Pod zadaszeniem gotujemy zupy i patrz?c na ni?ej le??ce jeziora, wyobra?amy sobie jaki by?by to widok, gdyby je s?o?ce troszk? pomalowa?o. Kr?ta dolina wynosi nas ?agodnie coraz wy?ej. Raz zw??a si? do szeroko?ci drogi i rzeki, to znowu obdarza nas przestrzeniami po obu stronach. Natrafiamy na kolejne osiedle domków kempingowych. Za standardowe pi?? koron od osoby bierzemy gor?cy prysznic. No, teraz mo?emy szuka? biwaku. Jeszcze jedno zw??enie i znajdujemy troch? p?askiego miejsca. Tu? obok mamy malutki strumyczek. W dó? i gór? doliny pi?kne perpektywy uk?adaj?cych si? w zakr?ty rzeki i drogi. Reszt? stron ?wiata zamykaj? skalne ?ciany. D?ugo szukamy drzewa na ognisko. G?ste krzewy, porastaj?ce dno doliny, maj? wysoko?? cz?owieka, a konary grubo?ci r?ki. Zbieramy te uschni?te, b?d? si? d?ugo pali?.
Dzi? jajecznica na kolacj?. O norweskich jajkach, kupowanych zreszt? w sklepie, mo?na by pisa? ca?e strony. S? pyszne. Chyba wszelka ?ywno?? jest tu zdrowa, bo produkowana w tak naturalnych warunkach. Tylko do produkcji alkoholu nie maj? jako? talentu. A dok?adnie to tak, ?e kiedy? za du?o pili i parlament wprowadzi? norwesk? prohibicj?. Alkohol mo?na tu kupi? w specjalnych sklepach, których zreszt? nie wida? nigdzie, i jest cholernie drogi. My co? mamy, ale o tym przy innej okazji. Siedzimy dzi? d?ugo w nocy, jest tak spokojnie i cicho. Tomek jako ostatni gasi ognisko.
Jotunheimen
Zwijamy obóz powoli, bo nie chce si? st?d rusza?. Na okrojonym przez góry niebie nie ma ?ladu chmury. Od samego pocz?tku droga wspina si? z nami mocno w gór?. Trzymam si? z Tomkiem razem. Na pierwszej wynios?o?ci, któr? jeszcze by?o wida? z naszego biwaku, trafiamy na przepi?kny wodospad, a raczej dwa równoleg?e. Parking obok pe?en aut, ale co to nas dotyczy? Wszyscy filmuj?, ?adna mieszanka turystyczna, Tomek rozmawia z Amerykanami. Nast?pny d?ugi podjazd, si?gamy kompleksu schronisk Krosbo. St?d wychodzi szereg szlaków pieszych w samo serce Jotunheimen, i... zaczynaj? si? serpentyny. Jest bardzo stromo. Pojedynczo doje?d?amy do tablicy 1434 m.n.p.m.
Roz?o?yste siod?o prze??czy z po prostu niesamowitymi widokami. S?o?ce! Ods?oni?y si? norweskie olbrzymy. Jest tu ka?dy element norweskiego krajobrazu. Zachwyceni szukamy i znajdujemy miejsce na namioty. Jest ono na wybitnej buli, z której jeszcze ?adniejszy widok. Rozbili?my namiot i pl?czemy si? po okolicy. Micha? pojecha? rowerem dalej w poszukiwaniu zdj??. I wszystko by?oby dobrze, gdyby nie nadci?gaj?ca burza. S?ycha? jej grzmienie i ja decyduj? zmieni? miejsce spania na mniej eksponowane. Wi?c zwijamy obóz z wielkim ?alem.
Przepychaj?c si? przez wielki p?at ?niegu, dziel?cy bul? od drogi, ruszamy dalej. Podjazdy i zjazdy, droga wije si? b?yszcz?c?, mokr? wst?g?. Nad nami przewalaj? si? rozgniewane chmury i pokrapiaj? z lekka deszczem. Jednak od miejsca zdecydowanego prze?amania terenu w dó? przeja?nia si?. Jedziemy, uwa?nie wypatruj?c drugiego dzi? miejsca na biwak. W du?ym kotle, którego wody zbiera spokojna teraz tafla jeziora, stromy stok za?amuje si? ma?? p?asienk? i na niej staj? nasze namioty. Wod? mamy na wyci?gni?cie r?ki, na dobr? spraw? p?ynie chyba te? pod naszymi namiotami. Znów poszukiwania drewna na ognisko. Wiemy, ?e du?o go le?y przy drodze, resztki po tyczkach wyznaczaj?cych drog? w zimie. To jest zawsze pewne ?ród?o drewna w podró?y. Ognisko, obok sterta drewna, t? ostatni? noc w Jotunheimen chcemy uczci?. Wyci?gamy z pobliskiego p?ata ?niegu nasz? butelk? dobrze ju? sch?odzonego Johnny Walkera i siedzimy jeszcze d?ugo w norwesk? jasn? noc.