21.07
Dzi? ca?y dzie? chodzimy po przepi?knym kompleksie ?wi?ty? Tashilupo Monastery, które szczyci si? kilkunastometrowym budd?, znajduj?cym si? w jednej z komnat. Os?awiony dom kontrowersyjnego X Panchen Lamy, który niegdy? sprzyja? Chi?czykom, a potem si? od nich odwróci?, dzi? pe?en jest jego portretów i zdj??. Pi?kne to miejsce, cho? pe?no turystów i ?ebraków. Dopiero gdy schodzimy z g?ównego traktu i gubimy si? gdzie? mi?dzy domami, spotykamy wielu przemi?ych duchownych, zaj?tych swymi obowi?zkami.
Gdy wieczorem wracamy do hotelu miejscow? wersj? taksówki - traktorem (1 Y za przejazd), ?apie nas potworna ulewa i jeste?my kompletnie mokrzy. By poprawi? sobie nastrój, idziemy do przemi?ej knajpki, gdzie faszerujemy si? "tybeta?skimi" daniami typu bananowy nale?nik. W ka?dym razie smakuje wybornie.
22.07
Rano, tu? ko?o 9 wyje?d?amy do Gyantse - miejscowo?ci po?o?onej jakie? 2,5 godz. drogi od Shigatse. Bilet kupujemy u kierowcy, cho? pocz?tkowo ten wysy?a nas na dworzec - tu jednak "blade twarze" p?ac? podwójnie (czyli 50 Y)!
Gyantse jest ciche i spokojne, a wspania?y fort i magiczny Gyantse Kumbum na pewno warte s?, aby si? tu wybra?. Najpierw dobr? godzin? wspinamy si? po setkach schodów na sam szczyt, by stamt?d podziwia? fantastyczne widoki ca?ego miasta i ?wi?tyni, otoczonej regularnym, okr?g?ym murem. Kosztuje nas to sporo wysi?ku - znów musimy podczas wspinaczki robi? d?ugie przerwy, bo zmiana wysoko?ci daje zna? o sobie i m?czymy si? b?yskawicznie. Ca?e szcz??cie, ?e cho? schodzi si? krócej... Gdy jeste?my na dole, zabieramy si? traktorem na miejscowy festiwal koni, który okaza? si? by?, niestety, jedynie sporym targiem tych zwierz?t.
Co innego przyci?ga jednak nasz? uwag? - z ma?ego stadionu, po?o?onego nieopodal, dobiegaj? weso?e ?piewy i kr?ci si? tam masa ludzi. Przedzieramy si? przez Tybeta?czyków, którzy akurat tu urz?dzaj? sobie piknik - wielu z nich pogrywa w karty, ko?ci, cz??? ?pi lub je - wszyscy, jak zwykle zreszt?, zadowoleni; gorzej tylko, ?e le?? na ziemi i musimy cz?sto przeskakiwa? nad nimi, by dosta? si? do sceny. A tu dziej? si? rzeczy rodem z rodzimego Festiwalu Piosenki Dzieci?cej - ma?e dzieciaki, jednobarwnie ubrane, ta?cz? dooko?a jakiego? popiersia, ustawionego na cokole w ?rodku sceny; gdy podchodz? bli?ej, przeszywaj? mnie dreszcze - to sam Mao dumnie spogl?da na le??cy u jego stóp t?um Tybeta?czyków i ?piewaj?ce dooko?a niego dzieci. Znowu chwytam si? za g?ow?, ?e ju? XXI wiek, a Chi?czycy wci?? czcz? morderc?...
Rowerow? riksz? skrótem przez b?ota dostajemy si? do Gyantse Kumbum - cudnego kompleksu z fantastyczn? ?wi?tyni? w centrum, jedn? ze wspania?o?ci architektonicznych Tybetu. Ca?o?? ma bardzo nietypowy tutaj kszta?t sto?ka, zw??aj?cego si? ku górze, podzielonego na kilka pi?ter. Ka?de z nich upstrzone jest wr?cz malutkimi ?wi?tynkami, ka?da "zamieszkiwana" przez innego boga lub inne jego wcielenie. Wej?? na wy?sze pi?tro mo?na tylko po schodach umieszczonych w jednym tylko punkcie, tak i? dopiero po zrobieniu kó?ka mo?na przedosta? si? wy?ej lub zej?? ni?ej. W ka?dym z pomieszczeniem jest albo ca?kiem ciemno, albo panuje pó?mrok, tak ?e czasami ci??ko jest cokolwiek dojrze?. Nie maj? z tym natomiast problemu go??bie, co rusz przelatuj?ce nam nad g?owami w dzikiej ucieczce z nosa jakiego? buddy. Sp?dzamy tu dobrze ponad godzin?, a i tak nie ogl?damy wszystkiego. Boimy si? jednak, ?e nie zd??ymy na ostatni autobus do Shigatse. Gdy wracamy do centrum i wsiadamy do niego, ten od razu rusza - czy?by czeka? specjalnie na nas?
23.07
Rano wyje?d?amy autobusem do Lhatse - ostatniego miejsca w kierunku granicy nepalskiej, po??czonego z Shigatse publicznym transportem. Podró? jest d?uga (7 godz.) i naprawd? nieprzyjemna. Po pierwsze pada i jest koszmarnie zimno (kilka stopni), a zakutane w chyba kilkana?cie warstw stare Tybetanki otwieraj? szeroko okna i uparcie nie chc? ich zamkn??. Po drugie, w?a?ciwie dopiero teraz zauwa?amy, jak cz?sto pal? m??czy?ni - cz?sto to ma?o powiedziane, oni pal? bez przerwy! Gdy ko?czy si? papieros - a jest to chyba miejscowa wersja "popularnego", bo potwornie ?mierdzi - od razu s?siad wyci?ga drugiego, i tak na zmian?. Po kilku godzinach szczypi? nas od dymu oczy, a w powietrzu mo?na spokojnie powiesi? siekier?. Kierowca wreszcie robi co najmniej pó? godziny przerwy w ?rodku szczerego pola, wychodzi, przechadza si?, rozmawia z kolegami...
Gdy wreszcie doje?d?amy do Lhatse, obskakuje nas t?um ?ebrz?cych dzieci, które gdy nic nie dostaj?, zaczynaj? w nas rzuca? jak?? kapust? czy innymi warzywami. Przez ?rodek miasta, przez sam ?rodek ulicy, p?ynie ?ciek, do którego Tybeta?czycy za?atwiaj? si? bezpo?rednio, nie przejmuj?c si? tym specjalnie; niektórzy w?a?ciwie nie przejmuj? si? niczym i robi? to na chodniku. Ci??ko tu chodzi?, bo co rusz czekaj? na nas tego typu pu?apki; dochodzimy do wniosku, ?e je?li nawet Pekin nagle zmieni front i nawet zgodzi si? na niepodleg?o?? tej prowincji, to i tak Tybeta?czycy umr? ?mierci? samobójcz? - za?atwi ich rak p?uc, brud, smród i w?ciek?e psy, co rusz na nas tutaj warcz?ce. Podejmujemy te? decyzj? o jechaniu bezpo?rednio do Nepalu, zostawiaj?c po drodze Sakye Monastery i Everest Base Camp. Autobusy tam nie je?d??, a autostop, o czym si? nied?ugo przekonamy, to koszmar.
Lhatse jest bardzo drogie - w porównaniu z Lhas? ceny s? nawet 3-4-krotnie wy?sze. Z przera?eniem opuszczamy kolejne hotele, z toalet? "na podwórku" (skoro wszyscy tak, to czemu nie my?), których ceny zwykle przekraczaj? 100 Y. Lokujemy si? dopiero w jakim? chi?skim budynku, w którym rzekomo nie mog? nocowa? zagraniczniacy (30 Y).
24.07
Raniutko rozpoczynamy marsz w kierunku po?o?onego 6 km za miastem punktu kontrolnego, tzw. checkpointu. Jest to nic innego jak chi?ski posterunek policyjny, na którym sprawdzane s? przeje?d?aj?ce samochody oraz czy przewóz ?adunków i innych turystów odbywa si? zgodnie "z prawem", czyli czy zagraniczniak wykupi? wycieczk? w autoryzowanym biurze podró?y, czy mo?e je?dzi sobie z Tybeta?czykami; wówczas to ci w?a?nie dostaj? mandat w wysoko?ci 2000 Y i trac? prawo jazdy, co poci?ga za sob? utrat? pracy i g?ód w rodzinie. Checkpointy bezpo?rednio nie dotycz? obcokrajowców - nasze przej?cie pod szlabanem pozostaje bez echa, ale kierowcy nie maj?cy pozwolenia na przewóz cudzoziemców b?d? mieli k?opoty.