Strona główna
Strona główna
Opowieści
Opowieści
Dobre rady
Dobre rady
Galeria
Galeria
Recenzje sprzętu
Recenzje sprzętu
Konkurs
Konkurs!
Odsyłacze
Odsyłacze
Kontakt
Kontakt
Szukaj
W podró?y przez Azj?
Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

Ludzie przyszli. O 8 zacz?li si? zbiera? i nagle dot?d puste fotele b?yskawicznie si? zape?ni?y. W Tybecie nie ma czego? takiego jak rozk?ad jazdy - autobus jedzie rano. To znaczy kiedy? Ano, gdy wstanie s?o?ce, wtedy wstan? ludzie i przypomn? sobie, ?e jad? dzi? do Samye. Wtedy wezm? na jaki? wózek zawczasu przygotowane tobo?y, kartony i Bóg wie co jeszcze, wynajm? rikszarza, ?eby przywióz? to do autobusu, za?aduj? baga?e na dach i zasi?d? wygodnie w samochodzie. Uff! Czas jest tu innym wymiarem, niespecjalnie przeszkadzaj?cym tubylcom w ich codziennym ?yciu. Dla Europejczyka, niewolnika zegarka i budzika, jest to nie do zaakceptowania! Ale z drugiej strony... komu ?pieszy si? w Tybecie? Podczas jazdy, trwaj?cej ponad 4 godziny (25 Y), czas "uprzyjemnia" nam wyj?ca z g?o?ników lokalna muzyka... Tak, jej mi?o?nikami nie zostaniemy nigdy!

Doje?d?amy wreszcie do promu (10 Y) i teraz dla odmiany kolejn? godzin? sp?dzamy na ?ajbie, pokonuj?c bardzo szerok? rzek?. Na drugim brzegu wsiadamy do autobusu (3 Y), który zabiera nas do Samye. Ju? z daleka wida? z?oty dach tego pi?knego monastyru. Jeste?my bardzo ciekawi, gdy? akurat teraz odbywa si? tam doroczny festiwal, pe?no jest ludzi (ale nie turystów!), panuje znakomita atmosfera zabawy i luzu. Najpierw szybki obiadek w miejscowej knajpce, potem od razu biegiem w kierunku placu otoczonego przez ludzi - tu musi si? co? dzia?. I w istocie, przebrani za przypominaj?ce chi?skie smoki tancerze ta?cz? monotonnie, raz za razem podskakuj?c, wywijaj?c r?koma, podrzucaj?c nogami. Towarzyszy im muzyka, która wydobywa si? z kilkumetrowych tr?b. Dm? w nie grubi (to rzadko??), czerwoni z wysi?ku mnisi. S?ycha? odg?osy talerzy i b?benków. Po raz nie wiem ju? który zapominamy si? zupe?nie i przegapiamy autobus do Lhasy. Ca?e jednak szcz??cie, jest jeszcze jeden, pod wieczór, dzi?ki czemu mo?emy pochodzi? sobie po mie?cie. Jest bardzo spokojnie i sympatycznie, co rusz "hello" nawet kilkakrotnie wypowiadane przez jedn? osob?. Nie pozostajemy d?u?ni w wymianie tych pozdrowie?, a gdy tak spacerujemy u?miechni?ci po zakamarkach miasteczkach, spotykamy s?dziwego staruszka, który nagle rzuca mi si? na szyj? - jak tu nie lubi? Tybeta?czyków?

W pewnym momencie, gdy do odjazdu autobusu zosta?o jeszcze kilka dobrych chwil, siadamy zm?czeni pod drzewem. Dooko?a dwóch mi?ych mnichów i kilku Tybeta?czyków. Siedzimy sobie spokojnie, u?miechamy si? do siebie, gdy nagle podchodzi do naszej grupki dwóch gitarzystów. K?aniaj? si? wpierw do pasa, a potem na jak?e prymitywnych gitarach (góra 2 struny) zaczynaj? wygrywa? tak biesiadne melodie, ?e a? mamy ochot? zata?czy?; nie musimy jednak, bo oto oni zaczynaj? wywija? nogami tak pociesznie, ?e nawet mnisi zrywaj? boki. W ko?cu jednak ?egnamy si? i opuszczamy towarzystwo. Autobus jest prawie pe?en, liczymy wi?c na szybki odjazd... nic z tego jednak - przecie? pusty jest jeszcze korytarz...

Wszyscy wysiadaj?cy kieruj? si? do pustego promu, cho? kilku maruderów kupuje od nawo?uj?cego staruszka pieczone ziemniaki. Cho? ?ódka jest ju? pe?na, uparty sternik nie chce przyj?? - gra w ko?ci z innymi i niespecjalnie przejmuje si? czekaj?cymi pasa?erami. Dopiero po interwencji zdenerwowanych turystów z Korei przerywa gr? i niepocieszony zapala silnik.

Autobusy do Lhasy ju? nie je?d??, wi?c pozostaje nam ?apanie stopa. Pocz?tkowo nie mamy szcz??cia, bo cho? samochody si? zatrzymuj?, to kierowcy za podwiezienie ??daj? horrendalnych sum (np. 300 Y). W ko?cu zabieramy si? ci??arówk? za 55 Y(za autostop w Tybecie zawsze si? p?aci, chyba ?e z?apie si? landcruisera z turystami; w innym jednak wypadku za darmo nigdy si? nie zabierzecie).

19.07

Dzi? dzie? odpoczynku - wa??samy si? bez celu po Barkhor i korzystamy z Internetu, by wys?a? listy do znajomych (10 Y za 30 minut). Wieczorem za to kolejna impreza! Tym razem w mie?cie - ?wietnie widoczne za?mienie ksi??yca wyci?ga pó?nym wieczorem z domów gromady Tybeta?czyków, którzy ?piewaj?, bawi? si?, pal? kadzid?a - znakomita atmosfera. Siedzimy tak na ma?ym stole ustawionym przed Jokhang i ogl?damy to, co dzieje si? dooko?a. Po kilku godzinach robi si? ju? pustawo i jeden tylko ?ebrak cudnie ?piewa, a jego g?os niesie si? po ca?ej okolicy. Mamy niema?e k?opoty, by wróci? do hotelu i gubimy si? w zawi?ych uliczkach. W ko?cu wydostajemy si? wreszcie i przygotowujemy si? do jutrzejszego wyjazdu do Shigatse.

20.07

Znowu ze snu wyrywa nas wczesnym rankiem budzik, bo dzi? opuszczamy stolic? Tybetu i zaczynamy zjazd na po?udnie, w kierunku granicy z Nepalem. Jedziemy do Shigatse.

Gdy czekamy, a? autobus zape?ni si? do ostatniego miejsca, zaczynam mie? problemy ?o??dkowe i co rusz musz? biega? do usytuowanej ca?e szcz??cie blisko toalety. Akurat teraz, psia ko??! Ca?e szcz??cie moja apteczka pe?na jest "kul armatnich" na takie niedogodno?ci; 2 smecty i bactrim robi? swoje i reszt? podró?y sp?dzam spokojnie.

A trwa ona 8 godzin! Na miejscu od razu kierujemy si? do Tenzin Hotel, w którym jednak o ciep?ym prysznicu mo?na zapomnie?; bojler podgrzewany jest tylko raz dziennie i akurat mieli?my pecha... Gdy na zewn?trz kilkana?cie stopni, my w lodowatej wodzie przeklinamy drogie tybeta?skie hotele (60 Y za cel? piwniczn? z jednym ?ó?kiem).

Wieczorem idziemy za?atwi? pozwolenia na dalsz? podró?, tzw. Alien Travel Permit, w miejscowej PSB (chi?ska bezpieka); bez nich rzekomo podró?owa? po Tybecie nie mo?na. W LP napisano wyra?nie, i? wyj?tkowo przemili mundurowi udzielaj? ich za 50 Y od r?ki. Kolejna nieaktualna informacja - na permitach ?apy po?o?y?o CITS i to teraz do nich trzeba si? po nie uda?. A tu kosztuj?, bagatela, 200 Y. Standardowo zaczynam bajk? o pomocnych Chi?czykach i cena spada do 150 Y, ale to i tak du?o za kawa?ek, jak si? potem okaza?o, bezu?ytecznego papierka. Po drodze nikt go nie sprawdza? - nie wiem, czy akurat mieli?my szcz??cie, czy po prostu nie s? one w praktyce potrzebne (bo w teorii owszem). W ka?dym razie chocia? obok mundurowych przechodzimy bez stresu.


Do początku

Poprzednia strona
 ...5 6 7 8 9 10 11 12 13... 
Następna strona

Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

O tych krajach: Vashisht - wioska niedaleko Manali Ladakh Autostrada do nieba, czyli Manali-Leh Highway   Pozostałe...
Tego autora: W podró?y przez Azj? Turcja w miesi?c

Opracowanie: Mateusz Grzesiak
Bardzo chętnie zamieścimy Państwa opowieść.
Wszystkie opowieści i uwagi prosimy kierować pod naszym adresem.
redakcja@tramp.travel.pl
Ostatnie uaktualnienie: 2001-02-06