Strona główna
Strona główna
Opowieści
Opowieści
Dobre rady
Dobre rady
Galeria
Galeria
Recenzje sprzętu
Recenzje sprzętu
Konkurs
Konkurs!
Odsyłacze
Odsyłacze
Kontakt
Kontakt
Szukaj
Opowie?ci o Meksyku
Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

Wieczorem poszli?my pod Anio?ka. Poznawali?my okolic? naszego hotelu zataczaj?c coraz szersze kr?gi, ?eby si? nie zgubi?. Anio?ek stoi na skwerze, na który bardzo trudno przej?? z powodu olbrzymiego ruchu na ulicy. Kolumna otoczona jest pomnikami bojowników o wolno?? i demokracj?: Waszyngtona, Guevary, Juareza i innych lokalnych Leninów. Jednak?e po dok?adnym przyjrzeniu si? Anio?kowi przez teleobiektyw stwierdzi?em, ?e to nie jest ?aden anio?ek, tylko go?a do pasa dziewczyna z biustem sporych rozmiarów, która w r?ce trzyma wianek, ale takim gestem jakby go od siebie odrzuca?a. "No - my?l? sobie - ?adny macie symbol niepodleg?o?ci, nie ma co!". Anio?ek ma wprawdzie skrzyde?ka, ale chyba do parady. Pod Anio?kiem trwa?a akurat manifestacja. W stanie Chiapas zrobi?a si? zadyma, jacy? partyzanci... Rz?d grozi? zbrojn? interwencj?, a pod Anio?kiem zebrali si? wie?niacy z Chiapas i najwybitniejsi arty?ci Meksyku (tam jak w Warszawie - wszyscy wa?ni siedz? w stolicy). By?y ogniste przemówienia, plakaty, transparenty etc, by?a oczywi?cie telewizja i t?umek gapiów. Strajkuj?cy odgra?ali si?, ?e b?d? tkwi? pod Anio?kiem do skutku i istotnie siedzieli tam bez przerwy przez kilka dni. T?umek rós?, Rysiek robi? zdj?cia w t?umku, a ja si? zastanawia?em, w którym momencie dostaniemy po ryjach za to robienie zdj??, bo mi si? przypomnia?o jak w 1980 robi?em zdj?cia pod stoczni? w Szczecinie. Rysiek mnie pocieszy?, ?e oni nie lej? bezpo?rednio na miejscu, tylko czekaj?, a? wejdziemy w ciemn? uliczk?, ?eby nie by?o ?wiadków. Na wszelki wypadek opstrykali?my jeszcze Anio?ka i okoliczne ulice, jak na turystów przysta?o, po czym weszli?my mi?dzy ludzi.

W przewodniku przeczytali?my, ?e warto obejrze? dzielnic? o nazwie Zona Rosa (Ró?owa Strefa), niedaleko Anio?ka. Zapachnia?o nam peda?ami, ale jak ka?? zwiedza?, to zwiedzamy. Weszli?my w labirynt w?skich uliczek, gdzie z rzadka tylko jecha? samochód, a wi?kszo?? stanowili piesi. By?o troch? jak na warszawskiej Starówce. Ale tylko troch?. Uliczki i kamieniczki by?y czyste i zadbane - to fakt. Mie?ci?y si? w nich luksusowe restauracje i kluby, wszystko w ameryka?skim stylu. Takie powiatowe Hollywood, ale w Mexico to by? maksymalny szpan. G?ównie ze wzgl?du na ceny. Przed restauracjami by?y ogródki ze stolikami, na stolikach wyszukane i pachn?ce ?arcie (ale drogie jak diabli), a przy stolikach faceci i babki ubrani jak z paryskich ?urnali. Forsa a? z nich ?cieka?a. Idziesz takim deptakiem mi?dzy superknajpami, dooko?a ?wiate?ka i choinki, bo to zaraz ?wi?ta, otacza ci? t?umek znudzonych milionerów, wi?c te? udajesz jednego z nich. W ko?cu jest si? tu za Kanadola. Ale mi?dzy sob? gadamy po polsku, bo jak naganiacze s?ysz? angielski natychmiast podbiegaj? oferuj?c us?ugi ró?nych knajp i klubów. Wiele z tych klubów ma wyra?nie pedalski charakter, z czym zreszt? nie kryj? si? naganiacze.

Mi?dzy tym t?umkiem snuj?cych si? powoli bogaczy spotka? mo?na siedz?ce pod ?cian? postacie w ?achmanach, ?pi?ce na ulicy wie?niaczki owini?te w jaki? woj?ok, albo ?ebrz?ce dzieci. Niektóre usi?uj? gra? na fujarkach i akordeonach i - o ile nie zostan? przegnane - co? tam zawsze zarobi?. ?ebraków mnóstwo. Nie s? jednak natr?tni. S? pokorni i nie?miali. Dzieci staraj? si? zarabia?. Niektóre sprzedaj?... cokolwiek. Tu kupi, tam sprzeda. Wpada do metra i wo?a: "Guma do ?ucia, balonowa, wielosmakowa, zw?aszcza owocowa! Ca?a z Ameryki! Peso, pesito, uno peso!" albo co? w tym rodzaju. Kiedy? w tym t?umie ?ebraków wy?owi?em tak? dziewczynk?, mo?e 5-6-letni?, która zarabia?a pod ko?cio?em graj?c na akordeonie. Z tym, ?e ona gra?a bardzo dobrze, du?o lepiej ni? te wszystkie inne dzieciaki. A do tego mia?a w sobie co? takiego, ?e mi si? spodoba?a, chocia? nie lubi? dzieci. Tote? ile razy przechodzi?em ko?o "mojej dziewczyny", rzuci?em jej peso, a? raz stwierdzi?em ?e musimy sobie pogada?. Wyt??y?em z ca?ych si? mój hiszpa?ski i uci?li?my sobie ma?? pogaw?dk?, po czym dziewczynka zagra?a mi jaki? kawa?ek, a ja by?em w?ciek?y na siebie, bo akurat nie mia?em ze sob? magnetofonu. Rysiek przez pewien czas rozdawa? szmal wzorem jakiego? biskupa, a? mu wyt?umaczy?em, ?e jest pewna subtelna ró?nica w dochodach biskupów i studentów.

O ?ebrakach si? nie mówi. To temat tabu. Ale jest ich wielu i czasem a? si? serce kraje. Bo to jest tak: na wsi trudno o chleb, z ziemi trudno wy?y?. Nie wiem, dlaczego, ale tak jest. Wi?c emigruj? do miasta. Ca?ymi rodzinami. Nie maj? pieni?dzy, nie maj? gdzie si? podzia?. ?pi? na ulicy, gdy? noce s? ciep?e przez ca?y rok. Czasem zostan? okradzeni lub zamordowani. W takim molochu, jakim jest Mexico City, jedne zw?oki wi?cej, jedne mniej, któ? to policzy? Nie maj? wykszta?cenia ani zawodu. Nie umiej? nic, tylko sia?. W mie?cie l?duj? w najpodlejszych dzielnicach, na przedmie?ciach takich jak Guadalupe albo gorszych. Ile razy wracali?my po ciemku z bazyliki, zawsze mia?em dusz? na ramieniu, cho? policja pilnowa?a okolicy do?? czujnie. W McDonaldzie na ten przyk?ad widzieli?my policjanta (oczywi?cie w kamizelce) stoj?cego na okr?g?o ze spluw? przy kasjerze i pilnuj?cego, ?eby kto? nie skubn?? utargu. Ca?e Mexico a? roi si? od policjantów. W?a?ciwie to dobrze, ale z drugiej strony czu?em si? nieustannie ?ledzony. Co krok jaki? policjant albo wojskowy, a jak cywil, to z telefonem komórkowym. ?eby wej?? do muzeum czy nawet g?upiego zoo, trzeba by?o otwiera? albo zostawia? baga?, pozwala? si? rewidowa?, a w pa?acu prezydenckim nawet obszuka? wykrywaczem metalu. Ka?da instytucja, oprócz oficjalnych, zatrudnia?a jeszcze swoich prywatnych ochroniarzy. Mo?na by?o albo kl??, albo przywykn??, ale omin?? ich si? nie da?o.

W niedziel? pojechali?my na Stary Rynek, zwany tutaj Zocalo. Pojechali?my metrem, które samo w sobie warte jest opisu. Bilet kosztuje tak tanio, ?e nie warto o tym w ogóle wspomina?. Wchodzi si? do podziemi, zostawiaj?c bilet w automacie, który wsysa go z tak? si??, ?e trzeba uwa?a?, ?eby nie wessa?o te? i r?ki. Gdy wejdzie si? ju? do metra, mo?na je?dzi? kolejkami nawet ca?y dzie?, byle si? tylko nie wynurzy? na powierzchni?. Miasto przecina 8 linii kolei podziemnej. Ka?da ma inny kolor i numer. Podró? z jednego kra?ca Mexico na drugi trwa ok. 30 min. Stacje s? czyste i przestronne. Wagoniki maj? nowoczesny kszta?t, s? pomara?czowe, klimatyzowane i poruszaj? si? na gumowych ko?ach, co eliminuje ha?as. Gra muzyczka, ale w godzinach szczytu metro jest zat?oczone do granic mo?liwo?ci i, cho? uwijaj? si? tam ochroniarze, jest to naj?atwiejszy sposób, ?eby straci? portfel, szczególnie gdy masz troch? ja?niejsz? karnacj? i od razu wida?, ?e? "bogaty turysta z Ameryki". Najlepiej wtedy nosi? wszystko na szyi w woreczku, sta? opartym plecami o ?cian?, twarz? do t?umu i rozmawia? po polsku. Metro ?yje swoim ?yciem. Rozleg?e tunele to w?a?ciwie drugie miasto. Sporo tam domoros?ych handlarzy, sprzedaj?cych ró?ne drobiazgi: s?odycze, mapki, gazety, no?yki etc. Sporo te? inwalidów, g?ównie niewidomych, którzy graj?c na fujarkach dorabiaj? do renty i przez ca?y dzie? zmieniaj? tylko wagoniki metra.


Do początku

Poprzednia strona
 1 2 3 4 5 6 7 8 9... 
Następna strona

Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

O tych krajach: Szlakami dawnych i wspó?czesnych Majów: Meksyk - Belize - Gwatemala - Meksyk Meksyk i Gwatemala Meksyk - listopad '98
Tego autora: Sprawozdanie robocze z podró?y do Iranu Alaska '98

Opracowanie: Adam Ma?kowiak
Bardzo chętnie zamieścimy Państwa opowieść.
Wszystkie opowieści i uwagi prosimy kierować pod naszym adresem.
redakcja@tramp.travel.pl
Ostatnie uaktualnienie: 1998-11-16