Cz??? I - Po?onina Bor?awa
czyli co na szczycie robi? bia?e kule, gdzie mo?na znale?? "Gazet? Wyborcz?" i jak jest szybciej - autobusem czy na piechot?.
Sobota Zagórz - Chyrów - Stary Sambor - Stryj - Osa
Jakim? cudem uda?o si? nam zd??y? z przesiadk?, na któr? wg PKP mieli?my 15 minut, a w rzeczywisto?ci oko?o -3. W mi?ym towarzystwie z?otej polskiej m?odzie?y, zd??aj?cej do Ustrzyk na jaki? odwo?any festiwal, pod??amy niespiesznie ku granicy. Zgodnie z oczekiwaniami, wi?kszo?? pasa?erów poci?gu Zagórz - Chyrów wysiada jeszcze w Polsce. Po krótkiej odprawie po polskiej stronie przeje?d?amy przez sistiem? z drutu kolczastego i pasa zaoranej ziemi na terytorium Ukrainy. Poniewa? odprawa ukrai?ska ma miejsce dopiero w Chyrowie, przez cz??? podró?y towarzysz? nam ?o?nierze stoj?cy (wzorem tych jeszcze par? lat temu eskortuj?cych "Solin?" na odcinku Przemy?l - Ustrzyki) w otwartych drzwiach i bacz?cy, aby nikt nie spróbowa? nielegalnie opu?ci? poci?gu.
W Chyrowie ukrai?skich pograniczników zadowalaj? nasze wyja?nienia co do celu i czasu pobytu w ich ojczy?nie, a tak?e posiadana na ten cel gotówka (chocia? gdyby wymagali od nas takiej kwoty, jakiej polska Stra? Graniczna wymaga od Ukrai?ców, musieliby?my wraca?). Bez konieczno?ci prezentowania zawarto?ci naszych plecaków mo?emy postawi? stop? na ukrai?skiej ziemi.
Jak to cz?sto bywa, kontakt z tubylcami owocuje pozyskaniem warto?ciowszych informacji ni? widniej?ce na rozk?adzie jazdy. Ju? po godzinie, w ci?gu której uda?o si? nam wymieni? troch? waluty na obfituj?cym w towary z walizkowego importu bazarze, jedziemy zapchanym autobusem do Sambora. Na szcz??cie towarzystwo, chocia? liczne, nie mia?o nic przeciw dopchaniu autobusu naszymi worami, wr?cz przeciwnie, ka?dy stara? si? pomóc znale?? dla? miejsce, nawet do?? niepewne, bo nad w?asn? g?ow?. Oznaki zdenerwowania wykazuje jedynie prosiak, wydaj?cy pocieszne kwiczenia z g??bi wora trzymanego przez podró?uj?c? na schodkach starowink?.
W Samborze przesiadamy si? do solidnego, radzieckiego poci?gu z drewnianymi ?awkami i wiecznie zamkni?tymi oknami. Zm?czeni nieprzespan? noc? i zaduchem nierzadko przysypiamy. Budz? nas tylko czasem przechodz?cy handlarze, oferuj?cy ró?ne ?akocie za hrywnu czy te? dwie. ?wie?ym powietrzem oddychamy przez chwil? na dworcu w Stryju, z którego kolejnym poci?giem wyruszamy w stron? Mukaczewa. W klasie poci?gów awansujemy oczko wy?ej. Radzieckie ob?cije wagony wcale nie s? takim z?ym pomys?em, daje si? znale?? miejsce, gdzie chocia? na chwil? mo?na przy?o?y? g?ow? do polara, z dala od ?ebraków krzycz?cych Daj Bo?e szczastia waszym dietiam... czy te? kapeli z?o?onej z kilku wys?u?onych akordeonów i skrzypiec, ?piewaj?cej co? o smerece.
Udaje si? nam wysi??? na w?a?ciwej stacji po?ród lasu. Postanawiamy wyruszy? drog?, któr? pod??yli ludzie z wiadrami (jak si? pó?niej okazuje, przeznaczonymi na jagody). Jeszcze tylko dwie godzinki marszu i rozbijamy si? w lesie nad strumieniem za przyzwoleniem pewnego le?nika, bior?cego nas prawdopodobnie za Czechów. Objad?szy si? soj?, mielonk? i ry?em, zasypiamy grzecznie w nadziei nabrania si? fizycznych i psychicznych przed czekaj?cym nas jutro wznoszeniem.