7 lipca - wtorek
Budzimy si? przemoczeni i zm?czeni. Lajkonik z?y i mokry zwija namiot i pakuje manatki do auta. Wol? mu nie wchodzi? w orbit?, ?eby nie zrobi? czego? niepotrzebnego. Za?adowane rzeczy paruj?, ale ju? przynajmniej nie cieknie na g?ow?. Lajkonik gna ?eby nadrobi? stracony czas. Mg?a. Tego jeszcze w scenariuszu nie mieli?my! Mg?a jak mleko! A my zje?d?amy z góry po w?skiej, mokrej od deszczu drodze. Wczoraj, pami?tam, widzia?em jeszcze lasy, drzewa po horyzont, dzi? czuj? si? jak w samolocie schodz?cym do l?dowania. Mg?a staje si? coraz bardziej mglista i nieprzenikniona.
- Lajkonik, uwa?aj! - co pewien czas stopuje kierowc? Bania.
- Lajkonik, zwolnij!
- Lajkonik, nie szalej!
Lajkonik jedzie skupiony, szybko ale uwa?nie, cho? czasem te? robi mi si? nieswojo. Niepr?dko by nas tu znale?li jakby co...
Wracamy do Fox i zatrzymujemy si?, ?eby zrobi? zakupy i kupi? motorek do herbaty, bo tam dalej ju? na pewno nic nie b?dzie z tej bran?y. Ale sklep jaki? dziwny! Sk?ada si? z dwóch pomieszcze? przedzielonych ?cian?. Pomi?dzy pomieszczeniami okienko z lad? na ka?d? stron?, z dwiema kasami, a pomi?dzy nimi krz?ta si? jedna kasjerka, która obs?uguje oba pomieszczenia naraz. W jednym pomieszczeniu jest sklep typu "kolonialka", w drugim sprzedaj? alkohol i papierosy. ?eby kupi? flaszk?, trzeba wyj?? z jednego pomieszczenia, wej?? do drugiego i zap?aci? u tej samej osoby, ale po przeciwnej stronie lady i w drugiej kasie. Tu jest takie prawo, ?e alkohol i papierosy nie mog? by? sprzedawane w tym samym sklepie, co normalna ?ywno??. Prawo prawem, ale co zrobi? w miejscowo?ci w której mieszka 30 osób? Utrzymywa? dwa sklepy? Wi?c poradzono sobie w?a?nie tak. Teraz ?eby kupi? ?arcie, trzeba sta? z jednej strony okienka, a po gorza?? i papierosy trzeba obej?? bud? z drugiej strony. Ot, ciekawostka socjologiczna, ale zanim to rozgry?li?my, miotamy si? z Lajkonikiem pomi?dzy okienkami i pó?kami. Tam te? kupuj? tablic? rejestracyjn? z napisem ALASKA. Mam ju? drug? do kolekcji. Teraz jeszcze potrzebuj? du?? flag? Alaski, ?eby by?o na czym rozpi?? moje trofea. A trzeba Wam wiedzie?, ?e flaga Alaski jest bardzo ?adna: na granatowym tle 8 z?otych gwiazd u?o?onych w Wielki Wóz z Gwiazd? Polarn?.
Teraz obieramy kierunek na prawdziwe ko?o podbiegunowe. Polka zaczyna si?, gdy ko?czy si? asfalt. Nadal mamy mg??, a oprócz tego jeszcze deszcz i gnaj?ce z naprzeciwka cysterny. Znowu pojawiaj? si? blokuj?ce drog? zawalidrogi - wielkie motor-home'y ameryka?skich turystów. Teraz wiem, ?e jeste?my na w?a?ciwym szlaku!
Tak docieramy do rzeki Jukon. Rzeka jest ogromna, rw?ca, pot??na. Ze ?ciany lasu wyrasta nagle wysoki most, wielki i d?ugi, i ze zdziwieniem stwierdzam, ?e jest drewniany! Sam ten most robi wra?enie ogromu, wsparty na kilku betonowych prz?s?ach. Drugi jego koniec znika w ?cianie dziewiczego lasu po drugiej stronie rzeki. Noc? musi tu by? strasznie! Teraz wszystko tonie w deszczu i b?ocie. Nad brzegiem rzeki wyrós? niewielki, brzydki budynek, w którym mie?ci si? do?? obskurna knajpa. Knajpa sama w sobie ma urok, chocia? wygl?da jak bar dworcowy w Pcimiu Dolnym w epoce g??bokiej komuny. Zero przytulno?ci, ceratowe krzes?a, obskurne sto?y przykryte tani? cerat?, a nad tym wszystkim go?e jarzeniówki. Zdaje si?, ?e w jakim? popularnym serialu w Polsce pokazywano takie wn?trze, bo Bania jest nim oczarowana. W tylnej cz??ci budynku jednoosobowe pokoje go?cinne. Niezbyt przytulne, ale to przecie? nie hotel Hilton. To ostatnia knajpa przed ko?em podbiegunowym. Nocuj? tu kierowcy trucków, wielkich ci??arówek, dla których najwa?niejsze jest ?ó?ko, prysznic i ciep?y posi?ek, a to w?a?nie zapewnia im knajpa. I jeszcze stoj?cy nieopodal ogromny warsztat naprawczy, gdzie przez noc ich auto mo?e zosta? poddane przegl?dowi, bo dalej ju? nie b?dzie okazji. Z tego postoju najbardziej pami?tam b?oto. Ogromny plac przed knajp? rozjechany ci??kimi ko?ami cystern i b?oto po kostki.
I jeszcze niewielki domek informacji turystycznej, gdzie na ?cianie dostrzegam tablic? z r?cznie wpisywanymi obserwacjami pojawiaj?cych si? w okolicy zwierz?t.
6:20 A.M. - Nied?wiedzica z dwoma ma?ymi
8:15 A.M. - ?o?
9:30 A.M. - Jeszcze dwa inne ?osie".
Je?li wierzy? tej tablicy, to wystarczy usi??? w oknie i b?dzie si? mia?o niez?e widowisko, ale dzi? w tak? pogod? ?adne zwierz? nie wyjdzie. Punkt jest prowadzony przez starszych pa?stwa z Kalifornii, którzy tutaj sp?dzaj? sobie lato. Starszy pan siedzi na fotelu przy oknie i ca?y czas obserwuje okolice. To on wpisuje obserwacje na tablice i zapewnia, ?e zwierz?ta wychodz? tu bardzo cz?sto. Ta rzeka to taki ich wodopój. Domek z trójk?tnym, spiczastym dachem, sklecony z drewnianych bali, w ?rodku piec, na ?cianach fotografie turystów, w?dkarzy z trofeami, fotel gospodarza i ma?a lada, za któr? urz?duje jego ?ona. Kupuj? widokówki z okolicy, bo dzi? w tym deszczu niewiele wida?.
Siedem mil dalej mijamy tu? przy drodze l?dowisko helikopterów. Tu mie?ci si? g?ówne centrum dowodzenia ruroci?giem oraz centrum badawcze. Jeszcze dalej na pó?noc samotne wzgórze Finger Hill. Jedziemy takim dzikim p?askowy?em. Znika las, dooko?a tylko kar?owate drzewa. Krajobraz robi si? surowy, ale to tylko z?udzenie. Tam, w g??bi, nadal stoj? nieprzejrzane bory.
Od tego miejsca do ko?a polarnego ju? stosunkowo niedaleko, a pogoda poprawia si? odrobin?, na tyle przynajmniej, ?e przestaje pada?. Fizycznie jednak nie zmienia si? nic: przed nami szara wst?ga drogi, po obu stronach las, raz g?sty i ciemnozielony, z?owrogi, raz znów kar?owaty i w?t?y. Na poboczach drogi rozmok?a ?ó?ta glina. Jakie? sto metrów od drogi co jaki? czas wida? ruroci?g. Widok w sumie nudny. Nie wida? zwierz?t, cho? przecie? musz? gdzie? w pobli?u by?. Droga nieutwardzona, b?otnista. Mijaj?ce nas auta pryskaj? nam w okna wod? zmieszan? z b?otem, jakby kto? chlusn?? nam nagle na przedni? szyb? wiadrami z kaw? z mlekiem. Nagle znak drogowy ka?e odbi? w prawo. Skr?caj? tam tylko tury?ci. Dró?ka prowadzi na niewielki pagórek, na którym znajduje si? okaza?a tablica oznaczaj?ca ?Arctic Circle, Alaska, Latitude 66?33??. Wielki globus, wyrysowany pó?noc? ku zwiedzaj?cym, dok?adnie obrazuje nasze po?o?enie. Tu? obok taras widokowy, z którego rozci?ga si? wspania?y widok na bezbrze?ne po?acie lasu. Tylko gdzie? w dali, spo?ród koron drzew wystaje kopu?a jakiego? teleskopu czy radaru. Miejsce by?oby bardzo uroczyste i dostojne, gdyby nie zaje?d?aj?ce tu co jaki? czas samochody z turystami. Oni fotografuj? si? przy tablicy, a my powoli zwiedzamy t? niewielk? polank?, na której ro?linno?? jako? nie mo?e si? zdecydowa?, co w?a?ciwie ma przewa?a?: p?aska po?a? poro?ni?ta traw?, niepewne krzewy na gliniastej glebie, czy te? mo?e ogromne, nieprzebyte bory le?ne. Stoj? zapatrzony w krajobraz nietkni?ty przecie? jeszcze ludzk? stop?. Hen, po horyzont wida? drzewa. Tam w tej dziczy ?yj? przecie? jakie? zwierz?ta, a mo?e jednak nawet ludzie? W takim surowym krajobrazie i klimacie... Jak to tu musi by? zim?? Zapewne trwa tu prawdziwa walka przyrody o przetrwanie. Tutaj dopiero wida? jej wspania?e królestwo w pe?nej krasie i dostoje?stwie. Tu dopiero wida?, jak ma?? i ?miesznie pewn? siebie istotk? jest cz?owiek - z jednej strony dumny ze swych osi?gni??, a z drugiej - pozbawiony wszelkich szans w terenie tak dziewiczym jak ten. Ten bezbrze?ny ogrom lasu przyt?acza, u?wiadamia nam, ?e tak naprawd? niewiele potrafimy i mo?emy wobec pot?gi przyrody, Stwórcy, ?ywio?ów. I to wszystko dane mi jest ogl?da? w?asnymi oczami, hen na dalekiej pó?nocy, dzi?ki uprzejmo?ci Lajkonika, który zgodzi? si? zabra? mnie na wycieczk?. I to na jaka wycieczk?! Na niesamowit?, niepowtarzaln? przygod?, o której b?d? jeszcze opowiada? swoim wnukom. Czy który? z moich kolegów z Polski kiedykolwiek zobaczy te cuda? Czy to pi?kne, surowe miejsce zostanie jeszcze takie nietkni?te i dziewicze za 20 lat? Jak cieszyliby si? moi Rodzice, gdyby wiedzieli, ?e ja tu jestem i ogl?dam ten cudowny zak?tek ?wiata...
- Co za crappy miejsce! Czym wy si? tutaj tak zachwycacie? - s?ysz? za sob? znudzony g?os Misia.
- Misiu, nic nie mów. Popatrz tylko!
- No i co? Przecie? to jest tylko punkt widokowy, jeden z wielu jakie mijali?my po drodze, a tu nawet nie ma takich widoków! I jest zimno. I pada. Czym si? tu zachwyca??!
No có?, wobec takich "argumentów" blednie mój filozoficzny nastrój, a chwila zadumy, jak? odnalaz?em w tym cudownym miejscu, p?ka jak ba?ka mydlana. Pozostaje tylko wsi??? do samochodu i poszuka? miejsca na nocleg. Pod sam? niemal tablic? jest prowizoryczne pole kempingowe, na którym rozbijaj? si? tury?ci. Nie jest tam za przytulnie, ale za to w kupie. W razie czego bezpieczniej. A mo?emy obawia? si? ?w razie czego?, bo znajdujemy nied?wiedzie odchody. Lajkonik stara si? uspokoi? Bani?, ?e to tylko kozice, ale numer nie przeszed?. Postanawiamy wraca? jakby?my nie wiedzieli, ?e najbli?sze pole namiotowe jest dwa dni drogi st?d. Ale o dziwo, zaraz jakie? 800 metrów dalej znajdujemy bardzo malowniczy potok o nazwie Fish Creek. Wje?d?amy autem tylko troch? w las i naszym oczom ukazuje si? wspania?a polanka, zupe?nie jak z bajki o Czerwonym Kapturku. Nawet stó? kto? sporz?dzi? z wielkiego b?bna na kable. Tu zostajemy na noc. Chwilowo nie pada, wi?c zapominamy o nied?wiedziach i zabieramy si? za kolacj?. Do kolacji obowi?zkowo motorek, no i potem ?PIEEEEEWAM przy gitarze. Ach, jakie to pi?kne uczucie wiedzie?, ?e najbli?szy ranger jest 100 kilometrów st?d. Trudno mi teraz operowa? godzinami, bo troch? si? zgubili?my z czasem, odk?d nie ma ró?nicy mi?dzy dniem i noc?. Idziemy z Lajkonikiem na ryby. Tu to musz? by? bydlaki! Spó?nili?my si?. By?y pstr?gi i ?ososie, ale ju? zesz?y w dó? rzeki. W ca?ym przepi?knym, przeczystym, przeuroczym i cicho szumi?cym potoku nie ma ani pó? ryby! A gdyby by?y, to by?my je widzieli z daleka, bo woda tu p?ytka i krystaliczna. Z takiego potoku mo?na bez obawy czerpa? wod? na herbat?. S?czymy z Bani? nasze motorki i postanawiamy zaczeka? na wschód s?o?ca, bo ciekawi nas, jak to jest z tym wschodem s?o?ca, które przecie? nie zachodzi. Gdzie? mi?dzy drug? a trzeci? rano niebo robi si? nagle ja?niejsze z jednej strony, ale albo nadmiar "motorków" utrudnia nam nawigacj?, albo co? jest nie tak z tym wschodem, bo niebo ja?nieje nie tam gdzie teoretycznie powinno wstawa? s?o?ce. Dopiero w drodze powrotnej starsi pa?stwo z domku nad Jukonem wyja?niaj? mi, ?e w?a?nie w tym miejscu dziej? si? ró?ne anomalie i z?udzenia, które mog? powodowa? np. ogl?danie kilku s?o?c wschodz?cych jednocze?nie. Na dowód pokazuj? zdj?cie: kilkana?cie tarcz s?onecznych o ognistoz?otej barwie, stoj?cych w równych odleg?o?ciach od siebie na osi widnokr?gu. Co za widok!