Strona główna
Strona główna
Opowieści
Opowieści
Dobre rady
Dobre rady
Galeria
Galeria
Recenzje sprzętu
Recenzje sprzętu
Konkurs
Konkurs!
Odsyłacze
Odsyłacze
Kontakt
Kontakt
Szukaj
Alaska '98
Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

11 lipca - sobota

Centrum Anchorage nie jest wcale takie brzydkie, jak by si? mog?o wydawa?. Du?o kwiatów, sympatyczny nastrój. Bani si? zdecydowanie podoba. Misiowi si? zdecydowanie nie podoba - to zreszt? normalne. Kiedy? Anchorage by?o jednym z niewielu miast ca?kowicie opanowanym przez Rosjan. To tu w?a?nie dobija?y rosyjskie statki, tu by?a g?ówna rosyjska baza morska, st?d do carskiej Rosji dociera?y bogactwa Alaski. Jak si? dobrze przyjrze?, to mo?na tu jeszcze znale?? ?lady rosyjskiej architektury albo rosyjskiej bytno?ci. Zreszt? zastanawiamy si? z Bani?, czy Kathy, nasza ubieg?onocna gospodyni lub jej m?? nie maj? czasem te? jaki? rosyjskich korzeni, bo na ?cianie kuchni, w?ród tysi?ca wisz?cych tam drobiazgów, znalaz?em krzy? prawos?awny i ikon? jakiego? ?wi?tego. Na pó?ce za? sta?a ksi??ka o tematyce morskiej w j?zyku rosyjskim.

Tymczasem zwiedzamy troch? miasto i szlag mnie trafia, bo nigdzie nie mo?na znale?? telefonów publicznych. Okazuje si?, ?e monopol na telefony ma AT&T i nie maj? oni interesu w ulicznych telefonach. Podobne problemy mamy z odnalezieniem sklepu monopolowego. A ja przecie? musz? kupi? spirytus, bo w Kanadzie nie ma. Kupujemy bilety na wycieczk? morsk? i jedziemy do Seward, sk?d odp?ywaj? statki. Na niewielkim nabrze?u cumuje kilkadziesi?t statków - g?ównie s? to niewielkie statki wycieczkowe, kilka holowników, reszta to jachty, niektóre do?? szpanerskie, ale nie znowu tak szpanerskie jak na Riwierze Francuskiej. Pogoda jest szara. Seward le?y u uj?cia zatoki, która otoczona jest wysokimi, o?nie?onymi górami. Góry maj? te? w sobie lodowce, które bardzo bym chcia? zobaczy?. Pod tymi monumentalnymi górami stoi wielki oceaniczny statek pasa?erski, p?ywaj?cy z wycieczkami nadzianych turystów z Kanady i USA. Statek jest wielko?ci naszego "Batorego", a mo?e i wi?kszy. Na tle stateczków i holowników wygl?da jak kolos. Nawet na tle tych niema?ych przecie? gór wygl?da okazale. Ale my ju? wsiadamy na nasz statek, którym pop?ynie dwuosobowa za?oga i 40 pasa?erów. Nasz dzielny kapitan prezentuje pasa?erom stewarda, który b?dzie odpowiedzialny za ?arcie, bowiem w trakcie rejsu ma by? podany lunch.

Wybrze?e Alaski w pobli?u Anchorage sk?ada si? z wielu fiordów i zatok. Seward le?y akurat w sercu takiej zatoki. Wszystko to jest na terenie parku narodowego Denali, a wi?c zwierz?ta, ptaki i ryby znajduj? si? tam pod ochron?, tote? mo?na je bezkarnie ogl?da?. Nasz rejs wiód? b?dzie wzd?u? Resurrection Bay (Zatoki Zmartwychwstania) a? do przyl?dka Aialik. Na razie statek p?ynie w?skim stosunkowo uj?ciem zatoki. Z obu stron mamy strome, skaliste ?ciany górskie, na których jednak jakim? cudem wyrastaj? wcale pot??ne drzewa. Ich korzenie jako? wrzynaj? si? w skalisty grunt i tworz? mieszkanie dla licznych ptaków. Nie ma s?o?ca. Jest szaro i troch? ponuro, a szaro-zielone góry i ciemne niebo jeszcze pot?guj? ten nastrój. Pasa?erowie ustawiaj? si? wzd?u? burty po zawietrznej, ale wkrótce statek przyspiesza i wi?kszo?? pasa?erów chroni si? do wn?trza, sk?d przez okno usi?uj? obserwowa? przyrod?. Ale wewn?trz statku jest jak w autobusie, a do tego kiepska widoczno??. Staj? znów na burcie, opatulony w kurtk? z kapturem, i ch?on? widoki. Nie! Ja nie wejd? do ?rodka! To jest jedyna okazja, kiedy mog? napatrze? si? w?asnymi oczami na te dary przyrody, na te surowe góry i na Pacyfik - w ko?cu niecodziennie mam okazj? podró?owa? po oceanie; wi?c b?d? tu sta? i syci? oczy, cho?by mi je mia?o wywia? i zala? deszczem na wylot! Staram si? jak najwi?cej zapami?ta? z tych krajobrazów. Po pewnym czasie statek zwalnia i wp?ywa do malutkiej, spokojnej zatoczki. Jacy? rybacy na jachcie ?owi? ryby na w?dk?. Zgrabnie ich omijamy i wp?ywamy do zatoki. Pasa?erowie wy?a?? na pok?ad. Z megafonu rozlega si? g?os kapitana:
- Prosz? Pa?stwa, prosz? zwróci? uwag? na stworzenia w wodzie. To rozgwiazdy i meduzy.
Istotnie, w pobli?u statku a? roi si? od czerwonych i ?ó?tych ?yj?tek. Jedne jak galarety, bezkszta?tna masa pulsuj?ca jak gotuj?cy si? kisiel, inne czerwone, przebieraj? mackami p?ywaj?c, albo wyrzucone przez fale le?? na ska?ach. Zastanawiam si?, czy przy dotkni?ciu te meduzy parz?, czy te? tak jak te nasze, ba?tyckie, s? tylko przyjaznymi stworzonkami wegetuj?cymi w wodzie. Ale ju? s?ycha? g?os kapitana:
- Prosz? spojrze? na ska?y. Mo?na tam dostrzec kozice górskie. S? s?abo widoczne, ale prosz? popatrze? troch? powy?ej wlotu do jaskini, na lewo od samotnego drzewa, tam jest taka skalna pó?ka...

No i faktycznie, z pomoc? Bani udaje mi si? dostrzec par? kozic, malutkich jak kropeczki. Jak one tam wlaz?y na ten skalny cypelek, to ja ju? nie wiem, ale nie wygl?da?y na zagubione. Statek wp?ywa do samego wn?trza zatoki. Kapitan po mistrzowsku go podprowadza niemal metr od ska?y, prawie mo?na si?gn?? r?k?. W skale g??boka, ponura jaskinia. Nazywa si? Thumb Cave - jaskinia Kciuka, od kszta?tu zatoki, rzeczywi?cie w kszta?cie kciuka. We wn?trzu jaskini gnie?d?? si? jakie? skrzydlate stwory. Nietoperze? Nie, to ptaki. Czarne, wi?ksze od go??bi, ale znacznie szybsze. Przypomina mi si? scena z filmu Hitchcocka "Ptaki". Paskudna pogoda jeszcze pot?guje to wra?enie. Przed nosem mam wn?trze jaskini, zimne, ciemne, nieprzytulne, bez pod?o?a, bo dnem jaskini jest woda, na pewno do?? g??boka. Ale kapitan mówi, ?e ta jaskinia jest w?a?nie mieszkaniem i schronieniem dla setek tych ptaków, które inaczej nie wytrzyma?yby arktycznego klimatu Alaski. Zreszt? podobno Seward i Anchorage ze wzgl?du na swe po?o?enie i tak maj? stosunkowo ?agodny klimat. Te ptaki - mówi kapitan - s? jakimi? kuzynami pingwinów, chocia? ich w ?adnym stopniu nie przypominaj?.

Statek wyp?ywa z zatoki i nabiera pr?dko?ci. Pasa?erowie znów chowaj? si? do ?rodka, ale po pewnym czasie sytuacja si? powtarza. Znów wp?ywamy do kolejnej zatoczki. Tu mieszkaj? puffiny. S? to przesympatyczne ptaki charakterystyczne dla wybrze?y skalistych i klimatu oceanicznego. Puffiny mieszkaj? na Alasce oraz u nas, na Nowej Funlandii. S? czarno-bia?e, do?? sporych rozmiarów, maj? wielkie pomara?czowe dzioby i kszta?t tych dziobów w?a?nie sprawia, ?e maj? taki sympatyczny "wyraz twarzy". A jeszcze maj? bia?? g?ow? przykryt? czarn? czapeczk? i bursztynowe oczy, ozdobione czarn? strza?k?. To powoduje, ?e te oczy maj? taki prawie ludzki wyraz. Puffiny ?ywi? si? rybami, potrafi? doskonale fruwa?, jeszcze lepiej nurkowa? i p?ywa?. Maj? mocne ?apy zako?czone p?etwami jak kaczki. Mo?na je obserwowa? godzinami. S? bardzo wdzi?cznym obiektem do fotografowania i stanowi? nieoficjaln? maskotk? Alaski. Zreszt? na maskotk? ?wietnie si? nadaj?. I znów wyp?ywamy wzd?u? zatoki. Kapitan zwraca uwag? na fruwaj?ce nad statkiem spore ptaki. To kormorany. Mnie kormorany kojarz? si? z Mazurami i nie spodziewa?em si? ujrze? ich tutaj, ale s?. S?ysz?, jak kapitan przez radio kontaktuje si? z innymi statkami i wymienia informacje o mijanych po drodze zwierz?tach morskich. Misiu wlaz? do kabiny kapita?skiej i pilnie studiuje radar. Podp?ywamy do niewielkiej niezamieszka?ej wyspy. Ta wyspa to jednolita ska?a wysuwaj?ca si? nad powierzchni? morza. Idealne miejsce dla morsów. Na ska?ach le?y wielkie stado morsów. Wygl?daj? jakby wygrzewa?y si? w s?o?cu, ale przecie? o s?o?cu nie ma mowy! Kapitan podprowadza statek pod sam? wysp?. Robimy zdj?cia i po raz kolejny cieszymy si?, ?e zwiedzamy zatok? z pok?adu malutkiego wycieczkowca, którym mo?na wsz?dzie podp?yn?? niemal pod sam nos morsów, a nie z pok?adu olbrzymiego transatlantyku, cho? luksusowego, ale przecie? z tego kolosa nie widzieliby?my takich cudów natury!

Wkrótce zauwa?am, ?e stada pilnuje ogromny samiec, najwi?kszy ze wszystkich morsów. Od czasu do czasu podnosi g?ow? i niespokojnie mruczy w stron? zbli?aj?cego si? statku. Jego harem le?y sobie ufnie i spokojnie, i tylko od czasu do czasu ma?e foczki podnosz? g?owy albo przepe?zn? par? metrów po skale. I nagle, jak na zawo?anie na ska?? usi?uje si? wspi?? inny samiec, który w?a?nie dop?yn?? do wyspy. No i zacz??o si?! Nasz samiec - ten w?a?ciciel - staje gro?nie na ogonie - teraz dopiero wida?, jak jest wielki - i wydaje pot??ny, mocny ryk! Taki ryk, ?e mo?na by go nagra? na kaset?. Jest w nim gro?ba i ?mier?. Nowy przybysz odmrukuje co?, ale nie tak pot??nie. Jest zm?czony i zaj?ty wdrapywaniem si? na strom? ska??. Le??ce tam samice wykazuj? zaniepokojenie. Samiec-gospodarz podpe?za kilka metrów w stron? intruza. Jego ryk jest jeszcze pot??niejszy, jeszcze gro?niejszy.
- Wyno? si? st?d! Ja tu jestem bossem! Wara od mojego stada, bo ci? zabij?! - niemal mo?na zrozumie? ten ryk. Samice odsuwaj? si? w g??b wyspy, robi?c miejsce na ewentualn? walk?, ale intruz przestraszony zsuwa si? do wody. Nasz statek powoli oddala si? od wyspy. Udaje mi si? jednak zauwa?y?, ?e natr?tny intruz, mors, usi?uje si? wspi?? na wysp? od innej strony.
Niestety, nie czekamy na wynik konfrontacji. Czeka nas jeszcze d?uga podró?. Dop?ywamy do ko?ca zatoki i wychodzimy na pe?ne morze. I tu okazuje si?, ?e Ocean Spokojny jest spokojny tylko z nazwy. Poniewa? stoj? na samym dziobie statku, mam przed oczami z 3 stron bezkres wody - a? po widnokr?g. Nagle fale zaczynaj? si? podnosi?, pok?ad statku zaczyna si? intensywnie ko?ysa?. Musz? si? mocno trzyma?, aby nie straci? równowagi. Nieraz fala wpada na pok?ad, opryskuj?c pasa?erów, tote? wi?kszo?? z nich chowa si? do kajuty. Tylko kilku wariatów robi zdj?cia. Zaczyna by? strasznie. Teraz zdaj? sobie spraw?, jak malutk? ?upink? jest nasz stateczek wobec pot?gi oceanu. To nie jest Ba?tyk, to ocean - gro?ny i z?owrogi. Pogoda nadal szara i wietrzna. Tutaj zazwyczaj mo?na spotka? wieloryby, ale dzi? ich, niestety, nie ma. One wy?a?? jak jest ?adna pogoda. Chyba nawet nasz kapitan z lekka si? wystraszy?, bo zapowiada, ?e dalsza ?egluga z dala od brzegów mo?e by? niebezpieczna, dlatego te? b?dziemy zawraca? i prosi wszystkich, ?eby si? mocno trzymali. Zwrot wykonuje powoli, ale gdy statek ustawia si? bokiem do fali, rzuca nami jak pijakiem po windzie. Ta hu?tawka trwa dobr? chwil?. Niektórzy pasa?erowie udaj?, ?e ?wietnie si? bawi?, ale ja wiem, ?e to nie s? ?arty. Jakby co, to ocean nie da nam szans. Bierzemy kurs na s?siedni? zatok?, omijaj?c po drodze liczne niewielkie wysepki, niezamieszkane przez nikogo, tylko przez foki, morsy i ptaki. Najbardziej w morze wysuni?ta wyspa nazywa si? Matuszka. To widocznie ?lad po poprzednich, rosyjskich w?a?cicielach Alaski. Statek ca?? moc? silników stara si? schroni? w?ród ska?. Tam tak nie dmucha. Ale do zatoki droga daleka. Rozbijane fale pryskaj? po obu stronach dziobu silnym wodospadem. Gdy zawieje wiatr, taki wodospad wpada na pok?ad i mamy k?piel za darmo. Na chwil? wychodzi s?o?ce i rozpryskiwana woda nabiera per?owego koloru. Nagle tu? przed dziobem statku pojawia si? zagubiony puffin. Biedny ptak macha z ca?ych si? skrzyd?ami i frunie dok?adnie przed dziobem statku, a statek gna ca?? moc?. Stoj? na samym dziobie i jeszcze chwila, a z?api? puffina za ogon. Biedne zwierz? jest przera?one. Widz?, jak raz po raz ogl?da si? za siebie. Widz? jego pomara?czowy dziób i bia?y ?epek lepiej ni? na najlepszym filmie. Widz? wysi?ek, jaki wk?ada w rozpaczliwe machanie skrzyd?ami, ?eby uciec sprzed tego potwora, który tak bezlito?nie go ?ciga.
- To? przecie? skr?? w prawo, do cholery! - wrzeszcz? do puffina po polsku, bo ju? mi go ?al, a sytuacja nie wygl?da dla ptaka zbyt pomy?lnie. Statek nie zwalnia. Mo?e nawet kapitan celowo prowadzi? ten wy?cig z puffinem. Wiatr wt?acza mi krzyk z powrotem do gard?a. Na szcz??cie puffin us?ysza? i skr?ci? z kursu statku. Odetchn??em z ulg? i zalany kolejn? fal? zlaz?em do kajuty, gdzie w?a?nie pasa?erowie ustawiali si? w kolejce, bo by?o karmienie. Ka?dy z nas dosta? zimnego hot doga w bu?ce, która chyba pami?ta?a czasy rosyjskich carów, puszk? coca-coli i gar?? chipsów. By?o to wyj?tkowo pod?e ?arcie. Nawet Amerykanie, przyzwyczajeni do hot dogów i chipsów zacz?li narzeka?. Po "lunchu" Bania zrobi?a si? jakby lekko zielona i zacz??a si? skar?y? na ?o??dek. Nie ona jedna zreszt?. ?arcie by?o paskudne. Na szcz??cie szybko wyszli?my na pok?ad i Bania wróci?a do normy. W sam? por?! Statek zwolni?, bo na fali w oddali co? si? ko?ysa?o. Podp?yn?li?my bli?ej. To by?a m?odziutka foczka. Le?a?a na fali w takiej samej pozycji, w jakiej ja le?? w sobotni wieczór w wannie. Mia?em nawet wra?enie, ?e pod?o?y?a sobie p?etw? pod g?ow?, ?eby jej by?o wygodnie. Foczka poczeka?a, a? podp?yniemy na tyle blisko, aby by?a w centrum uwagi, po czym rozpocz??a wspania?y pokaz, jakiego nie powstydzi?by si? najlepszy cyrk ?wiata. Najpierw stan??a pionowo w wodzie i porusza?a w?sami. Mia?a tak sympatyczn? buzi?, ?e wr?cz chcia?o si? j? przytuli?. Wszyscy pasa?erowie ju? wisieli na burcie z kamerami w r?kach. Nast?pnie foczka wykona?a kilka przezabawnych fiko?ków, wzbudzaj?c na pok?adzie ogromny zachwyt, kilka "och" i "ach", a nawet par? oklasków. Po czym zanurkowa?a i znikn??a. Po kilku sekundach wynurzy?a si? po drugiej stronie statku. Przegalopowali?my wi?c na praw? burt?, ale kapitan kaza? nam wraca?. Musia? mie? widoczno??. Wi?c wrócili?my, a statek powoli obraca? si? o 90 stopni. Na falach le?a?a nasza foczka. Kiedy statek stan?? ju? jak nale?y, zacz?? si? kolejny pokaz fiko?ków, skoków, salt, pl?sów i ca?ego tego ta?ca w wodzie. Foczka dokazywa?a jak ma?e dziecko wrzucone do wanny. Zreszt? przecie? ocean by? dla niej tak? naturaln? wann?. Po chwili znów znikn??a, aby pojawi? si? na innym kursie, 300 metrów dalej.
- Oooo! Tam! Tam! - wrzasn?li pasa?erowie.
Kapitan pos?usznie podprowadzi? statek pod foczk?. Foczka jakby tylko na to czeka?a! I znowu skoki, nurki, przodem, ty?em, z góry na dó? i znów do góry. A potem by? numer popisowy: stan??a s?upka w wodzie i pomacha?a nam p?etw?, po czym znikn??a w wodzie ju? na dobre. By? to pi?kny pokaz rado?ci, jaki to zwierz?tko zafundowa?o nam bezp?atnie, a buzi? mia?a tak ?liczn?, ?e niemal przypomina?a buzi? dziecka. No to co, ?e z w?sami... A te oczy! Od razu przesta?em ?a?owa? wielorybów, ?e si? nie pojawi?y.

Kapitan zapowiedzia?, ?e zbli?amy si? do lodowca. Zawsze chcia?em zobaczy? lodowiec. Wyobra?a?em sobie majestatyczn? gór?, co? w rodzaju Mt Everest, a tymczasem to, co zobaczy?em, by?o akurat czym? przeciwnym. Lodowiec to w?a?ciwie wielki j?zor lodu, ?agodnie schodz?cy z gór niemal wprost do oceanu. W?a?nie gdy nagle spo?ród wielkich ska? wynurzy?a si? taka lodowa po?a?, od razu skojarzy?o mi si? to z j?zorem lodowym. Wcale nie by? wielki i wcale nie wygl?da? gro?nie i majestatycznie. Przypomina? mi zako?czenie niezwykle szerokiej, ?agodnej nartostrady. Istotnie, lodowce cz?sto s?u?? narciarzom do treningu, ale te? bywaj? niebezpieczne, poniewa? ich powierzchnia to lód, a lód dla rozp?dzonego narciarza to prawie pewna ?mier?. Poza tym gdy spadnie ?nieg, pokrywa on dok?adnie szczeliny w lodzie. Wygl?da niewinnie i niegro?nie, jak bia?e prze?cierad?o pokrywaj?ce solidn? gór?. Tymczasem na lodowcach wolno porusza? si? wy??cznie po wyznaczonych szlakach, nieraz z dok?adno?ci? do 1 metra. S?u?by ratownicze maj? na tym punkcie wr?cz obsesj?. Nic dziwnego. Ka?dego roku kilkunastu turystów nie wierzy ostrze?eniom, ignoruj?c pomara?czowe chor?giewki wbite w ?nieg, a tam ka?dy krok mo?e sko?czy? si? obsuni?ciem tego niewinnie wygl?daj?cego bia?ego puchu. Nawet spod niewielkiej lawiny nie ma szans uciec. Rzadko te? udaje si? odnale?? zw?oki. Dlatego w?a?nie wyobra?a?em sobie lodowiec jako co? monumentalnego. Ale te? trzeba pami?ta?, ?e lodowiec to tylko jedno z zako?cze? ogromnego pola lodowego, pokrywaj?cego wi?kszo?? Alaski, to takie jakby palce wielkiego lodotworu czy te? wielkiej góry lodowej. Musi to wszystko pi?knie wygl?da? w zimie, gdy góry pokryte s? ?niegiem, a zatoka nie zamarza i wycieczki takie jak nasza nadal si? odbywaj?. Tak wi?c podczas tego rejsu mam niepowtarzaln? okazj? przyjrze? si? lodowcom i zweryfikowa? swoje o nich wyobra?enia. Wracaj?c do portu podp?ywamy jeszcze do jednej zatoki, gdzie podziwia? mo?na ska?? na wylot wydr??on? przez wod?. Ska?a nazywa si? "Brama" i istotnie wygl?da jak wykuta w granicie brama - skrót z zatoki na pe?ny ocean. Na drzewach i ska?ach, które znajduj? si? powy?ej, mieszkaj? or?y ?yse.

Orze? ?ysy (Bald Eagle) jest god?em USA, wi?c dumnie go tam pokazuj? jako ?ywy symbol Ameryki. Te or?y nie s? w niczym podobne do polskiego or?a bielika. S? brunatne, tylko g?ow? maj? bia??, ?ó?ty dziób i chyba s? wi?ksze od naszego polskiego or?a. Mamy szcz??cie. W?a?nie jaka? para or?ów kr??y nad nami - majestatycznie, powoli, prawie bez ruchu skrzyde?. Inna para or?ów siedzi na wyst?pie skalnym. Wygl?da to tak, jakby pan orze? szepta? co? pani or?owej na ucho. Nasz kapitan opowiada o or?ach. Wida?, ?e nie?le si? na tym zna. Potrafi okre?li? wiek ptaków, mówi, ?e niektóre okazy ?yj? nawet tak d?ugo jak ludzie i z regu?y, gdy po??cz? si? z jak?? partnerk?, to pozostaj? jej wierne do ko?ca ?ycia. Bardzo romantyczna sprawa. Po 4 godzinach rejsu docieramy do portu w Seward i obserwujemy jeszcze, jak u uj?cia rzeki spory t?umek w?dkarzy ?owi ?ososie. S? to te same ?ososie, które uciek?y nam pod ko?em podbiegunowym, ale nie ma czasu na ?owienie. Jeszcze krótki spacer po Seward, gor?ca czekolada na rachunek Lajkonika i Bani (dzi?ki!) i wracamy do Anchorage, sk?d rozpoczynamy drog? powrotn? na Calgary. Ale myli?by si? ten, kto by przypuszcza?, ?e pojedziemy prost? drog?. Wr?cz przeciwnie. Przedtem oczywi?cie pot??ny obiad w Royal Fork.

Udajemy si? na pó?noc, tam, gdzie kiedy? kopano z?oto, do samego serca krainy Klondike. Chyba nie bardzo sami zdajemy sobie spraw? z tego, co nas czeka, bo nawet przewodniki s? sk?pe w wiadomo?ci. Zje?d?amy z luksusowej autostrady. Znowu sznur motor-home'ów i co jaki? czas roboty na drodze. Ani wyprzedzi?, ani si? rozp?dzi?. Tak docieramy do kempingu Sutton. Kemping - jak wszystkie na Alasce - surowy, ale z miejscem na namiot i z potokiem w pobli?u. Jest nawet prysznic i kibelek, l?ni?cy nowo?ci?. Przyjechali?my krótko przed zamkni?ciem. Ja z ch?opakami rozbijamy namiot, a Lajkonik z Bani? poszli si? zameldowa?. Mieli pecha. W biurze przerwali urz?dniczce intensywne pieszczoty jakiego? miejscowego Amoroso. Panienka wr?cz plu?a nienawi?ci? do ?wiata. Postanowili?my opu?ci? ten kemping nazajutrz tak wcze?nie, jak si? tylko da. No, ale Bania zapragn??a si? wyk?pa? pod prysznicem, jak to Bania. No a najzabawniejsze w tym prysznicu Bani by?o to, ?e przez ca?y czas k?pieli w?a?cicielka kempingu sta?a pod drzwiami i czeka?a, a? Bania sko?czy, a gdy wreszcie wysz?a, w?a?cicielka jak lwica rzuci?a si? do drzwi, spiesznie zamykaj?c je na klucz, ?eby bro? Bo?e kto? inny jeszcze si? nie wyk?pa?! Bez obawy! Po dwóch tygodniach podró?y nam ju? i tak by?o wszystko jedno, a zreszt? ja wola?bym chodzi? brudny, ni? da? zarobi? takiej ma?pie.


Do początku

Poprzednia strona
 ...7 8 9 10 11 12 13 14 15 
Następna strona

Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

O tych krajach: Atlanta - stolica Georgii Na szczyt King's Peak Bluegrass   Pozostałe...
Tego autora: Sprawozdanie robocze z podró?y do Iranu Opowie?ci o Meksyku

Opracowanie: Adam Ma?kowiak
Bardzo chętnie zamieścimy Państwa opowieść.
Wszystkie opowieści i uwagi prosimy kierować pod naszym adresem.
redakcja@tramp.travel.pl
Ostatnie uaktualnienie: 1999-02-03