LP podawa?, ?e w zesz?ym roku ('99) bilet z Golmud do Lhasy kupowany w CITS kosztowa? 1380 Y. Kosztowa?... Teraz trzeba do?o?y? co najmniej 280 Y na bilet powrotny do Golmud lub kilkakrotnie wi?cej, je?eli zdecydujecie si? jecha? do granicy, lub lecie? do Kathmandu (1790 Y). Kolejna katastrofa, bo przecie? po?yczyli?my tylko tyle, ile by?o napisane w przewodniku... Z jednej strony gryz?a mnie duma, by nie po?ycza? wi?cej, z drugiej znowu p?aci? Xingom 10 razy wi?cej ni? miejscowi? Nigdy!
I zacz??em si? targowa?... z rz?dowym biurem chi?skim! A to ?e nie mam (co akurat by?o prawd?), a to ?e chc?, a nie mog?, bo z Visy skorzysta? nie da tu rady, ?e w zesz?ym roku by?o mniej... I uda?o si?! Znów si? okaza?o, ?e Azja to kraj prawdziwego targowania i niewa?ne z kim, gdzie, o co, targowa? trzeba si? zawsze - szczególnie, gdy jest si? w podbramkowej sytuacji, w jakiej byli?my my. I CITS ust?pi? w sumie z 560 Y, czyli z 70 USD... Pó?niej, w Lhasie, okaza?o si?, ?e po kilku rozmowach z CITS te 280 Y zwracali.
Oficjalnie jest to jedyna metoda dostania si? z Golmud do Lhasy; po drodze jest wiele patroli, cz?sto "mobilnych", które sprawdzaj?, czy obcokrajowcy kupili bilety w CITS - na dobr? spraw? inaczej si? nie da, bo bez takiego biletu do autobusu si? nie wejdzie. Przyje?d?aj?cy poci?giem nieoficjalnie i nielegalnie s? czasami na dworcu nagabywani przez facetów, którzy proponuj? przejazd jeepem do Lhasy za 400 Y - ró?nica wi?c, bagatela, ponad 100 USD. Spotka?em potem w Lhasie Austriaka, który skorzysta? z takiej oferty - jecha? zamiast 42 godz., jak my, 24; jeepem, nie autobusem; przy punktach kontrolnych wypuszczany by? z samochodu i, czasem w nocy, musia? obchodzi? po omacku kompleks policyjnych budynków, licz?c, ?e nie b?dzie na drodze ?adnej dziury; raz zdarzy?o si? kierowcy jeepa ucieka? przed pogoni? chi?skich ?o?nierzy, bo grozi? mu mandat w wysoko?ci 2000 Y i zabranie prawa jazdy, nie wspominaj?c o karach dla turystów. Z jednej strony jest wi?c ta ogromna oszcz?dno?? 120 USD, z drugiej nie mniejsze ryzyko - a jak przewo?nik b?dzie nieuczciwy i w ?rodku pola pod budynkiem policyjnym odjedzie z waszym dobytkiem? A jak z?apie go kontrola i dostaniecie po mandacie 100-dolarowym i, rzecz jasna, wrócicie do Golmud, by z pok?onami p?aci? raz jeszcze, tym razem CITS? S?ysza?em tak?e o Polakach, którzy rok wcze?niej dostali si? do Tybetu po 40-godzinnej je?dzie w ci??arówce z Tybeta?czykiem, z którym si? dogadali... Tego ju? absolutnie nie polecam...
Tybet
11.07
Ca?y dzie? sp?dzamy w co rusz psuj?cym si? autobusie. Najgorzej jest w nocy, gdy z pojazdu wyganiani s? wszyscy biali z nakazem pchania zepsutej maszyny pod górk?, w strugach lej?cego deszczu, z dyskomfortem psychicznym, bo tu? obok przepa??... Nasze ?ó?ka szybko robi? si? ca?kiem mokre, przez szpary w oknach wpada wiatr, temperatura pod wieczór gwa?townie spada. Od razu ?a?ujemy, ?e jeszcze w Warszawie w ostatniej chwili wyrzucili?my z plecaków polary.
Rano budzi nas koszmarny ból g?owy - to daje o sobie zna? wysoko?? i nie ma twardziela, który z ni? by sobie poradzi?. Ka?dy w jaki? tam sposób odczuwa skutki AMS - choroby wysoko?ciowej; jedni wymiotuj? co rusz, inni narzekaj? na ból g?owy (nam dziennie sz?a paczka aspiryny), brak apetytu, nudno?ci. Ja chodzi?em jakbym przez 2 ostatnie dni wlewa? w siebie alkohol, zataczaj?c si? na lewo i prawo, Go?ka narzeka?a na bia?e plamy przed oczami. Ci??ko jest oddycha? i po jednym spacerze trzeba posiedzie? dobre pi?? minut i odpocz??, tak bardzo cz?owiek si? m?czy. Choroba mo?e by? ?miertelna i nie ma na ni? lekarstw; gdy robi si? naprawd? ?le, trzeba zjecha? przynajmniej 500 m i czeka? na popraw?. Przede wszystkim jednak nale?y stopniowo przyzwyczaja? organizm do przebywania na tych wysoko?ciach. Po paru dniach powinno by? lepiej, po tygodniu wi?kszo?? objawów powinna znikn??.
Ciekawym zjawiskiem jest droga, która ??czy Golmud z Lhas?. Jest ona zamkni?ta przez wi?ksz? cz??? roku, kiedy to himalajski ?nieg, wiatr, mróz i deszcz czyni? j? nieprzejezdn?. Otwiera si? j? dopiero w sezonie letnim, kiedy to t?umy szukaj?cych przygód turystów wsiadaj? do autobusów CITS i ruszaj? po przygod?. Droga czasem jest, czasem si? urywa; wtedy to jedziemy "na dziko", mijaj?c co wi?ksze ska?y; cz?stokro? jedziemy po trakcie, który z jednej strony ko?czy si? pionow? ?cian?, a z drugiej przepa?ci?, w dole której wije si? krystalicznie czysta, turkusowa rzeka. Niekiedy z takiej ?ciany leci g?az, zaciekawieni biali wygl?daj? przez okno, bo to w ko?cu atrakcja, a tubylcy rozpoczynaj? mod?y, by tylko nie trafi? w autobus.
12.07
Wreszcie! Po 42 godzinach jazdy dotarli?my do Lhasy, stolicy Tybetu. Miasto, po?o?one na wysoko?ci 3500 m n.p.m., pocz?tkowo nas przerazi?o; przeje?d?aj?c przez jego przedmie?cia, widzieli?my brudne, ma?e lepianki z dachami uszczelnianymi krowim ?ajnem, widzieli?my Tybeta?czyków, odzianych w cuchn?ce szmaty, za?atwiaj?cych si? na ?rodku ulicy. Zszokowa?o nas jednak dopiero centrum - oto pojawia si? nowoczesne, du?e miasto, pe?ne sklepów, restauracji, hoteli, które podzielone jest zasadniczo na dwie cz??ci - t? biedniejsz?, tybeta?sk?, i chi?sk?, w której Tybeta?czycy s? niemile widziani. Oto i chi?ski system apartheidu.
Mikrobus z dworca zabiera nas do Kirey Hotel, sk?d za namow? kilku osób przenosimy si? do Banak Shol Hotel (70 Y za dwójk? bez ?azienki). Z dusz? na ramieniu dochodz? do Bank of China, po drodze przypominaj?c sobie wszystkie znane mi modlitwy. I jest! Mo?na w tym banku, jedynym zreszt? miejscu w Tybecie, wyci?ga? pieni?dze z karty kredytowej - Visy i MasterCard, cho? pobierana jest 3-procentowa prowizja. Gdy oddaj? pieni?dze Anglikom, wyra?nie oddychaj? z ulg?, a ja dzi?kuj? im po raz kolejny za uratowanie ty?ka. Uff!
Do wieczora spacerujemy po mie?cie, ci?gle narzekaj?c na ból g?owy. Aklimatyzujemy si? jednak powoli, a o nieprzyjemnych bólach zapominamy w najcz??ciej odwiedzanych tu przez zagraniczniaków knajpach - Tashi Restaurant. Jedzenie jest fantastyczne i tanie, a z ich sernikiem chc? by? pochowany. Do dzi? pami?tamy jego fantastyczny, cierpki i nieco kwaskowaty smak, podkre?lony ?ych? bitej ?mietany z wiórkami kokosa na wierzchu.
Po mie?cie je?dzi si? rikszami (2,3 Y w zale?no?ci od odleg?o?ci) lub taksówkami (zawsze 10 Y). Uwaga na chodniki - raz kratka ?ciekowa przechyli?a si? pod naporem mojej nogi i buty musia?em szorowa? przez par? godzin, a zapach chyba dopiero zmieni? si?, pod wp?ywem innych, silniejszych, w Indiach.