10.08
Gdy wpisuj? przed ?niadaniem moje dane do ksi?gi meldunkowej, nad sob? mam jak?e swojskie nazwisko - Ela Kucharska. Szybko biegn? obudzi? t? studentk? indologii, bo g?ód rodaków mamy wyj?tkowy. Ona te? si? cieszy ze spotkania i razem planujemy wycieczk? do Sarnath - centrum buddyjskiej kultury niedaleko Varanasi. Ela od 3 miesi?cy jest w Indiach; jej znajomo?? hindi, miejscowego j?zyka, kwestii kulturowych i zwyczajowych bardzo pomaga nam zrozumie? Hindusów i ich zachowania; dowiadujemy si? o kilku istotnych trikach u?atwiaj?cych podró?owanie i b?d?c z ni? unikamy miejscowych pu?apek. A jest ich ca?a masa, bo Varanasi to taki ma?y koszmarek, je?li chodzi o wyci?ganie z turystów pieni?dzy. Ceny dla bia?ych s? dziko wysokie - tzn. np. za kurs motoriksz? 80 Rs, podczas gdy tubylcy p?ac? 10... Naci?gaczy jest tak du?o, ?e ma?y t?umek ludzi towarzyszy nam bez ko?ca. W restauracjach truj? jedzenie i wzywaj? "znajomego doktora", który b?dzie wykonywa? tysi?c nieistotnych bada?, tak by z ubezpieczenia delikwenta wyci?gn?? jak najwi?cej pieni?dzy (w Agrze zmar?o ju? od tego par? osób) dla nieuczciwej kliniki, w jakiej pracuje, b?d?cej rzecz jasna w zmowie z trucicielami z restauracji. Na ulicach s? policjanci-przebiera?cy; potrafi? podej?? do namierzonej ofiary, zrobi? "rewizj?" i w okamgnieniu znikn?? ze znalezionymi pieni?dzmi czy paszportami. My przyj?li?my prost? technik? - kto do nas podchodzi, jest naszym wrogiem. Metoda ta towarzyszy? nam b?dzie przez nast?pnych 5 tygodni. Sposób jest nie najgorszy - Hindusi owszem, pomagaj? ch?tnie, ale potem ??daj? za to tzw. bakszysza, czyli jakiej? sumy pieni??nej.
Bakszysz to jeden z symboli Indii. Gdy niedawno rozmawia?em ze znajomym i ten zapyta? mnie o pewn? charakterystyczn? dla tego kraju rzecz, nie bardzo wiedzia?em, co powiedzie?. Bo niby u nas górale chodz? z ciupagami, Szkoci w spódnicach, "prawdziwy" Anglik to taki z lask? i melonikiem. A Hindusi? Nic nie przychodzi?o mi do g?owy, gdy nagle ol?nienie - bakszysz! To instytucja sama w sobie, niekoniecznie ?apówka czy pieni?dze. Bakszysz daje si? ?ebrakowi, gdy jest g?odny lub prosi o pieni?dze. Bakszysz znajduje miejsca w wype?nionych po brzegi poci?gach czy otwiera zamkni?te dla bia?ych ?wi?tynie.
Powszechnie akceptowany stanowi cz??? ca?ego systemu, cho? dla przybyszów z zewn?trz to przede wszystkim napiwek, ?apówka, pro?ba o wsparcie. Czy my go dawali?my? Jasne, ?e tak, ale tylko w sytuacjach przymusowych, gdy nie by?o innego wyj?cia. Nigdy za? nie dawali?my pieni?dzy ?ebrakom - cz?sto za? jedzenie - by nie budowa? stereotypu, ?e bia?y na pewno co? da.
Sarnath nie robi na nas wra?enia - w?a?ciwie mi?o sp?dzamy czas z El?, ale po Tybecie indyjskie podróbki s? tym, czym s? - imitacjami. S?ysza?em przed wyjazdem, ?e chc?c zobaczy? "prawdziwy" Tybet, trzeba pojecha? do Indii czy Nepalu, gdzie kultura buddyjska rozwija si? bez przeszkód. Ten ostatni argument jest nie do podwa?enia - tyle ?e prawdziwy Tybet jest w Chinach i tyle, oboj?tnie, jak? wolno?? maj? uchod?cy tybeta?scy w innych krajach i co tam tworz? i promuj?. Gdy kto? by? w Dharamsali czy gdzie indziej w Himachal Pradesh i uwa?a, ?e widzia? Tybet, jest w b??dzie. Widzia? jedynie indyjsk? jego wersj?, zupe?nie inn? ni? orygina?!
Gdy docieramy wreszcie pó?nym popo?udniem do Varanasi, mamy tylko czas na szybk? kolacj? - ot, kolejny dzie? zlecia? nie wiadomo kiedy. Chyba jednak wiadomo - dzi? zwiedzali?my w 5-osobowej grupie (my z El?, dwie Koreanki i Japo?czyk) i dopiero wtedy wida?, jak bardzo traci si? na mobilno?ci. A to kto? musi do ubikacji, a to chce pi? czy je?? albo akurat odpocz??. Kl?ska! W sumie dwie osoby to chyba naprawd? maksimum...
Ko?o 21 jeste?my nad samym Gangesem przy Dasaswamedh Ghat i ogl?damy mistyczn? ceremoni?. Trzech hinduskich kap?anów, stoj?cych na specjalnie do tego celu przygotowanych platformach, odprawia mod?y do rzeki-matki-Gangesu. Rzucaj? przy tym p?atkami kwiatów, zakre?laj? ko?a dymi?cym kadzide?kiem, przelewaj? czarki z jakimi? kolorowymi p?ynami. Gdy tak ogl?damy z zaciekawieniem ten spektakl, podchodz? do nas Hindusi, jak to zwykle bywa chc?cy od nas w taki czy inny sposób wy?udzi? pieni?dze, ale s? te? tacy, którzy po prostu chc? sobie pogada?. Kalecz?c angielski pytaj? o wiek, imi? i kraj pochodzenia. Gdy tak rozmawiam sobie z jednym z nich i mój rozmówca dowiaduje si?, ?e jestem z Polski, zaczyna nagle ?aman? polszczyzn? krzycze? - "je?tem dupek, je?tem dupek"... Zgadnijcie, co zak?óci?o przebieg ceremonii? Mój nie do powstrzymania dziki wybuch ?miechu!
11.08
O 5 rano jest jeszcze ciemno, ale my ju? jeste?my nad rzek?. Budzimy ?ebraków, którzy gdy tylko zobacz? bia?ego, od razu budz? si? do ?ycia. Mieszkaj? tu, nad Gangesem, na schodach prowadz?cych do rzeki.
?ebracy to zmora biednych krajów, zmora Indii. Gdy czasem widzi si? na Centralnym wa??saj?cych si? bez celu bezdomnych, my?limy o nich w kategoriach - pewnie narkoman, menel, pijak, co wy?ebrze, zaraz przepije czy prze?pa. W Indiach jest inaczej - na?ogi (mo?e poza paanem) nie istniej? i nie s? problemem na ?adn? skal?, mo?e poza domow?. ?ebrak ?ebrze, bo musi, bo to jego praca. ?atwiej, gdy okalecza kto?, ni? gdy robi si? to samemu. Bo indyjscy ?ebracy si? okaleczaj?. Obcinaj? sobie r?k?, nog? albo jedno i drugie, wsadzaj? ko?czyny do ognia, by "robi?y wra?enie"; bo jak robi?, wi?cej si? zarabia. Tysi?ce tr?dowatych przemierza indyjskie miasta, czekaj?c na swój bakszysz, na Hindusa, który si? nad nimi zlituje. A mo?e fakt, i? mog? si? porusza? tylko na tym ?miesznym wózku przypominaj?cym deskorolk?, zwróci uwag? jakiego? bogacza i ten rzuci mi jak?? rupi? (czyli 10 gr)? A mo?e zrobi na nim wra?enie moja oszpecona twarz bez uszu, nosa i z?bów? A mo?e trafi? na jakiego? bia?ego, za którym b?d? wtedy chodzi? ca?y dzie?, a? ten "na odczepnego" co? mi da? Z pocz?tku istny koszmar, patrzymy z przera?eniem na horror, który rozgrywa si? przed naszymi oczami, pó?niej ju? szara codzienno??, do której przyzwyczajamy si?. Nie robi ju? na nas wra?enia ?cigaj?cy nas facet bez dwóch nóg, który nie odst?puje nas w Secundarabad ani na krok czy dzieciak w Hampi, który kolana ma podgi?te a? pod sam nos i chodzi jak paj?k, na wszystkich ko?czynach.