Za bram? idzie si? kawa?ek i wchodzimy do ponadkilometrowego siq. Jego szeroko?? wynosi od 3 do 16 metrów i ju? on sam naprawd? robi wra?enie. U jego wylotu jest najwi?ksza atrakcja Petry - wykuty w skale skarbiec Al Khazneh. Jest naprawd? przepi?kny, ale w ?rodku nic nie ma. Obok jest stoisko, w którym kupuj? klisz?, bo zapomnia?em wzi?? dodatkowej w hotelu. Cena nie taka straszna, bo 3 JD. Gdy napatrzyli?my si? na skarbiec ruszyli?my dalej wzd?u? Street of Facades, ogl?da? teatr i grobowce. Tutaj jest w?ski szlak na gór? Jebel al Khubtha, na szczycie której podziwiamy pi?kne widoki. W dó? schodzimy innym szlakiem, a pod koniec to nawet chyba przecieramy ?lady. Nast?pny przystanek to zniszczone Nimpheum, dalej przez bram? Temenos wchodzimy do odnawianego przez w?oskich archeologów Qasr al Bint. Zwiedzanie sprawnie nam idzie i zosta? nam tak naprawd? tylko monastyr - najwi?ksza budowla w Petrze. W najwi?kszym s?o?cu po godzinie 12 wyruszamy w?wozem pod gór? w jego kierunku. Ponad pó? godziny marszu troch? nas wyko?czy?o, ale to, co zobaczyli?my, warte tego by?o. Niestety, w ?rodku znowu nic nie ma. Krzysiek kupuje puszk? coli za 1,5 JD - ?dzierstwo. Idziemy jeszcze kawa?ek za monastyr w stron? Wadi Arabia. St?d wida? pi?knie góry i sam ju? nie wiem, czy one s? ?adniejsze czy wykute w skale miasto.
Po po?udniu wracamy pieszo do naszego hotelu i mimo ?e zd??yli?my si? ju? rano wymeldowa?, bierzemy prysznic. Po drodze zrobili?my zakupy i oczywi?cie w ka?dym sklepie ró?ne ceny dla obcokrajowców. Dla nas to dopiero pocz?tek Jordanii, a ju? naprawd? mamy do?? tego zdzierania z turystów na ka?dym kroku. Trójka z nas wystawia baga?e przed hotel, mamy i?? spa? gdzie? w krzaki, a druga trójka zostaje w hotelu. Rozmawiam jeszcze tak?e z Darkiem o Indochinach, bo bardzo chcia?bym si? tam wybra? w przysz?ym roku. Nic nie zast?pi informacji z pierwszej r?ki.
O godzinie 6 nast?pnego dnia mamy bus do Wadi Rum. Cena a? 3 JD, mimo ?e do przejechania nie ma nawet 100 km. Do tego kierowca chcia? jeszcze 0,5 JD za baga?, ale jak zwykle w takich sytuacjach olewamy go?cia. Zuza z Mundim decyduj? si? jecha? kombinowan? drog?, co w rezultacie wynios?o ich po?ow? taniej. Przejazdy w Jordanii s? bardzo drogie, bior?c pod uwag? cen? benzyny (60 groszy). Na miejscu wychodzi po nas Beduin, do którego dzie? wcze?niej dzwoni? Darek i umówi? nas z nim. Przy herbatce zasiadamy do negocjacji. Cena stan??a w ko?cu na 12 JD za ca?y dzie?, ??cznie z noclegiem. Mamy do wyboru otwart?, star?, 24-letni? toyot? lub zamkni?t? i now?. Wolimy jednak nie kisi? si? w ?rodku i bierzemy star?.
Pustynia jest cudowna, piasek jest czerwony, jest p?asko i pionowo wyrastaj? góry naruszone przez procesy eoliczne. Najpierw jedziemy do Studni Lawrence'a, która jest betonowym odlewem i praktycznie ?adn? atrakcj?. Po obecnej ro?linno?ci wida?, ?e woda schodzi z góry ?lebem. Dalej próbujemy naszych wspinaczkowych si? w w?wozie Khazali. Mimo ?e jeste?my w klapkach, to nie?le nam idzie. Spotykamy tu Polaków, którzy s? innym jeepem. Pó?niej jeszcze raz ich spotkali?my w Palmirze. Dalej jedziemy zobaczy? ?uki skalne. S? a? trzy, ten s?ynny z reklamy Marlboro jest ?redni i udaje si? nam na niego wej??. Najwi?kszy ?uk jest po?o?ony bardzo wysoko i do wspinaczki musieliby?my mie? dobre buty i kilka godzin czasu. O godzinie 13 nasz kierowca zatrzymuje si? w cieniu pod ska?? i mo?emy przygotowa? sobie jedzenie. Robi nam tak?e herbat?. Podczas krótkiej drzemki przyje?d?a do nas bedui?ska rodzina i ucinaj? sobie pogaw?dk? z naszym Beduinem.
Kolejna atrakcja to ponad 5-kilometrowy spacer w najd?u?szym w?wozie Wadi Rum. Kierowca nas zostawia i mówi, ?e b?dzie czeka? u wylotu. W?wóz jest bardzo malowniczy, ale chodzenie w takim upale nie jest dobrym pomys?em. Micha?owi do tego rozlatuje si? klapek i musi i?? boso po gor?cym piasku. Potem podje?d?amy pod dom Lawrence'a, z którego ma?o co zosta?o, i tu spotykamy Zuz? z Mundim, którzy je?dzili w jeepie z Kanadyjczykiem. Z cen? poszli w zaparte i gotowi byli nie jecha? wcale, je?eli cena by?aby wy?sza ni? 7 JD. No i uda?o im si? za tyle pojecha?. Nas za to zdenerwowa?o to, ?e zap?acili?my o 5 JD wi?cej. Nasi kierowcy umawiaj? si? by?my razem spali w jednym miejscu. Jedziemy jeszcze zobaczy? inskrypcje Nabatejczyków i l?dujemy w miejscu noclegowym ogl?daj?c zachód s?o?ca. Nie by? on zbyt efektowny, bo s?o?ce szybko zasz?o za ska?y, zanim jeszcze zrobi?o si? czerwone. Zbieramy kawa?ki chrustu i robimy sobie wieczorne ognisko. Rozmawiamy tak?e du?o z poznanym Kanadyjczykiem. Okazuje si?, ?e jest w podró?y od 8 miesi?cy. Przylecia? do Singapuru, zwiedzi? Indochiny, Tybet, Rosj?, przylecia? do Turcji i przez Bliski Wschód, udaje si? do Afryki, by dotrze? do Maroka i stamt?d wraca? do domu. Znowu sporo dowiaduj? si? o Indochinach. Kanadyjczyk w szczególno?ci zachwala? pó?nocny Wietnam i Birm?.