2 lipca - czwartek
Nazajutrz z samego rana ?egnamy go?cinnych gospodarzy i wyruszamy w kierunku Alaska Highway. Jeszcze po drodze zatrzymujemy si? na chwil? w Grand Prairie, kupujemy poduszk? dla mnie, buty dla Misia, przewodnik po Alasce dla Bani i wyruszamy do Dawson Creek, gdzie zaczyna si? s?ynny Alaska Highway i gdzie przewidujemy nocleg. Na razie droga jest wygodna, pogoda s?oneczna, apetyty doskona?e i atmosfera niemal rodzinna. Zatrzymujemy si? na malutkim, przydro?nym parkingu na pierwszy posi?ek. Na eleganckim piknikowym stole wci?gamy kanapki. Doskona?y nastrój i podzia? ról, ale te? warunki niemal komfortowe: telefon, kibelek, ciep?a woda, zimna woda - pe?na cywilizacja. Ruszamy dalej, by wczesnym popo?udniem dotrze? do Dawson Creek.
Dawson Creek to niewielkie, sympatyczne miasteczko, gdzie w latach II wojny ?wiatowej przyst?piono do budowy strategicznej drogi na Alask? na zlecenie rz?du USA. Liczne kompanie budowlane przyst?pi?y do budowy jednocze?nie na kilku odcinkach planowanej drogi i w skrajnie trudnych warunkach, przy ogromnej ró?nicy wzniesie? i temperatur wybudowa?y Alaska Highway w niewiarygodnym tempie 36 tygodni. W tamtych wojennych czasach Dawson Creek by? te? baz? zaopatrzeniow? dla wojska i budowniczych autostrady. W 1943 roku ogromna eksplozja materia?ów wybuchowych niemal zrówna?a miasto z ziemi?. Dzi? w centrum Dawson Creek stoi wielki znak oznaczaj?cy pocz?tek Alaska Highway. Na znaku ko?ysze si? wielka czerwona strza?ka wskazuj?ca pocz?tek drogi tylko dla prawdziwych turystów. Robimy sobie pami?tkowe zdj?cia. Tu? obok mo?na zwiedza? zabytkowy budynek stacji kolejowej. Kiedy? do miasta dociera?a kolej i by? to jeden z ostatnich odcinków cywilizacji. Budynek stacji mie?ci? w owym czasie poczt?, stacj? oraz obszerne i wygodne jak na owe czasy mieszkanie naczelnika, który by? tu znaczn? figur?. On koordynowa? ruch poci?gów, on ekspediowa? listy i paczki, on jeden mia? dost?p do telegrafu. By?a to niezwykle intratna rz?dowa posada. Dzi? ca?y budynek jest zrekonstruowany tak, jak wygl?da? kiedy?. W pokojach prywatnych naczelnika stoj? zabytkowe meble i manekiny osób z epoki, a manekin samego naczelnika znajduje si? na parterze w dok?adnie zrekonstruowanym biurze, które wygl?da jak na starych filmach. Wn?trze i posta? urz?dnika s? zrobione tak wiernie, ?e gdy pokazuj? fotografie, widzowie cz?sto przez d?u?sz? chwil? j? ogl?daj?, zanim stwierdz?, ?e to tylko mistyfikacja. Reszt? budynku zajmuje ciekawe muzeum z wypchanymi zwierz?tami, sprz?tami i meblami u?ywanymi w przesz?o?ci. Zastanawiamy si? z Bani?, jak ?y?o si? w tych czasach, gdy nie by?o elektryczno?ci, a zmrok zapada? zaraz po po?udniu i brak by?o rozrywek cywilizacyjnych. Na domiar wszystkiego ?nieg zalega? po pachy przez 10 miesi?cy w roku, a mróz dokucza? wszystkim, tylko nie dzikim zwierz?tom, które pewnie nieraz dawa?y si? we znaki mieszka?com. Ogl?damy ?elazko na benzyn?, metalowe tarki do prania i r?czne wy?ymaczki. W przyleg?ym sklepie kupujemy ozdobny dyplom - ?wiadectwo dotarcia do "Mili 0" Alaska Highway. Jestem niezwykle dumny z tego dokumentu, ale pó?niej oka?e si?, ?e Dawson Creek to jeszcze pe?na cywilizacja w porównaniu z tym, co nas czeka.
Nocleg znajdujemy niedaleko, na malowniczym kempingu o india?skiej nazwie Kiskatinaw. Ku rozpaczy Bani, na kempingu nie ma pryszniców, ale jest za to bajecznie wij?ca si? rzeczka przypominaj?ca górskie potoki w Polsce, tylko tak z sze?? razy szersza. Z wolna zapada wieczór, Lajkonik z ch?opcami rozbijaj? nasz s?ynny Czerwony Namiot, Bania ?apie si? za kanapki (najpierw za papierosa), a ja lec? w drugi koniec kempingu z wiaderkiem po wod?. Powoli przygotowujemy kolacj?, zapada zmrok, ale nie chce si? spa?. Lajkonik zapala specjalnie na t? okazj? kupion? lamp? gazow? i jest to pierwsza i ostatnia noc, gdy u?ywamy tej lampy. Potem ju? po prostu nie ma nocy. Ale przedtem Lajkonik wskakuje na drzewo jak ma?pa, obejmuj?c pie? r?kami i podci?gaj?c si? nogami, czy tam na odwrót. Ja bym tak nie potrafi?! No i jak ju? wisi na tym drzewie, to jedni chc? mu dawa? banana w nagrod?, a drudzy, ci rozs?dniejsi, podaj? mu linki od plandeki, która ma nas chroni? w razie deszczu. No wi?c kolacja na kempingu. Pierwsza noc w namiocie, jest sielsko i romantycznie, i ju? troch? trapersko. Zanim k?adziemy si? spa?, Lajkonik robi straszne odkrycie: u Teko w Edmonton zosta?a jedna torba. W niej zosta?y ciuchy Lajkonika i, co gorsza, flaszka z polskim gard?ogrzmotem przywiezionym nam przez Bani?, czyli po prostu butelka polskiej "Siwuchy"! Zgroza! Lajkonik b?dzie teraz chodzi? w jednym stroju, a my zamarzniemy na Alasce bez motorka do herbaty! Robimy burz? mózgów! Telefon komórkowy nie dzia?a! Jedziemy na najwy?sze wzniesienie... uff... co za ulga! Jest sygna?. Okazuje si?, ?e Jan, cz?owiek przytomny i w ?wiecie bywa?y, znalaz? torb? w Edmonton i wyekspediowa? j? do Whitehorse. Rano rozpocznie si? wy?cig z czasem, bo baga? ma tam dotrze? na 6 wieczorem. Ale na razie k?adziemy si? spa? - my w namiocie, Bania w samochodzie.