Strona główna
Strona główna
Opowieści
Opowieści
Dobre rady
Dobre rady
Galeria
Galeria
Recenzje sprzętu
Recenzje sprzętu
Konkurs
Konkurs!
Odsyłacze
Odsyłacze
Kontakt
Kontakt
Szukaj
Opowie?ci o Meksyku
Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

Nie wiem, dlaczego wszyscy pytaj? nas o "s?ynne taksówki", podczas gdy po ulicach kr?c? si? prawie same garbusy. Kiedy ju? taksówkarz z?apie na lotnisku ofiar?, to nie id? do auta, tylko do takiej budki, których kilkana?cie jest na lotnisku. S? to budki agencji, do których nale?? taksówki. Agent wypisuje BILET z przypuszczaln? cen? i po?owa idzie dla agencji, a po?owa dla taksówkarza. S? taksówkarze prawdziwi i "przebiera?cy". Prawdziwi dumnie obnosz? rz?dowe licencje ze zdj?ciem, a udawani s? ta?si, ale mog? czasem znikn?? w t?umie razem z baga?em. Wi?c ten nasz taksówkarz zaraz na pocz?tku wylegitymowa? nam si? i w do?? dobrym angielskim zapewni? nas, ?e mamy szans? spa? na lotnisku, chyba ?e on nas zawiezie do hotelu. Nie mieli?my wyboru. Cena, któr? poda?, te? nie by?a niska, wi?c mówimy mu tak: pojedziemy z tob?, jak zadzwonisz do hotelu i powiadomisz, ?e ju? jeste?my (bo w hotelu nikt nie gada? po angielsku). Taksiarz zgodzi? si?, ale w hotelu nikt nie odbiera?. Podeszli?my do budki po bilet, a? tu nagle pojawi? si? jaki? pomagier, z?apa? mój plecak, taksówkarz za? walizk? i ruszyli w t?um takim k?usem, ?e ju? prawie po?egna?em swój baga? na zawsze, mimo to wytrwale bieg?em za nimi. Przed budynkiem lotniska stan?li?my. Enrico (taksówkarz) poszed? po wóz i za chwil? zajecha? jasnym chevroletem, podobno z 1977 roku. Ale to by?a ruina, o Jezu! W ?rodku by?o jednak jako tako, je?li nie liczy? braku kierunkowskazów, pasów bezpiecze?stwa i jakichkolwiek lusterek. Enrico gna? z dzik? pr?dko?ci?, a chocia? to noc, miasto wcale nie spa?o. Jecha? i jecha?, i ju? obawiali?my si?, ?e objedziemy pó? miasta, ale na szcz??cie wcze?niej ustalili?my cen?. W ko?cu wjechali?my w jak?? cywilizowan? dzielnic? i to by?o centrum. Zreszt? w nocy w nieznanym mie?cie i tak nie wiele by?o wida?. By? 10 grudnia; dwa dni przed odpustem na meksyka?skiej Jasnej Górze. Po drodze mijali?my grupy pielgrzymów w?druj?cych na Guadalupe. Niektórzy szli pieszo, czasem nie?li sztandary i obrazy z Matk? Bosk?, ale cz??ciej zawini?tka, plecaki z ?ywno?ci? na drog?. Inni jechali kolorowo przybranymi ci??arówkami, ozdobionymi wizerunkami Matki Boskiej Guadalupe, wst??kami, wiankami i kwiatami. Mia?o to w sobie co? z jasnogórskich pielgrzymek, ale t?umy nie by?y tak liczne.

Nasz hotel okaza? si? gustownym pa?acykiem w zacisznej uliczce. By?a ciep?a, wiosenna niemal noc. Naprzeciwko hotelu znajdowa?a si? ambasada brytyjska w innym gustownym pa?acyku, a przed nim dzie? i noc sta?y dwa radiowozy policyjne. Po jakiej? pó?godzinie dzwonienia wysz?a zaspana pokojówka i wprowadzi?a nas do wn?trza. Wn?trze okaza?o si? równie gustowne. Zrobili?my szybko kolacj? i poszli?my spa?. Pewien kolega z Winnipegu po?yczy? nam czajnik elektryczny i mogli?my mie? gor?c? herbat? o ka?dej porze dnia i nocy bez proszenia o ?ask?. To by?o bardzo wa?ne, bo "surowej" wody w Mexico pi? nie mo?na z uwagi na ameb? i prawie pewn? mo?liwo?? zara?enia si?. Nawet Meksykanie pij? soki albo wod? mineraln?. Po mie?cie chodzi si? ?ciskaj?c w d?oni flaszk? z soczkiem. Nazajutrz okaza?o si?, ?e na zapleczu hoteliku jest malutkie patio, a na nim ozdobne sto?y z ogromnymi parasolami i ?e tam zazwyczaj przychodz? go?cie zapali? papierosa albo wypi? kaw?. Doko?a rosn? sobie ró?e i inne kwiatki (w grudniu!), a ca?o?? sprawia wra?enie domowego ogródka. ?ciany pomalowane s? na bia?o, okna maj? niebieskie obwódki, wy?ej jakie? balkoniki, tarasiki, co nadaje miejscu swoisty klimat. Same obyczaje w hotelu te? s? ciekawe: ka?dy go?? dostawa? klucz od g?ównej bramy, nie by?o ?adnej recepcji, zostawiania kluczy etc, tylko od razu z ulicy wchodzi?o si? do wielkiego bia?ego living roomu, w którym sta?a du?a kanapa i dwa puszyste fotele, tudzie? okr?g?y stó?. Na ?cianach wisia?y stylowe maski, obrazy i od razu z tego living roomu wchodzi?o si? do swoich pokoi. Jak w domu. O go?ciach hotelowych jeszcze opowiem. Nazajutrz poszli?my da miasta. Na razie niedaleko, ?eby si? nie zgubi?. W hotelu poznali?my m?od? Amerykank?, która udzieli?a nam pierwszych przestróg i wskazówek. ?eby wróci? do domu, trzeba by?o zna? tylko jedno s?owo: "angelito", tzn. anio?ek. Nieopodal hotelu sta?a olbrzymia kolumna, widoczna z daleka, na kolumnie Anio?ek - symbol niepodleg?o?ci Meksyku. Wiedz?c ju?, jak wróci?, postanowili?my zaryzykowa? od razu Guadalupe. Powiedziano nam, ?eby wzi?? "pesero". W banku wymienili?my pieni?dze, a Meksyk dopiero co przeszed? podobn? operacj? co Polska: obcinanie zer. Pieni?dze by?y wi?c ró?ne i do?? dziwne, chocia? monety, sk?adaj?ce si? z dwóch warstw kruszcu, by?y bardzo ?adne: ?rodek maj? z?oty, a obwódk? srebrn?, albo odwrotnie. Liczono ju? w nowych peso, ale stare by?y jeszcze w obiegu.

Mexico City sk?ada si? w?a?ciwie z dwóch prostopad?ych ulic, do których dobudowana zosta?a ca?a reszta. Wystarczy wi?c znale?? ulic? Reforma i ju? si? nie zgubisz, bo jedziesz ze wschodu na zachód prosto jak strzeli?. Druga ulica, Insurgentes (Powsta?ców), prowadzi z pó?nocy na po?udnie. W ?rodku Reformy stoi Anio?ek, my znajdujemy si? w?a?nie niedaleko Anio?ka i usi?ujemy przej?? przez ulic?. Problem polega na tym, ?e kierowcy nie respektuj? przepisów, mkn? szybciej od my?li, a pod czerwonym ?wiat?em staj? tylko wtedy, gdy musz?, tzn. na bardzo ruchliwych skrzy?owaniach. Pesero okaza?o si? ma?ym, bia?o-zielonym mikrobusikiem, których po mie?cie kr??? tysi?ce. To olbrzymie miasto dzi?ki mikrobusom genialnie rozwi?za?o problem komunikacyjny, daj?c kierowcom prac?, a pasa?erom mo?liwo?? szybkiego poruszania si?. Pesera je?d?? wzd?u? g?ównych ulic z ob??dn? szybko?ci?, wciskaj? si? w ka?dy korek, a kierowcy s? wr?cz artystami jezdni. Do pesera wchodzi kilkana?cie osób. Mikrobusy kursuj? dos?ownie co 15 sekund. Nie maj? przystanków i zatrzymuj? si? wsz?dzie, wystarczy tylko machn?? r?k?. Zawsze maj? otwarte drzwi (co przyprawia o szok), ?eby ?atwo by?o wskoczy? i wyskoczy?, bo w?a?ciwie to si? wsiada i wysiada w pó?skoku. Bilet kosztuje 1 peso (st?d "pesero"), tzn. z?otówk?, ale nie ma biletów, tylko dajesz kierowcy peso i cze??. Na co dzie? na ulicach t?um samochodów. Smród spalin jest tak du?y, ?e s?o?ce wida? jak przez mg?? i na pewno nie uda si? opali? w mie?cie, bo promienie s?oneczne nie mog? si? przebi?. Samochody osobowe maj? kolorowe tabliczki rejestracyjne i wolno im je?dzi? tylko 5 razy w tygodniu. np.: "zieloni" nie je?d?? wtorki-pi?tki, "czerwoni" maj? zakaz poruszania si? we ?rody i czwartki itd. Inaczej miasto by?oby zupe?nie sparali?owane i dlatego ma?e samochody s? szczególnie wa?ne i mobilne w tym t?umie. Meksykanie ?artuj?, ?e dlatego je?d?? tak ob??dnie szybko po mie?cie, gdy? si? mszcz? za ten 5-dniowy tydzie? jazdy.


Do początku

Poprzednia strona
 1 2 3 4 5 6 7 8 9... 
Następna strona

Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

O tych krajach: Szlakami dawnych i wspó?czesnych Majów: Meksyk - Belize - Gwatemala - Meksyk Meksyk i Gwatemala Meksyk - listopad '98
Tego autora: Sprawozdanie robocze z podró?y do Iranu Alaska '98

Opracowanie: Adam Ma?kowiak
Bardzo chętnie zamieścimy Państwa opowieść.
Wszystkie opowieści i uwagi prosimy kierować pod naszym adresem.
redakcja@tramp.travel.pl
Ostatnie uaktualnienie: 1998-11-16