23.08
Postanawiamy dzi? opu?ci? "rajskie" pla?e i jedziemy do stolicy stanu, Panaji, z zamiarem skorzystania z sypialnego autobusu turystycznego do Hampi. Ca?ujemy jednak klamki agencji, bo LP "zapomnia?" wspomnie?, ?e autobusy te je?d?? tylko w sezonie. W?ciekli wracamy do Margao, gdzie ?apiemy si? jeszcze na wieczorny autobus do Hospet (108 Rs). W poje?dzie zajmujemy strategiczne miejsca z ty?u i przez ca?? drog? le?ymy z wyci?gni?tymi nogami - sama przyjemno??! Gdy jednak po raz kolejny podskakujemy na pó? metra nad siedzenia na wybojach, by potem spa?? na nie z ?oskotem, zmieniamy miejsca i ?pimy w pustawym ju? potem autobusie do ko?ca podró?y.
24.08
Po wi?cej ni? 10 godzinach jazdy docieramy na miejsce - do Hospet, które jest nasz? baz? wypadow? do ruinek w Hampi. Jest 5 rano i musz? dobija? si? do drzwi Vishnu Hotel, by obs?uga wpu?ci?a nas do ?rodka. Odsypiamy par? godzin i ruszamy do Hampi. To cudowny kompleks ruin, ?wi?ty? i pa?aców, po?o?ony w?ród setek tysi?cy ska?ek, kamieni i palm. Staro?ytne pozosta?o?ci niegdysiejszego królestwa to jedno z najbardziej niesamowitych miejsc, jakie odwiedzili?my w Indiach. Po pierwsze, jest tu co? takiego jak Vittala Temple - miejsce, w którym w jednej ze ?wi?ty? usiad?em na ?rodku placyku i przez dobre 10 minut patrzy?em w jedn? stron?, by potem przekr?ci? si? o 90 stopni i podziwia? kolejn? cz??? budowli. Kolumny podtrzymuj?ce sklepienie by?y tak bogato zdobione, ?e w?a?ciwie ka?dej z nich trzeba by?o po?wi?ci? dobre kilka minut. Po drugie Hampi ma fantastyczn? atmosfer? - mo?na tu wa??sa? si?, spacerowa?, pi? mleczko kokosowe i sp?dza? tak tygodnie. Spokój tego miejsca ukoi ka?dego i ka?demu si? udzieli - nic dziwnego, ?e inni tury?ci po?wi?cali na to miejsce nawet 2 tygodnie, cho? my mieli?my maksymalnie dwa dni. W tym czasie absolutnie mo?na wszystko zobaczy?, ale, jak wspomnia?em, warto tu przyjecha? i poby?, tylko po to, by odetchn?? i zrelaksowa? si?.
Gdy pierwszego dnia przechodzimy ?cie?k? mi?dzy ska?ami, by dosta? si? do Vittali, nie mamy ze spacerem ?adnego k?opotu. Gdy jakie? 6 godzin pó?niej wracamy tym samym szlakiem, spotyka nas niemi?a niespodzianka - rzeka wezbra?a i nie maj?c innego wyj?cia musimy po pas w niej brodzi?. Okropno?? - wielkie stonogi co rusz wspinaj? mi si? po brzuchu, gdzie znajduj? punkt zaczepienia, nagle porwane przez wod?. Kamienie s? ?liskie i bardzo uwa?amy, by przypadkiem si? nie po?lizgn??; có? z tego, skoro Go?ka na jednej z podwodnych pu?apek potyka si? i kaleczy - infekcja, jak? tu z?apie i która wkrótce powa?nie si? rozwinie, b?dzie potem przyczyn? jej miesi?cznej rekonwalescencji w szpitalu w Polsce i spowoduje wcze?niejszy powrót do domu.
25.08
Nast?pnego dnia je?dzimy riksz? po wszystkich innych miejscach, które s? zbyt daleko, by do nich pój?? piechot?. W jednym z nich spotykamy band? ma?p rezusów, tych wrednych, lubi?cych kra?? i psoci?. Na w?asnej, niestety, skórze przychodzi nam tego do?wiadczy?; mamy mianowicie ze sob? reklamówk? z bananami. Gdy chodzimy po jednej ze ?wi?tynek, jaki? ma?piszon wyskakuje zza kolumny i pazurami rozrywa siatk?. Go?ka bierze ki?? owoców do r?ki, w tym momencie z daszku skacze druga ma?pa, ?apie banany i kopi?c moj? dziewczyn? porywa zdobycz. Tak w?a?nie padli?my ofiar? ataku ma?p i ich zgranej akcji. Uwaga na rezusy!
Po po?udniu wsiadamy do autobusu do Badami i po 6 godzinach jeste?my na miejscu. Pó?no ju? - szybka kolacja i ju? ?pimy, bo jutro znów wczesna pobudka.
26.08
Ju? od 6 czekamy pod jaskiniami w Badami na wschód s?o?ca. Mamy dzi? sporo do zobaczenia, a przecie? autobus do Hassan odje?d?a ju? o 16. Jaskinie to w?a?ciwie komnaty wykute w monolicie; przypominaj? pod tym wzgl?dem Ellor?, ale s? zupe?nie inaczej zdobione. W Badami króluje detal i bogactwo szczegó?ów, podczas gdy Ellora skupia si? na rozmiarach i jest mniej dok?adanie wykonana. Poszczególne komnaty, a s? ich cztery, odwiedza si? przechodz?c z jednego pi?tra skalnego na drugie po wybudowanych schodach. Gdy chcemy si? dosta? do cz??ci trzeciej, na trakt wychodz? obudzone przez nas rezusy. Czekamy 5, 10 minut a? sobie pójd?, ale one tylko siedz? sobie i niespecjalnie zdaj? si? przejmowa? nasz? obecno?ci?. Czas nas nagli, ale ani okrzyki ani kamienie rzucane w ich kierunku nie pomagaj?; dopiero gdy jeden z nich trafia jednego z ma?piszonów zaczyna si? jatka. Z licznej grupy wychodz? 3 du?e samce i w szybkim tempie zbli?aj? si? do mnie. Wycofuj? si? powoli i zbieram co wi?ksze kamienie i ju? naprawd? mam dusz? na ramieniu, bo w wypadku zaatakowania pami?tk? zdarzenia by?yby liczne blizny po ostrych pazurach czy z?bach. Co wi?cej, na pewno nie oby?oby si? bez bada? na w?cieklizn?, a i inne choróbska wchodz? w gr? - jednym s?owem, du?y k?opot. Dwa rezusy zatrzymuj? si? z ty?u, a do mnie podbiega najwi?kszy z nich - pewnie przywódca stada - a ja podnosz? w gór? sporej wielko?ci kamie? i zamierzam si? na niego; pokazuje mi na to paskudne z?biska i wycofuje si? ze stra?? przyboczn?. Uff! Naprawd? najad?em si? strachu.
Zwiedzenie czterech jaski? zajmuje nam jak?? godzin?, mo?e troch? d?u?ej i po chwili jeste?my w autobusie do Aihole. Architektura Dravidów w tym miejscu jest jednak s?abo rozwini?ta i nie robi na nas specjalnego wra?enia. St?d po zwiedzeniu Durga Temple - najwa?niejszej ?wi?tyni kompleksu - jedziemy do Pattadakal, gdzie fantastyczny ogród pe?en budynków kultu wprawia nas w niek?amany zachwyt; obsypane rze?bami budowle przypominaj? nam nieco Khajuraho.
W drodze powrotnej zd??yli?my jeszcze si? nieco zestresowa?, gdy jad?cy naszym autobusem kierowca nie chcia? drugiemu pojazdowi ust?pi? miejsca na w?skiej drodze. Dosz?o do k?ótni mi?dzy kierowcami, do której po pó?godzinie wykrzykiwania w??czyli si? tak?e pasa?erowie. Wreszcie kto? pomy?la? i ust?pi?, cho? wygl?da?o to jak sytuacja bez wyj?cia.
Tu? po 16 wsiadamy do autobusu do Arsikere - nie, jak zostali?my poinformowani, do Hassan. Przyznam si?, ?e do dzi? nie mog? zrozumie? tego, dlaczego gdy Hindus czego? nie wie, to zmy?la albo gdy nawet wie, to i tak k?amie. Czemu? By koniecznie oszuka? bia?ego? Nie s?dz?, bo wierz? w dobre intencje ludzi, ale w Indiach przybra?o to jakie? paranoidalne formy. Konduktora w Badami pyta?em si? pi?? czy sze?? razy o to, czy autobus do Hassan jest bezpo?redni, czy trzeba si? przesiada?. Za ka?dym razem s?ysza?em, ?e jest bezpo?redni, by pi?? minut przed odjazdem dowiedzie? si?, ?e jednak nie. Gdy podchodz? do niego z pro?b? o wyja?nienia, g?upkowato si? tylko u?miecha. Albo dzie? wcze?niej, w Hospet - autobus mia? odjecha? o 13 i ledwo si? na? wyrobili?my. Czekamy wi?c punktualnie, a autobusu nie ma - 10, 15 minut spó?nienia, cho? na pytanie o to, kiedy b?dzie za ka?dym razem s?yszymy "za 5 minut". Nie ruszamy si? wi?c z dworca, cho? przepada nam przez to obiad, no bo przecie? zaraz b?dzie autobus... I tak mijaj? prawie 2 godziny. Nie mo?emy nigdzie odej??, bo autobus je?dzi tylko raz dziennie, a poza tym jak naprawd? b?dzie za 5 minut? Nie wiem, o co tu chodzi. Z innej beczki, gdy zapyta? kogo? o drog?, ka?dy zawsze wie, jak tam doj?? - k?opot w tym, ?e informacje te mog? by? bzdurne, bo Hindus musi zawsze co? powiedzie? bia?emu, niewa?ne czy mówi prawd? czy zmy?la. Zawsze pytamy wi?c o to samo par? osób, zanim zdecydujemy si? gdzie? pój??.