4 lipca - sobota
Obudzeni przez Lajkonika bladym ?witem (8:30) startujemy w kierunku Whitehorse. Ja tu tak rzucam nazwami, ale odleg?o?ci pomi?dzy miastami by?y ogromne i cz?sto droga po prostu si? d?u?y?a, najbardziej dzieciom, które w urokach przyrody nie widzia?y nic nadzwyczajnego. W ko?cu ca?y dzie? w samochodzie dla kogo?, kogo nie interesuj? widoki, przepa?ci, mosty, szemrz?ce potoki, szumi?ce wodospady, rozpo?cieraj?ce si? po widnokr?g po?acie lasów, wy?a??ce na drog? zwierz?ta, ca?kowity brak nocy, coraz trudniejsza droga i coraz pierwotniejsze warunki ?ycia - taka droga mo?e by? nudna. Tak, to ju? zaczyna by? odludzie. Tylko dzika przyroda, morze lasu i my na tej w?skiej niteczce autostrady. ?wietnie to wida? na lotniczych fotografiach, jak mizern? cz?steczk? jest cz?owiek w tym ogromnym królestwie przyrody. A przyk?adowo odleg?o?? od Dawson Creek do Ft. Nelson to 482 km. Od Ft. Nelson do Watson Lake nast?pne 539 km, a my nawet nie dotarli?my jeszcze do Jukonu!
Mila 543 Alaska Highway. Samotna stacja benzynowa. W oknie gro?ny napis: "Protected by 357 Magnum". Akurat tutaj, w takim miejscu to mo?e by? prawda.
Do Bani zagaduje jaki? ameryka?ski turysta. Ten kretyn pyta, czy w Polsce mówi si? po niemiecku, bo sobie nie bardzo zdaje spraw?, co to w ogóle ta Polska jest. I Bania mu cierpliwie t?umaczy, a? wreszcie zrozumiawszy, Amerykanin odje?d?a. Bania zna angielski w stopniu wystarczaj?cym do konwersacji, ale - tak jak z tym samochodem - musi si? upewni?, ?e sobie daje rad?. Wtedy staje si? pewniejsza. I jako? tak si? dzieje, ?e coraz cz??ciej to w?a?nie do niej najcz??ciej zagaduj? tury?ci i urz?dnicy i Bania radzi sobie naprawd? nie?le. My?l?, ?e Bania wygl?da najbardziej reprezentacyjnie z nas wszystkich i jakby si? tak dobrze postara?a, to pewnie by ustrzeli?a jakiego? ameryka?skiego jelenia z wi?kszym portfelem... Ale Bani nie zale?y na ameryka?skich jeleniach. Mo?e i dobrze.
O czym to by?o ostatnio? Aha, no wi?c tankujemy i jazda w gór? Alaska Highway, ?eby ju? wreszcie wjecha? w Jukon. Ale po drodze mamy jeszcze Watson Lake. To niezwykle ciekawe miejsce. Malutka miejscowo??, w której wojsko mia?o baz? w czasie budowy Alaska Highway w 1942 roku. Pewien m?ody ?o?nierz, gdzie? z Teksasu czy Arizony, n?kany t?sknot? za domem przybi? by? na drzewie star? tablic? rejestracyjn? swego samochodu, co by mu przypomina?a dom. Pomys? romantycznego wojaka natychmiast podchwycili koledzy i okoliczne drzewa zaroi?y si? od tabliczek z nazwami miejscowo?ci. A potem ju? ka?dy przeje?d?aj?cy t?dy kierowca uwa?a? za punkt honoru przybi? na drzewie swoj? tabliczk?. Wojna si? sko?czy?a, a tabliczki nadal przybijano. Wkrótce zabrak?o drzew przy drodze, wi?c postawiono specjalne drewniane s?upy, na których do dzi? tury?ci zostawiaj? swój ?lad. Jest tego tyle, ?e zdrowo si? nachodzili?my, zanim znale?li?my kawa?ek pustego miejsca. Potem za kilka dolarów kupili?my tabliczk? i Lajkonik ?licznie wymalowa? na niej bia?o-czerwon? farb? napis: POLSKIE PODWÓRKO, nasz adres http i nasze ksywki podwórkowe. Wiecie, ta tabliczka jest po prostu ?adna i starannie zrobiona. A? ?al mi by?o j? tak tu zostawia?. A na s?siednich s?upach inne tabliczki z ca?ego ?wiata. Najwi?cej chyba ameryka?skich i niemieckich. Niemcy targaj? tu nawet ca?e znaki drogowe! U szczytu jednej ze ?cian ogromna, wyblak?a ju? flaga w?gierska, na niej jaki? napis w tym j?zyku i gwo?dziem przybite niemi?osiernie schodzone trampki oraz stary, odrapany garnek, który po latach wiernego gotowania wody doczeka? si? emerytury w tak szacownym miejscu.
Pomi?dzy tymi s?upami stoj? autentyczne koparki i spychacze u?ywane do budowy Alaska Highway 50 lat temu. Sprz?t jak na dzisiejsze czasy prymitywny, jaki? taki niepozorny i drobny. Lajkonik potrafi nawet poda? niektóre dane techniczne tych pojazdów, ale ja raczej zamy?lam si? nad przesz?o?ci?. Dzi? jedziemy przed siebie w miar? równ? drog?. Czasem w?sk? i szutrow?, ci?gle nie najlepsz?, ale za to równ? i prost?. Kiedy? nie by?o tu nic, tylko las i g?usza, i grupa twardzieli, która dos?ownie wyr?bywa?a t? drog?, wydziera?a ka?dy metr lasu, aby zbudowa? jako tako przejezdn? tras?. O tych ludziach si? dzisiaj nie mówi, a szkoda, bo odwalili niesamowit? robot?. Wystarczy jeden rzut oka na te maszyny stoj?ce w?ród drzew, aby si? przekona?, jak s? one ma?e. A drzew miliony. I bagna dooko?a, i zima, która uderza wielostopniowym, niczym nie os?oni?tym mrozem, i lód, i ?nieg, i inne ?ywio?y - okrutne i bezlitosne - i wielka droga przez ca?? Alask? i pó? British Columbii zbudowane zaledwie w 9 miesi?cy tymi kruchymi maszynami i nieomal?e go?ymi r?kami ameryka?skich ?o?nierzy. Przychodzi mi na my?l jaki? ?mieszny, filmowy Szwarceneger z ogromnym karabinem i... nie mog? powstrzyma? u?miechu. On by tutaj pad? jak Pluto na tych bezdro?ach...
Tymczasem Misio penetruje okoliczne budki z pami?tkami i nabywa zielony bumper sticker z napisem: WE DROVE THE FAMOUS ALASKA HIGHWAY! BOTH WAYS, DAMMIT!!! Wzi?? sprzedawczyni? na pi?kny u?miech, bo mnie taki sam sticker sprzedaje dwa razy dro?ej! W innej budce m?oda artystka malarka wykonuje na ostrzach pi? do drewna efektowne malunki przyrody Jukonu. Przygl?dam si? d?u?sz? chwil? jej pracy. Za jedn? tak? pi?? chce 40 dolarów. Pomys? fajny, by?by niez?y prezent z tego... Potem okazuje si?, ?e 250 km dalej te same pi?y s? ju? po 70 dolarów! Ceny wzrastaj? proporcjonalnie do odleg?o?ci. Im dalej na pó?noc, tym dro?ej. Z Watson Lake dzwonimy do Whitehorse i p?dzimy na z?amanie karku szutrow? drog?, ?eby zd??y? na szóst?. Po drodze mijamy autobus Grey Hounda, chyba ten, którym jedzie torba Lajkonika. Wi?c gaz do dechy, tuman kurzu wzbija si? przed oczami, najgorzej, gdy co? jedzie z naprzeciwka, a to "co?" to na ogó? ogromne ci??arówki, gnaj?ce nie wolniej od nas. Czasem spod kó? takiego potwora wyskoczy kamyk, który z si?? pocisku uderza w nasz? szyb?. Strach pomy?le? co by by?o, gdyby szyba p?k?a i rozp?dzony kamie? trafi? kogo? z nas! Szyba zarysowuje si? w paru miejscach, ale nie p?ka!
Po kilku godzinach takiej jazdy docieramy do Whitehorse. Widoki za oknem s? przepi?kne, ale ju? nawet nie notuj? wszystkiego, bo tego tyle jest... Whitehorse zaskakuje mnie ca?kowicie. Jeszcze z drogi widz? przepi?kn?, malownicz? dolink?, do której przytuli?o si? niewielkie, ale schludne miasteczko. Jest ono otoczone wie?cem gór i wygl?da jak na reklamie szwajcarskiej czekolady. A szczyty gór o?nie?one, ogromne, a samotna droga pomi?dzy nimi prowadzi do tego spokojnego, mi?ego miasteczka i w tej dziczy i majestacie przyrody czujesz, jakby? nagle dotar? do domu, chocia? to nie jest dom, tylko etap na twojej drodze. To góry nadaj? temu miastu niebywa?y urok. To ich pot?ga udziela si? wszystkim, którzy tu zawitaj?. Jestem pod wra?eniem! A i samo miasteczko schludne, czyste, ma wszystkie sklepy, jakie s? potrzebne, ma w?asny szpital i lotnisko, jest wi?c po??czone z cywilizacj?, bo nawet ma Internet! Na razie jedziemy odebra? baga?e Lajkonika, ale po drodze zatrzymujemy si? w centrum turystycznym. Budynek nowoczesny, wybudowany ze smakiem i z rozmachem, klimatyzacja, czysto?? a? l?ni i dwie uprzejme panie zapraszaj? na cogodzinne prelekcje o historii miasta ilustrowane filmem. Odnajdujemy telefon na karty kredytowe - ostatni taki telefon przed wjazdem na Alask? - i dzwonimy w par? miejsc. Teraz trzeba zaj?? si? znalezieniem noclegu. Jedyny kemping w mie?cie jest obskurny i zaj?ty, wi?c jedziemy kawa?ek za miasto i znajdujemy - ku naszej rado?ci - kemping z prysznicami i pralkami. Dostajemy jedno z ostatnich wolnych miejsc, daleko od kibla, a blisko do szosy, ale co tam! Jest jeszcze jasno (tam jest ju? ci?gle jasno) i Bania decyduje si? na ...placki ziemniaczane, co zostaje powitane rechotem aplauzu. Rozbijamy namiot, rozk?adamy obóz, a Bania siedzi przy naszym sk?adanym stoliku z absolutnie neutraln? min? i trze na tarce ziemniaki. Wiatr rozwiewa jej czupryn?, a ona trze. Jeden ziemniak, drugi, trzeci.... Na tle lasu, za którym wida? góry - sylwetka Bani tr?cej ziemniaki, z tark? na kolanach - niezapomniany widok! W ?yciu bym na to nie wpad? ?e kiedy?, gdzie? na dalekiej pó?nocy b?d? wcina? placki ziemniaczane!
Zapach placków przywabi? s?siadów. To ameryka?skie ma??e?stwo, starsi ju? pa?stwo. On, wysoki i postawny, siwow?osy, zaczyna ze mn? rozmow?. Mam pecha. Jestem g?odny i nie mam najmniejszej ochoty na rozmow?. Tymczasem facet opowiada, ?e by? w?a?nie jednym z tych m?odych ludzi, którzy pó? wieku temu budowali Alaska Highway. Odt?d pomi?dzy nim a t? drog? wytworzy? si? rodzaj wi?zi, któr? ten cz?owiek piel?gnuje i zawsze latem przyje?d?a tu z USA, aby wróci? do tamtych lat. Przyje?d?a wraz z ?on?, któr? te? pozna? tu, przy tej budowie. Maj? ogromny motor-home i przemierzaj? te obszary rok w rok. Starzec opowiada o budowie mostu na Sikkani River, tego, co to si? dwa razy zawali?. Pytam go o motywy tej pracy, bo to wtedy by?a wojna, wi?c Pentagon wyda? rozkaz: "Wybudowa? drog?!" i cze??, ale mój rozmówca dodaje, ?e za t? prac? rz?d USA p?aci? ogromne pieni?dze. Przyk?adowo, je?li przeci?tny urz?dnik w USA zarabia? 10 dolarów dziennie, to ten sam urz?dnik na Alaska Highway zarabia? od 30 do 300 dolarów dziennie, zale?nie od stanowiska. Potem przynosi jakie? zdj?cia, ksi??ki i opowiada dalej, ale w rozmowie zast?puj? mnie Lajkonik i ch?opcy, a ja dyskretnie si? ulatniam, czekaj?c na placki. Placki na patelni ju? skwiercz?.
- A co to za potrawa? - pyta ?ona naszego go?cia.
- Placki ziemniaczane. Taka polska specjalno?? - t?umaczy Bania.
- Polska? A ja my?la?am, ?e ?ydowska...
- Jaka ?ydowska?! Polska!!! - oburzamy si? patriotycznie - A ?e ?ydzi byli go??mi w naszym kraju, to przyswoili sobie nasz? kuchni?...
Cichnie temat "Placki a Sprawa Polska" i zabieramy si? za jedzenie. Dawno ju? tak nie smakowa?y mi placki ziemniaczane, jak te tam wtedy, pod go?ym niebem w Whitehorse.
Po kolacji wyruszamy samochodem na zwiedzanie miasta. Wprawdzie Whitehorse sk?ada si? z kilku zaledwie ulic: w jedn? stron? id? równolegle ulica Druga i Czwarta, a ulice Pierwsza, Trzecia, Pi?ta i Siódma biegn? prostopadle do nich. A? dziwne si? wydaje, ?e Whitehorse zamieszka?e jest przez 23 tysi?ce ludzi. Latem miasteczko jest przeurocze. Próbuj? sobie wyobrazi? je zim? i... ciarki mi przechodz? na sam? my?l. Có? robi? w takim mie?cie, gdy noc trwa 20 godzin, a temperatura nie podnosi si? wy?ej ni? minus 30 stopni przez pó? roku?! Wielu mieszka?ców ucieka w alkoholizm i to jest najwi?ksz? plag? tego ?adnego miasteczka. Tak rozmy?laj?c wyjechali?my z miasta.
- Poczekaj, zawrócimy i pojedziemy teraz w drug? stron? - decyduje Lajkonik.
Zmieniamy kierunek, Lajkonik z ciekawo?ci skr?ca za rogiem w lewo i z rozp?du ci?nie na gaz. Nagle znajdujemy si? na jakiej? szerokiej szosie... Siwy dym! Wyjechali?my poza miasto! To Whitehorse jest tak ma?e, ?e nawet rozp?dzi? si? nie ma jak! Rozczarowani wracamy na kemping. Na tylnym siedzeniu zasn??a nam Bania, zm?czona po tych plackach, ale nie ma czego ?a?owa?. Zwiedzanie tym razem si? nie uda?o.