Niedziela Osa - Stohy - Wielki Wierch
Po sprawiedliwym (ale nie równym) podziale prowiantu wyruszamy przez krzale w stron? grzbietu Stohów. Pocz?tkowo w?t?a ?cie?ynka ginie w zaro?lach, ale po chwili b??dzenia natrafiamy na regularnie deptany p?aj. Zaraz potem mamy sposobno?? pozna? smak serpentyn, o których wspomina? napotkany le?nik. ?oimy ostro pod gór?. Zlani potem wychodzimy na jeden z bocznych grzbietów. Na pó?nocnym zachodzie wida? ju? g?ówny grzbiet Bor?awy z jakimi? instalacjami, w dali doszukujemy si? Pikuja. To nasza pierwsza nagroda za trud dojechania tutaj i wniesienia ci??kiego wora te par?set metrów. W drodze na Stohy jeszcze par? razy mijamy si? z par? Czechów, wydaj?cych si? beztrosko st?pa? ze swoimi lekkimi plecaczkami (chyba nie mieli te? ani mapy, ani kompasu, bo cz?sto si? z nami konsultowali).
Nie ma te? krajobrazów, ujrzanych ze szczytu góry, je?li nie by?o w?drowca, który wspi?? si? na szczyt, gdy? ów krajobraz jest nie tyle widokiem, ile poczuciem zwyci?stwa. (...) Dla tego, kto zadowolony skrzy?owa? r?ce na piersi, ów krajobraz jest czym?, na co sk?ada si? i oddech zdyszany, i ulga mi??ni wypoczywaj?cych po wysi?ku, i b??kitniej?cy wieczór; jest tak?e jakby rado?ci? z wprowadzonego ?adu, bo ka?dy jego krok wprowadza? troch? ?adu w bieg strumieni, ustawia? wierzcho?ki gór, wyg?adza? wiejskie drogi.
Przed nami Stohy z dwiema tajemniczymi bia?ymi kulami, wg miejscowych pozosta?o?ci? po jakiej? stacji radarowej. Lekko trawersujemy wierzcho?ek, kieruj?c si? w stron? Wielkiego Wierchu. Na przyjemnym plateau, troch? os?oni?ci od wiatru z pó?nocy, rozbijamy obóz.
Nieopodal znajdujemy miejsce po ognisku, troch? drzewa i ?lady po rodakach w postaci resztek "Gazety Wyborczej". Woda znajduje si? niestety opodal, misja jej lokalizacji zostaje zlecona specjalnemu pododdzia?owi. Nagrod? za trudy dnia jest ry? z soj? i mielonk? oraz wieczorna t?cza.