1-3.07
Gdyby podró? kazachskim poci?giem ogranicza?a si? tylko do problemów "co zrobi? z lew? nog? i praw? r?k?, by jako? usn??", to chyba nie wspominaliby?my jej dzi? tak ?le. K?opot w tym, ?e ci?gle dochodzi?o mi?dzy nami a obs?ug? poci?gu do scysji. Przekupni konduktorzy posprzedawali nawet swoje miejsca i, nie maj?c co ze sob? zrobi?, "odwiedzali" nas co pewien czas, by zje?? ?niadanie, obiad, czy kolacj?. Wypraszali nas wi?c z przedzialiku i jak gdyby nigdy nic zaczynali je?? i prowadzi? o?ywione rozmowy. Dosz?o do tego, ?e po prostu nikomu nie otwierali?my, co denerwowa?o obs?ug?, zmuszon? do jedzenia na korytarzu. B?ki, odbicia ?o??dkowe - przecie? to naturalne, czemu sobie nie pofolgowa?... A ju? najlepiej przy jedzeniu. W naszym przedziale za 100 USD!
Za oknem bezkresny step, od czasu do czasu przerywany jak?? mie?cin?. Wówczas poci?g zatrzymuje si?, cz??? pasa?erów wysiada, kolejne grupy wchodz?, "rozliczaj?c si?" z kuszetkow?. Po jednym dniu korytarz jest do?? mocno zat?oczony, dobrze jednak, ?e ludzie stale si? przewijaj? - raz jest ich mniej, raz wi?cej. Na stacjach "babuszki" sprzedaj? "lepioszki" - pierogi z kartofli, w?dzone ryby, "minera?k?" i owoce - tylko bra? i "kusza?", a wszystko ?wie?e i mimo i? nie skomplikowane, to po 2 dniach ?ywienia si? tylko i wy??cznie chi?skimi zupkami smakuje wybornie.
Kazachstan jest podobno wed?ug analiz jednym z najbardziej skorumpowanych krajów na ?wiecie; nasze do?wiadczenia przekonuj?, ?e to prawda. Na przyk?ad, od czasu do czasu w poci?gu zdarza?y si? kontrole "policyjne". Wygl?da?o to tak, ?e zawarto?? naszych plecaków by?a doszcz?tnie wypruwana i rozrzucana po ca?ym przedziale, a w r?kach "policjantów" co rusz "znika?y" jakie? przedmioty, a ju? najcz??ciej pieni?dze - trzeba by?o wówczas z?apa? faceta za r?k?, wyj?? mu z niej banknoty, a on reagowa? wtedy rubasznym ?miechem. Na ogó? kontrole przebiega?y nieco ?agodniej - wystarczy?o pokaza? paszport (notabene bez piecz?tki, ?e przekroczyli?my granic? z Kazachstanem - pograniczników nie by?o na granicy!!), raz jedna dwójka nie chcia?a si? odczepi? od naszego no?a, rzekomo "zbyt ostrego", "na który nie mieli?my pozwolenia"... No tak, nie mamy pozwolenia na ostry nó?..." Mandat! 120 USD... Ale my wam go podarujemy, dajcie 10 i po sprawie..." Koniec ko?ców stracili?my ten nó?, ale z korupcj? w tym kraju jest naprawd? niedobrze. Uwaga te? na przebiera?ców - czasem jaki? wie?niak w od?wi?tnej koszuli pokazuje legitymacj? szkoln? i zaczyna wmawia?, ?e nie macie jakiego? "pozwolenia", chc?c w ten sposób wyci?gn?? pieni?dze... Tak wi?c k?ótnie, spory, targowania, k?opoty ze skorumpowan? policj? i te koszmarne 76 godzin na pod?odze i ?awce... Ale dojechali?my!
4.07
Dojechali?my do A?ma-Aty! O 7 rano, szcz??liwi, ?e koszmar si? sko?czy? (hehe, dopiero si? zacznie!). Oczywi?cie, nie oby?o si? bez kolejnych pieni?dzy dla kazachskich w?adz, tym razem w zwi?zku z rejestracj? przyjezdnych. "Ka?dy cudzoziemiec przybywaj?cy na teren Republiki Kazachstanu ma obowi?zek niezw?ocznie podda? si? rejestracji" - mo?na przeczyta? na tym papierku. Warto go mie?, bo inaczej "mandacik, 100 USD, ale dacie 10....", a kosztuje tylko dolara w miejscowej walucie (1 USD=150 tengów). Na dworcach, lotniskach i w innych miejscach grasuj? bestie z czapkami na g?owach i odznakami na ramionach - "Registracju jest?"- znajdziecie ich bez trudu, a jak nie, to oni znajd? was...
W mie?cie zatrzymujemy si? w kwaterze prywatnej (nie trzeba zatrzymywa? si? w drogich, luksusowych hotelach, jak mówi? urz?dasy - to bzdura); p?acimy 4 USD za spory pokój z trzema ?ó?kami. Ogólnie jest tanio - litr benzyny 15 centów, spory szasz?yk - 50 centów (ceny zawsze podaj? w USD). Miasto jest nawet przyjemne, ale dooko?a pe?no umundurowanych bestii, czyhaj?cych na nasze dolary (pozwolenia na czapki nie mamy!), tak wi?c kupujemy bilet do Panfi?ov na nast?pny dzie? - tu b?dziemy przekracza? granic?.
5.07
0 9 rano wsiadamy do autobusu, by w Panfi?ov (w rosyjskiej wersji ?arkient) wyl?dowa? 7 godzin pó?niej. Tak, to ju? bez w?tpienia Azja - kierowca zatrzymuje si? wtedy, gdy kto? chce wysi??? lub wsi??? i nied?ugo w poje?dzie robi si? naprawd? t?oczno. Ciekawostk? s? te? miejscowe toalety - dziury w ziemi w jednym, zbiorczym pomieszczeniu pe?nym t?ustych much, siadaj?cych na facetach, kucaj?cych nad owymi dziurami, którzy wydaj? z siebie dzikie okrzyki wypychaj?cego sztang? ci??arowca. Tak po prostu sobie kucaj?, czasem jednocze?nie czytaj?c gazet? w owym przysiadzie, no i j?cz? niemi?osiernie, korzystaj?c z toalety... A co b?d? sobie ch?opaki milcze?, jak taki nacisk od ?rodka... Najlepsza jednak by?a jedna babka w autobusie - nudzi?a j? podró?, kucn??a wi?c i w przysiadzie spa?a smacznie cztery godziny... A ja jak musia?em kuca?, dziko ?apa?em si? czego? z przodu lub podpiera?em czym? z ty?u, by si? nie przewróci?!
Z Panfi?ova dojechali?my stopem do przej?cia granicznego Korgos. Nie wierzcie kierowcom taksówek, którzy opadn? was po wyj?ciu z autobusu i b?d? chcieli dowie?? was za "jedyne 10 USD od osoby" do granicy, "któr? zamykaj? za pó? godziny". Szybko, podró?nicy, szybko - nie korzystajcie z ich us?ug, ale pozb?d?cie si? tych oszustów, bo i tak, i tak granic? przekracza si? tylko rano, a autobus dowiezie was do Korgos.
Nocujemy u Ujgura, "który jest bardzo przyjacielski i wszyscy go znaj?". Kosztuje nas to 6 USD, myjemy si? w prawdziwej bani, ?pimy na kilku dywanach na pod?odze, jemy siedz?c po turecku z ca?? rodzin?. Mi?o!