewczyny, mówi?ce ?wietnie po angielsku. Przenosz? si? do nich. Przynajmniej teraz nie jest nudno i mog? dowiedzie? si? wielu ciekawych rzeczy o Mongolii i jej mieszka?cach. Toaleta to znowu horror. Albo zamkni?ta, albo kolejka na 20 minut czekania. O czysto?ci ju? nie wspominam. W nocy nawet mam miejsce le??ce, o czym nie marzy?am. Wspó?towarzysze podró?y co chwila nas czym? cz?stuj?. Najcz??ciej jest to mi?so ma?ego gryzonia z?apanego na stepie. O owocach i warzywach mo?na tu tylko pomarzy?. Za oknem step, konie, owce i od czasu do czasu jakie? zabudowania. ?mieci ludzie wyrzucaj? na pod?og? lub przez okno.
19 lipca, czwartek
O 8.30 czasu miejscowego poci?g przybywa do Zamyn-Ud, stacji granicznej z Chinami. Dworzec przypomina rosyjski w Irkucku. Pe?no tu cinkciarzy, tak ?e z wymian? nie ma problemu. Wymieniam tugriki na yuany (1Y = 135 tugrików). Postanawiam przekroczy? granic? z Chinami autobusem. Dziewczyny z poci?gu proponuj? mi, ?e przewioz? mnie i Amerykanina przez granic?. Przecie? s? pracowniczkami tutejszego urz?du celnego. Mamy jeszcze troch? czasu do otwarcia granicy, idziemy wi?c co? zje??. Potem wsiadamy do jeepa i podje?d?amy punktualnie o 10 pod szlaban. Oczywi?cie, jeste?my pierwsi. Jest mnóstwo Mongo?ów czekaj?cych na granicy. Oni, w przeciwie?stwie do Chi?czyków, nie potrzebuj? wizy, wi?c handluj?. ?egnamy si? z mi?ymi dziewczynami i biegiem do odprawy. Przebiega sprawnie i szybko. Potem jest autobus, który wiezie wszystkich do chi?skiego punktu granicznego (1 km). Tu wszyscy wysiadaj? z autobusu i zaczyna si? dok?adne sprawdzanie zawarto?ci baga?u. To tak jak kiedy? w PRL-u. Szczególnie dok?adnie ogl?daj? ksi??ki. Po godzinie mo?na wsi??? z powrotem do autobusu.
Po chi?skiej stronie w Erliaan znajduj? autobus sypialny do Pekinu. P?ac? 100 yuanów - czeka mnie 17 godzin podró?y. Autobusy sypialne zabieraj? 36 pasa?erów. ?ó?ka s? pi?trowe i podwójne. Po?ciel raczej w czarnym kolorze, towarzystwo przewa?nie m?skie. Na pod?odze pe?no ?mieci, plwocin... Musz? si? przyzwyczai? do plucia i charkania. To typowe dla Chin. Rz?d zaczyna z tym podobno walczy?, bowiem wzros?a liczba zachorowa? na gru?lic?. Oczywi?cie, najwi?kszym problemem w tego rodzaju ?rodkach lokomocji jest toaleta. Podró? odbywa si? po stepie, nie ma normalnej drogi. Wsz?dzie wciska si? kurz. Ale dobrze, ?e mo?na si? rozprostowa?.
20 lipca, pi?tek
O 8 rano przyje?d?amy do stolicy. Od razu jad? do hotelu (JinG Hua Hotel Youthostel, Xiluoyuan Nanli, Yongdingmen Wai-Beijing, Postal Code 100077), znajduj?cego si? na po?udniu Pekinu. Z centrum mam autobus numer 66, który zatrzymuje si? niedaleko hotelu. ?ó?ko w pokoju, a w?a?ciwie w dormitorium, kosztuje 30 yuanów. Pokoje s? w suterynie i, niestety, wsz?dzie jest grzyb. ?azienka te? jest tylko jedna na 20 pokoi. Woda w niej stoi po kostki, ale jest gor?ca i nie ma t?oku. Jest tu równie? restauracja, w której jem obfite ?niadanie za jedyne 5 yuanów. Poznaj? mnóstwo turystów z ca?ego ?wiata i wymieniam do?wiadczenia. Mo?na tu skorzysta? z Internetu, ale ko?o przystanku autobusowego (linii 66) jest du?o taniej. Hotel organizuje wycieczki na Mur Chi?ski i warto z tego skorzysta?. Ja wybra?am si? sama i zaj??o mi to du?o wi?cej czasu. Równie? koszta przewy?szy?y te z hotelu (6 USD). Dotarcie na mur ze wzgl?du na odleg?o?? i brak komunikacji jest bardzo czasoch?onne, nie wspominaj?c ju? o problemach z dogadaniem si?. Bardzo pomocne by?y rozmówki "Lonely Planet" angielsko-mandary?skie oraz kalkulator. Chocia? nie wsz?dzie. Poruszanie si? po mie?cie nie jest trudne. Sto?uj? si? w ulicznych garkuchniach lub na targach. Cz?sto jem potrawy, których nie umiem nazwa?. Kuchnia chi?ska jest wspania?a, tania i nie wyobra?am sobie chodzenie po McDonaldach itp. Na szcz??cie nie mam ?adnych dolegliwo?ci ?o??dkowych.
Nie b?d? opisywa?a miasta i zabytków, ich opisy mo?na znale?? w przewodniku. Wi?kszo?? hoteli pomaga w rezerwacji i kupnie biletów na poci?gi, co na w?asn? r?k? stanowi? mo?e du?y problem. Bilety nale?y rezerwowa? z wyprzedzeniem. Podró?uj?c samotnie, nie mia?am takich problemów, bo jedno miejsce i do tego siedz?ce zawsze mo?na znale??. Hotele bior?, oczywi?cie, prowizj?, i to w wysoko?ci 5 USD. Kupuj? bilet do Lanzou (stolica prowincji Gansu) za 215 yuanów. Miejsce siedz?ce, tzw. hard seat.