Zdecydowali?my si? wi?c na dolmus, ale wszystkie by?y ju? tak pe?ne, ?e na pewno by?my si? do ?adnego z nich nie zmie?cili. Trzeba by?o wi?c ?apa? stopa w ?rodku miasta, co rzadko kiedy ko?czy si? pomy?lnie. Ale uda?o si? - jaki? facet wywióz? nas na drog? do Nevsehir, kawa?ek za miastem. I tu pojawi? si? drugi problem - nikt mianowicie nie chcia? si? zatrzyma?. Dopiero po jakich? 25 minutach (jak na tureckie warunki to naprawd? d?ugo) zatrzyma?o si? dwóch facetów, którzy z transportem gazu jechali w tamt? stron?. Zabrali?my si? z nimi; byli niesamowicie sympatyczni, po drodze fundowali nam jedzenie i picie (chcieli?my im odda? pieni?dze, ale bezskutecznie), zaprowadzili nas nawet do podziemnego miasta w Acigol, ale w porównaniu z tym, co widzieli?my potem, nie by?o to nic ciekawego. Po po?udniu dowie?li nas prosto do Nevsehir, naszego punktu wypadowego w Kapadocji.
Zatrzymali?my si? w nie polecanym przez Lonely Planet hotelu Ipek Palas, ale po d?ugich targach (specjalna cena dla turystów z Polski, stara ?piewka) cena za dwie osoby stan??a na 5,5 $. Pokój bez ?azienki, ta pi?tro ni?ej brudna i z nie dzia?aj?c? toalet?, ale ta cena... Ko?o nas mieszkali Czesi, z nimi te? wybrali?my si? na zwiedzanie podziemnych miast. Pech chcia?, ?e Derinkoyu by?o nieczynne, bo akurat wysiad? pr?d. Jedziemy wi?c do Kaymakli - wst?p 1,5 $ na ISIC. Wra?enia niesamowite, cho? akurat niestety wysiada nam aparat.
Wieczorem, po powrocie, zd??yli?my spróbowa? tureckiego przysmaku - lokum (5 $ za kilogram) - jest to sznurek np. orzechów lub migda?ów, owini?ty dooko?a jakby ptasim mleczkiem, ale trudnym do pogryzienia i bardzo s?odkim, syc?cym.
14.VIII.1999
Pobudka wcze?nie, bo mamy dzisiaj du?o do zobaczenia i przejechania. W drodze do autobusu, który ma nas zawie?? do Goreme, zachodzimy po wod? do sklepu spo?ywczego. Tu czeka nas mi?a niespodzianka - sklepikarz, który nie mówi s?owa po angielsku, niemiecku, rosyjsku czy polsku, zaprasza nas na migi na porann? szklaneczk? herbaty. Siadamy wi?c z nim przy kasie, która w chwil? staje si? stolikiem, i w mi?ej atmosferze zaczynamy dzie?. Potem szybko do Goreme - wspania?e miejsce. Wykute w ska?ach mieszkania, kaplice, ko?ció?. Podczepiamy si? do grupy ameryka?skich emerytów i s?uchamy pilnie przewodnika, ale po pewnym czasie zostawiamy ich i ruszamy dalej sami.
Po chwili do??czyli?my do innej grupy turystów (m?odsi i szybsi ni? Amerykanie). W pewniej chwili us?yszeli?my co?, co przyspieszy?o nam puls... Rodacy! Byli tu akurat na jakiej? wycieczce. Towarzyszyli?my im do ko?ca zwiedzania i zabrali?my si? kawa?ek autobusem do miasteczka.
Zanim wyruszyli?my do Kaiseri, poszli?my po?egna? si? z poznanym dzie? wcze?niej miejscowym handlarzem, biegle mówi?cym po niemiecku. Znowu mi?a niespodzianka - zaproszenie na obiad. Ci?gle zaskakuje nas go?cinno?? Turków - w Polsce nie do pomy?lenia...
Bez problemów docieramy stopem do Kaiseri - tu od razu prze?yli?my szok na widok naganiaczy na dworcu autobusowym. Obskoczyli nas i nie dawali spokoju. Dopiero stanowcze "dzi?kuj?, nie potrzebujemy pomocy" po??czone ze spojrzeniem, które mog?oby zabija?, uwolni?o nas od niechcianego towarzystwa. Kupili?my bilety do Kahty (po targach 10 $), ale dopiero na 24.00, a wi?c mieli?my oko?o 8-9 godzin wolnego czasu. Z pomoc? przyszed? ch?opiec, który zagadn?? nas i, jak si? okaza?o, chcia? podszkoli? swój angielski. Zostawili?my baga?e w przechowalni i poszli?my razem do miasta. Pokaza? nam centrum handlowe i stary zamek, który opanowali handlarze, wi?c nie zrobi? na nas wi?kszego wra?enia.