Strona główna
Strona główna
Opowieści
Opowieści
Dobre rady
Dobre rady
Galeria
Galeria
Recenzje sprzętu
Recenzje sprzętu
Konkurs
Konkurs!
Odsyłacze
Odsyłacze
Kontakt
Kontakt
Szukaj
W podró?y przez Azj?
Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

13.07

Barkhor Square. Miejsce, gdzie ?ci?gaj? kupcy z ca?ego Tybetu i sprzedaj? ró?nego rodzaju towary, od z?amanych parasoli pocz?wszy, poprzez figurki i malowid?a pod turystów, a na flagach modlitewnych sko?czywszy. Na placu poustawiane s? piece, w których pal? si? zio?a - dym unosi si? wi?c wci?? nad g?owami, a zapach dodaje tylko atmosfery. Naganiacze zapraszaj? do sklepów, straganiarze przekrzykuj? si?, reklamuj?c swój towar, który dla turystów kosztuje nie 5 Y, a 50 Y.

W ?rodku tego ca?ego zgie?ku, kosmosu zapachów, krzyków i powita? przemi?ych Tybeta?czyków, znajduje si? Jokhang - jedno z wa?niejszych miejsc dla buddystów. Stoj?c przed jego g?ównym wej?ciem, gapimy si? godzinami na suwaj?cych si? na kartonowych zgniecionych pud?ach Tybeta?czyków, co rusz to le??cych p?asko na ziemi z twarz? zwrócon? w kierunku drzwi, a za chwil? trzymaj?cych z?o?one do modlitwy r?ce stoj?c. Spektakl ten trwa codziennie, od rana do pó?nej nocy; towarzysz? mu ciche ?piewy i aromatyczne zapachy palonych kadzide?. To tybeta?ska cz??? miasta - ma?o tu Chi?czyków, czasem tylko zjawi si? jaki? pewien siebie obywatel w garniturze, wydzieraj?cy si? wniebog?osy do swojego telefonu komórkowego. Dla Tybeta?czyków nie istnieje, podobnie jak wielkie kamery umieszczone na dachach domów przy Barghor, obserwuj?ce ka?dy ich ruch i wy?apuj?ce jakiekolwiek podejrzane twarze, mog?ce wyst?pi? przeciwko W?adzy Ludowej...

W 1949 roku, gdy pod wodz? Mao Tse Tunga komuni?ci opanowali prawie ca?e Chiny, dosz?o do inwazji na Tybet, lub - jak mo?na przeczyta? w chi?skich ksi??kach historycznych - jego uwolnienia. Struktura spo?eczna Tybetu bowiem, podobnie jak Polska w ?redniowieczu, oparta by?a na systemie feudalno-pa?szczy?nianym -bogatsi posiadali ziemi? i oddawali j? pod upraw? pracuj?cym za darmo wie?niakom. To w?a?nie tych "uwolni?" Mao: od tybeta?skich panów - owszem, tyle ?e ci zast?pieni zostali przez takich samych Chi?czyków. Smutne to, ?e ludzie ci do dzi? nosz? okrutne brzemi? tamtych krwawych dni (tysi?ce uzbrojonych w kije Tybeta?czyków nie mog?o da? rady uzbrojonym po z?by Chi?czykom).

Administracja i edukacja znajduje si? w r?kach chi?skich, co oznacza, ?e i tak utrudniony dost?p do nauki maj? tylko ci, którzy zdecyduj? si? studiowa? na chi?skim uniwersytecie, z chi?sk? histori?, geografi? itd.; ?e nie maj? oni dost?pu do stanowisk pa?stwowych, chyba ?e wyra?nie popieraj? chi?skie dzia?ania, a nawet wówczas b?d? s?abiej op?acani. Zwi?zki mi?dzy jednymi a drugimi s? surowo zakazane i gro?? wi?zieniem dla jednej i drugiej strony - chodzi o zachowanie "czysto?ci krwi' i o powolne wymieranie narodu tybeta?skiego. Jest jeszcze jedno - najgorsze. W?adze Pekinu aprobuj? i stosuj? polityk? zasiedlania Tybetu przez Han-Chi?czyków. Niewyobra?alne, ?e Lhasa - stolica "prowincji" - jest w 50% zamieszkana przez Chi?czyków! S? to w wi?kszo?ci nie wyedukowani biedacy, którzy za kilka tysi?cy dolarów do r?ki, ciep?? posadk? i mieszkanie przesiedlaj? si? z tzw. Chin w?a?ciwych do Tybetu, podczas gdy liczba rdzennych mieszka?ców stale si? zmniejsza. Samo miasto, o czym wspomnia?em, podzielone jest na dwie cz??ci - w tybeta?skiej jest brudno, biednie, na ulicach za?atwiaj? si? ludzie; w chi?skiej cz??ci s? nowoczesne banki, sklepy, jak grzyby po deszczu powstaj? wie?owce. Gdy dochodzi do konfrontacji, gdy Tybeta?czyk spotyka si? z Chi?czykiem - w autobusie, sklepie, gdziekolwiek - ten drugi zawsze b?dzie dumny, w?adczy, potraktuje pierwszego z góry, wy?mieje go, wyzwie. Bez reakcji, bez oburzenia, walki - tak wygl?da smutna rzeczywisto??. Dobrze, ?e cho? w USA koszulki "free Tibet" ciesz? si? spor? popularno?ci?, szczególnie po tym, jak Richard Gere czy inny s?awny poplecznik wolnego Tybetu skrytykuje Chi?czyków za ich polityk?. I na tym koniec... Tybet umiera, czas tam jecha? - potem b?dzie za pó?no.

Zaraz zacznie si? klaskanie... mnisi w Sera Monastery
14.07

CITS wyci?ga pieni?dze i oferuje za to mizerne wycieczki z przewodnikiem. Marny jednak z niego ekspert od tybeta?skiej kultury, skoro ju? na pocz?tku zostawia nas i p?dzi gdzie? daleko, krzycz?c, ?e spotykamy si? znowu za 3 godziny. A Drepung Monastery bez przewodnika to kiepski pomys?. Cudne miejsce, przeogromna ?wi?tynia pe?na starych ksi?g, figur, mnichów. Wybudowana kilkadziesi?t wieków temu chyba wci?? jest taka sama - zawsze b?dzie si? tu gotowa?o wod? w czajniku ogrzewanym promieniami s?onecznymi, odbijanymi przez blaszane talerze, by potem zrobi? z niej obrzydliwy, t?usty rosó? z t?uszczu jaka, zwany tu herbat?. W przy?mionych komnatach s?uchamy zawodzenia mnicha, który czyta stare napisy i modli si?, wydaj?c z siebie monotonne, przyt?umione s?owa. Cicho kr??? Tybeta?czycy, zapalaj?c ?wieczki, cho? niejednemu z nich wyrwie si? czasem wsz?dobylskie "hello!" wraz z najszczerszym z mo?liwych u?miechów. Gdy zaczepiaj? nas dzieciaki, chc?c pieni?dzy, odganiamy je tylko lub przekupujemy cukierkami (kiepski pomys? - wtedy nie wiadomo sk?d wylatuje nagle ich ca?a banda i teraz wszyscy domagaj? si? czego? dla siebie!). Gdy przychodz? mnisi i wyci?gaj? r?ce po to samo, robi nam si? przykro. Chyba zaczynaj? ju? wyznawa? drugiego boga - pieni?dz, chyba w?ród tych t?umów turystów szastaj?cych dolarami szukaj? pomocy, zapominaj?c o swoim powo?aniu. To bieda czy turystyka to powoduje?

Po obejrzeniu Drepung przeje?d?amy do Sera Monastery - kolejnej ?wi?tyni, o podobnym w charakterze. Po po?udniu mnisi maj? tu klasówk? z dzisiejszych zaj??, która dla zachodnich oczu jest przedstawieniem i magicznym show, jakby specjalnie pod turystów. Ale nie, przecie? oni zawsze tak robili. Zawsze po po?udniu, gdy powoli zaczyna chowa? si? s?o?ce, mnisi zbieraj? si? w sporym ogrodzie w Sera Monastery. Klasówka to sprawdzenie tego, co nauczane by?o przez ca?y dzie?, od wczesnego rana. Pocz?tkowo siadaj? tylko w kucki w ma?ych grupach i ?miej? si? do siebie, u?miechaj? do turystów, cho? z drugiej strony wcale nie zwracaj? uwagi na nasz? obecno??. Nagle poruszenie - grupki rozbijaj? si?, a mnisi dobieraj? si? w pary; przez kilka dobrych chwil ta masa czerwonych sutann kot?uje si?, miesza, a potem s?ycha?... klaskanie. Czy?by kto? robi? sobie jakie? ?arty? Próbujemy wypatrzy? dowcipnisia, gdy pojawiaj? si? te? okrzyki. Teraz ju? wiemy - to nie tury?ci, a mnisi, precyzyjnie dobrani w pary, rozpocz?li swój pokaz. Jedna osoba z takiej pary stoi i zadaje siedz?cej pytania dotycz?ce przerobionego materia?u. Je?eli odpowied? jest prawid?owa, zadaj?cy pytanie klaszcze w r?ce, je?eli nie, odwraca si? i szczerzy niezadowolone miny. Im bardziej charyzmatyczny mnich, tym wi?ksza dla nas frajda. Có? to za sprawdzian! Sp?dzamy tam dobre kilka godzin, w?a?ciwie nie wiedz?c, czy patrze?, czy rozmawia? z innymi, mo?e potem, w Polsce, te? si? tak poprzepytywa? przed sesj??


Do początku

Poprzednia strona
 ...2 3 4 5 6 7 8 9 10... 
Następna strona

Zagłosuj na tę publikację | Zasady konkursu | Wersja do druku

O tych krajach: Vashisht - wioska niedaleko Manali Ladakh Autostrada do nieba, czyli Manali-Leh Highway   Pozostałe...
Tego autora: W podró?y przez Azj? Turcja w miesi?c

Opracowanie: Mateusz Grzesiak
Bardzo chętnie zamieścimy Państwa opowieść.
Wszystkie opowieści i uwagi prosimy kierować pod naszym adresem.
redakcja@tramp.travel.pl
Ostatnie uaktualnienie: 2001-02-06