Doje?d?amy do Pozanti o 23.00, tu nasz kierowca zatrzymuje si? na sen, cho? do celu pozosta?o ok. 100 kilometrów. Wychodzimy na zewn?trz, by poszuka? jakiego? miejsca na spanie. Micha? zauwa?y? wjazd na autostrad? i mimo pó?nej pory postanawiamy stan?? zaraz za bramkami i jeszcze co? z?apa?. Za chwilk? z bramki obok macha do nas kierowca kolejnego tira. Jechali?my z nim do 4 nad ranem i podwióz? nas prawie do celu. Jednak ten czas w tirze by? dla nas straszn? m?czarni?. Kierowca mia? ?wira na punkcie seksu i ca?y czas do nas mówi? po turecku, a my i tak za du?o nie zrozumieli?my. Na jednym z postojów kupi? nam jedzenie oraz 5 piw, z czego sam wypi? dwa. Gdy wysiadali?my od niego zjawi?a si? niespodziewanie policja. Nie wiedzieli jednak, co z nami zrobi? i po chwili nas pu?cili. Poszli?my spa? na r?ysko za górk?. Od samego rana strasznie by?o gor?co i szybko musieli?my si? zbiera?. Dwoma szybkimi stopami doje?d?amy do miejsca naszego spotkania - Iskenderun. Jest to miasto portowe, ale nabrze?e jest bardzo ?adne. Tutaj mieli?my czeka? do nast?pnego dnia na naszych wspó?towarzyszy. Ca?y dzie? praktycznie k?pali?my si? w morzu, przez co strasznie spalili?my sobie plecy i ramiona. Nast?pnego dnia byli?my przez to na skraju wyczerpania, bo nie mogli?my zbytnio nosi? plecaków.
Na pla?y zaczepia?y nas ci?gle jakie? biedne dzieci prosz?c o pieni?dze. Oczywi?cie ?adnemu nic nie dali?my, bo zaraz pewnie by zesz?a si? ich ca?a chmara. Poznajemy tak?e mi?ego Turka, który nam tutaj towarzyszy. Mówi? po angielsku, wi?c rozmowa jako? nam sz?a. Wieczorem nad morze zacz??o si? schodzi? mnóstwo ludzi, a nam si? nie chcia?o i?? za miasto, by gdzie? spa?. W ko?cu k?adziemy si? na chwil? na werandzie niedoko?czonego drewnianego domu i ta chwila trwa do rana...
O 13 doje?d?a poci?giem reszta i od razu si? zwijamy, by dojecha? na granic?. Do Antakii chcieli?my dojecha? stopem, z?apali?my dwóch go?ci w osobówce, którzy podwie?li nas tylko 5 kilometrów, ale tam z?apali nam autobus i zap?acili za nas. Kolejni mili Turcy. Z Antakii ju? bardzo ci??ko si? wydosta? i jedziemy busem do skrzy?owania na 7 km przed granic?. Dalej ju? nic nie je?dzi. Po chwili doje?d?a ca?a reszta. Po negocjacjach bierzemy stare taxi, które w dwóch turach dowozi nas do granicy w sumie za 5 USD od wszystkich.
Syria po raz pierwszy
Piecz?tki tureckie dostajemy szybko, dochodzimy do ostatniego punktu kontrolnego i tu wojskowi nie chc? nas przepu?ci?, bo nie jest to granica z przej?ciem pieszym. Pytamy si? dlaczego, oni mówi?, ?e jest niebezpiecznie. Faktycznie, wsz?dzie wida? druty kolczaste i posterunki. Po negocjacjach wsiedli?my w ko?cu w wojskowy samochód i zostali?my podwiezieni do granicy syryjskiej. By? to spory kawa?ek i pod koniec jazdy ?o?nierze nawet zacz?li ?adowa? swoje karabiny. Niez?a przeja?d?ka! Do punktów kontrolnych Syrii wchodzimy ju? po zmierzchu. Sprawdzaj? nasze paszporty, wype?niamy magiczn? ?ó?t? kartk?. Pytaj? si?, czy jeste?my grup?, bo mieli?my wiz? darmow? na 19 osób, a by?o nas tylko 8. Na szcz??cie puszczaj? bez ?adnych problemów. Te zaczn? si? dopiero pó?niej...
Jako ?e do Aleppo nie by?o ju? ?adnego autobusu, rozbijamy nasze namioty w jakim? sadzie i idziemy spa?. Rano ?apiemy otwart? pó?ci??arówk? i doje?d?amy na miejsce. Przez godzin? ogl?damy Syri? z paki samochodu, od razu te? wraca nam wszystkim humor. To nasze pierwsze zetkni?cie z Azj? i naprawd? nam si? podoba. W Aleppo pierwsze kroki kierujemy do hotelu Zahret Al-Rabih, polecanego przez wielu ludzi. Niestety, na miejscu okaza?o si?, ?e nie ma co poleca?. Woda by?a pod prysznicem tylko czasami, w toalecie strasznie ?mierdzia?o. Zatrzymali?my si? tam jednak na jedn? noc na dachu po 85 funtów od osoby. Poczytali?my tak?e guestbook, gdzie znale?li?my du?o wpisów Polaków, którzy bardzo ?le si? wyra?ali o Krokodylu, czyli w?a?cicielu tego hotelu. Udali?my si? tak?e zaraz na zwiedzanie miasta. Blisko by? kantor, wi?c wymienili?my pieni?dze po kursie 1 USD - 49,2 SP, jednak ko?cówki nikt nie dosta?. Spacer trwa? do wieczora, podczas którego chcieli?my zwiedzi? Meczet Ommajadów - niestety by? w remoncie i nawet nie warto by?o wchodzi?. Do cytadeli nie chcieli mi da? zni?ki na ISIC (dzia?a?y nasze polskie legitymacje), w ko?cu wszed?em na legitymacj? Micha?a. Swoj?, niestety, zostawi?em w Polsce my?l?c, ?e ISIC mi wystarczy. Z góry mo?na podziwia? pi?kn? panoram? na to 3-milionowe miasto. Kilka godzin chodzimy tak?e po souqach, czyli po targu. Ludzi tam mnóstwo, kilku z nas wpada w wir zakupów. Ja nic nie kupuj?, bo nie chce mi si? d?wiga?. To przecie? dopiero pocz?tek wyprawy. Lepiej zakupy zrobi? w powrotnej drodze. Kupujemy tak?e bilety do Damaszku po 100 SP (targowa? si?) i o 7 rano mamy opu?ci? Aleppo.