30.12.2001
Ruszamy dalej. O 8.00 stawiamy si? na stacji, nasz samochód to odkryta ci??arówka obita po bokach ogromnymi dechami (oczywi?cie drewno egzotyczne). W ?rodku dwie ?aweczki, mnóstwo baga?y, koza, kury, oko?o 30 pasa?erów na dole, drugie tyle na najwy?szej desce (jak na grz?dzie), na przeciwko nas ca?a rodzina Fulani (m??czyzna, dwie kobiety, dzieci) -bardzo m?odzi, obwieszeni srebrem, podziargani, troch? wystraszeni - nie mówi? po angielsku, francusku ani w miejscowym j?zyku. Nasza ?yczliwa s?siadka t?umaczy, ?e oni przyje?d?aj? tu z Mali wypasa? swoje byd?o. Jest to zabronione, bo niszcz? miejscowe uprawy, ale musz? to robi?, aby nakarmi? zwierz?ta.
Samochód nape?nia si? powoli, po godzinie ruszamy... Okazuje si? jednak, ?e zapomnieli?my zatankowa?... Wracamy na stacj?... Do?adowujemy pasa?erów i baga?e. Droga w fatalnym stanie, nic nie wida? (bo my siedzimy na dnie pud?a), przez dziury w pod?odze wal? tumany kurzu. Z poobt?ukiwanymi ty?kami, oko?o 13 docieramy do Damanko. Jest dzie? targowy. Straszliwe zamieszanie, t?umy kobiet, mnóstwo pojazdów. Znajdujemy autobusik do Hohoe, ale z odjazdem musimy poczeka? do zamkni?cia targowiska (17-18). W?óczymy si? po barach. Wzbudzamy sensacj? kupuj?c ry? z sosem (porcja elegancko zawini?ta w wielki zielony li?? - 500 cedis). T?um (nie tylko dzieci) obserwuje, jak Kasia je nieporadnie r?kami. Jeste?my brudni i zm?czeni, a przed nami podobno oko?o 8 godzin drogi (ok. 300 km).
Droga taka sama jak wcze?niej, a jeszcze musimy rozwie?? towar. Podró?uj? z nami same businesswoman, które ca?y dzie? robi?y zakupy na targu. Bardzo uprzejma obs?uga busiku oko?o 2 w nocy podwozi nas pod hotel w centrum miasta Hohoe. Jako ?e pytali?my si? o tani hotel, jeden z pomocników idzie z nami upewni? si? o cen? i troch? potargowa? (pasa?erowie czekaj? w samochodzie). Bierzemy prysznic - znowu jeste?my biali - i padamy...
Na posterunkach policyjnych, które usytuowane s? na rogatkach wi?kszych miasteczek, policjanci - ubrani w grube zimowe p?aszcze i r?kawiczki - przyjmuj? ?apówki. Nasz kierowca ma na nie specjaln? kiesze?.
31.12.2001
Rano budzi nas g?o?na muzyka - to nag?o?nienie hotelowej restauracji. Bardzo przyjemny pocz?tek - oddajemy rzeczy do prania (!!!) i jemy bardzo przyzwoite ?niadanie - omlety, tosty. Potem ruszamy na wycieczk?. Miasto bardzo ?adnie po?o?one - na zamkni?ciach ulic wzgórza, bardzo zielono i gor?co (podczas wieczornych wiadomo?ci dowiadujemy si?, ?e 36 stopni). Co gorsza, stan?? nam zegarek i nie zdawali?my sobie sprawy, ?e spacerujemy w najwi?kszy upa?. Kupujemy materia? i zamawiamy dla mnie sukienk? (5USD), ma by? na jutro. Krawcowa nie chcia?a si? wdawa? w szczegó?y, obieca?a wykroi? jeszcze chustk? na g?ow? - zobaczymy, co z tego b?dzie. Najwa?niejsze to si? nie nastawia?. Np. Pawe? si? nastawi? na jedzenie plantainów z palua sauce, bo widzia? gdzie? tabliczk?. Po godzinie szukania je grzecznie jollof rice z sosem.
O 21.00 ruszamy na imprez?. Zapowiedziany zespó? Saka-saka International Band koncertowa? tu ju? wcze?niej. Tym razem nie wyrobili si? z rozk?adaniem sprz?tu i koncert jeszcze si? nie rozpocz??. Czekamy w naszej hotelowej restauracji. O 23.00 kolejne podej?cie, kupujemy bilety (2000 cedis) i wchodzimy na obszerne podwórze, na którym podryguje jakie? 5 osób. Zespó? reprezentuje fatalny poziom - pewnie dlatego nikogo nie ma. Cz?onkowie grupy ch?tnie robi? sobie z nami zdj?cia. O pó?nocy ruszamy na parkiet. Wznosimy toast i... szybko uciekamy. Na zewn?trz w knajpach jest wi?cej ludzi, ale i ci nie specjalnie przejmuj? si?, ?e w?a?nie mamy Nowy Rok - impreza jak co dzie? - wszyscy ta?cz?, gdzie si? da. O 24.00 w powietrze posz?a jedna raca!
Dosiada si? do nas Holender, który razem ze swoj? ?on? (posz?a ju? spa?) jedzie do RPA. Ona ma tam studiowa? filozofi?. Maj? 4x4 i jad? od Maroka przez Mauretani?, Senegal, Gwine?, Mali, Burkin? a? do Ghany. Tu wys?ali statkiem samochód i maj? teraz 4 tygodnie zanim dotrze do RPA. Wynaj?li wi?c dom w Hohoe i czekaj? nudz?c si? nieco. Oboje s? piel?gniarzami (?!) - nasz znajomy ma kolczyki w nosie i uszach (!!!), mnóstwo podró?owa? (Indie, Australia, USA). Ciekawa rozmowa, idziemy spa? po 3.