Wracamy bardzo szybko, ?eby zd??y? do sklepu i baru w Tuolumne Meadows przed godz. 18. Perspektywa g?odu sprawia, ?e chwilami prawie biegniemy. Po drodze prze?ywamy katusze z powodu braku wody, wi?c wyobra?nia niczym fatamorgana podsuwa widoki coca-coli, a ponadto pomidorówki (sk?d si? nam wzi??a?), a wreszcie butów siedmiomilowych, co powala nas do reszty. Dostrzegamy te? w pewnej odleg?o?ci przed nami s?up bia?ego dymu. Jak si? pó?niej okaza?o, by? to po?ar lasu, który ogl?da?y miliony widzów w ci?gu kolejnych dni na ekranach telewizorów.
W ko?cu, po blisko 8,5 godz. w?drówki, dochodzimy do samochodu, co traktujemy jak zbawienie. W samochodzie znajdujemy jeszcze resztki wody i to dope?nia nasz? rado??. Wracamy czym pr?dzej (Piotrek p?dzi na kr?tej drodze jak szaleniec), ?eby zd??y? przed zamkni?ciem sklepu. Zd??amy - tym bardziej ?e sklep jest do godz. 20 - kupujemy napoje, owoce i jedzenie i mo?emy wreszcie wypocz??. A wieczorem dwie atrakcje - jedna to pani ranger ze sw? opowie?ci? o klimacie, a druga to nied?wied?, który przyszed? do nas, a dzielny Piotrek swym sykiem przep?dzi? go precz. Po tym wyczerpuj?cym dniu wymy?lili?my nowe z?orzeczenie wypowiadane po kichni?ciu: "sto lat... w drodze na El Capitan!"
25 sierpnia, ?roda
?egnamy Yosemite. Najpierw zje?d?amy do doliny, robimy zdj?cia i brodzimy boso w Merced River p?yn?cej wzd?u? doliny. Rzeka Merced, leniwa i spokojna latem, w styczniu 1997 roku wyrz?dzi?a sporo szkód, zerwa?a mosty, drogi, zabudowania i kempingi. Teraz, gdy jedziemy samochodem, wida? w wielu miejscach intensywne prace budowlane. Nale?y si? tu liczy? z konieczno?ci? wolniejszej jazdy.
Jedziemy pocz?tkowo wzd?u? rzeki Merced. Temperatura wzrasta wraz ze spadkiem wysoko?ci i nie jest ju? tak przyjemnie jak w Tuolumne Meadows. Jedziemy nad Pacyfik, po drodze mijamy, tak jak kilka dni temu, g?ównie ?ó?te od wyschni?tej trawy pagórki, pola, a tak?e nawadniane sady pomara?czowe i brzoskwiniowe. Planujemy dojecha? najkrótsz? drog? do oceanu i znale?? jaki? kemping kilka kilometrów na pó?noc od Monterey. Tu? przed oceanem doje?d?amy do miejscowo?ci, w której najwyra?niej pali si? co? wielkiego i ca?a zachodnia cz??? miasta tonie w dymie, tak g?stym, i? zakrywa niemal ca?kowicie s?o?ce. Wje?d?amy w ?cian? dymu, ale o dziwo - ?adnego zapachu spalenizny. Co za licho? Wje?d?amy na autostrad? nr 1 i jedziemy na po?udnie. Zgodnie z map? powinni?my jecha? wybrze?em, ale w tym dymie nic nie wida?. Dodatkowo wieczorny pó?mrok powoduje, i? widoczno?? na drodze spada do minimum. Nie wygl?da to zbyt dobrze, wi?c jedziemy dalej na po?udnie, mijamy Monterey (w zasadzie droga omija miasto) oraz Carmel - willowe przedmie?cie, gdzie bogaci ludzie maj? swe dacze. A dym ca?y czas nam towarzyszy. A mo?e to jest po prostu... mg?a? Poniewa? zmrok zapad? ca?kowicie, a wci?? nie wida? ?adnych kempingów, wi?c jedziemy dalej, w okolice Big Sur. Ka?dy ma ju? dosy? tej d?ugiej jazdy. Mieli?my przecie? dojecha? do ciep?ej s?onecznej pla?y i wylegiwa? si? w wieczornym s?o?cu, a zamiast tego szukamy w tych dantejskich ciemno?ciach, w których nie wida? zreszt? ?adnych zabudowa? i ?ladu ?ycia, miejsca na nocleg.
Wreszcie doje?d?amy do doliny rzeki Big Sur, gdzie znajduje si? village z kilkoma sklepami, kempingami i motelami. Oczywi?cie, motele s? pe?ne, wi?c mimo protestów cz??ci uczestników (uczestniczek) zatrzymujemy si? na jednym z kempingów. Po ciemku rozbijamy namioty i k?adziemy si? spa?.
26 sierpnia, czwartek
Jeszcze wieczorem pani stra?nik wyt?umaczy?a nam, ?e ten dym to rzeczywi?cie tylko mg?a, która jest tu czym? normalnym i codziennym w tej cz??ci wybrze?a Pacyfiku. O s?onecznych pla?ach ze z?ocistym piaskiem i pi?knymi panienkami te? mo?emy zapomnie?, bo tu s? tylko klifowe nabrze?a, z ostrymi, nieprzyjemnymi ska?ami. A dodatkowo temperatura wody raczej nie zach?ca do k?pieli (je?li ju? to w piance na desce). A gdzie tu si? wszyscy k?pi?? W rzece. To, oczywi?cie, nie poprawia humorów naszym paniom, wi?c po ?niadaniu czym pr?dzej wyje?d?amy. Najpierw wracamy kilka mil, ?eby sfotografowa? wielki most, którym jechali?my noc?. Dobrze, ?e w tych ciemno?ciach nie widzieli?my, po czym jedziemy. Potem zawracamy i jedziemy dalej na po?udnie. W Big Sur mo?na zwiedza? latarni? morsk?, ale my rezygnujemy z tej atrakcji. Highway 1 jest bardzo malownicz? drog?, aczkolwiek z naszym rozumieniem autostrady nie ma nic wspólnego. Jest bowiem tak kr?ta i w?ska, ?e raczej trudno rozwija? wi?ksze, a chwilami wr?cz w ogóle jakiekolwiek szybko?ci. A widok jest ca?y czas podobny - wysokie klifowe nabrze?e. ?agodnieje dopiero wiele mil dalej na po?udnie, im bli?ej do LA. Niebo zasnute chmurami, które bior? si? z tej przekl?tej mg?y, niekiedy tylko wychodzi na moment s?o?ce.