W powrotnej drodze Pawe? zauwa?a w??a. Zagadni?ty tubylec z rozpromienionym u?miechem powiadamia nas, ?e to jadowita kobra. Zagro?ona najpierw pluje w oczy - o?lepiaj?c, a potem zbli?a si? i k?sa. To nam troch? psuje humory. W wiosce zabijamy stracha piwem, potem konsumujemy spaghetti, które wcze?niej zamówili?my i mimo ?e wyra?nie podkre?lali?my, ?e nie lubimy ryb, otrzymujemy rybn? polewk?... No có?, nie mamy specjalnego wyboru.
Poznajemy mieszka?ca, który po sko?czonych studiach muzycznych gra w ko?ciele i uczy gry na keyboardzie, ale od nowego semestru zaczyna prac? jako nauczyciel w szkole ?redniej w jakim? ma?ym miasteczku.
?pimy wy?mienicie w naszym apartamencie.
05.02.2002
Dzie? ca?kowicie zwariowany. Wieczorem nie jeste?my nawet w stanie przypomnie? sobie cen op?at za poszczególne przejazdy: 6 rano pobudka, ruszamy w dó? do Fume. Tam ?niadanie. Trotro do Ho. Przesiadka na dworcu w trotro do Kpetoe (wioska Kente Cloth). Zostawiamy plecaki pod baczn? opiek? policjantów i ruszamy na zakupy. (...)
Od razu ruszamy dalej. Trotro do Denu (tu? przy granicy z Togo), taxi do Keta. Dowiadujemy si?, ?e droga zosta?a zniszczona przez wod? jakie? 20 lat temu i teraz rozpocz?to jej budow?. Na razie do miasta mo?na dosta? si? w?skim paskiem pla?y pomi?dzy oceanem a lagun? tylko dzi?ki transportowi 4x4. Prowadz? nas na przystanek - drewniana budka na pla?y. Dostajemy drewniane bilety, podje?d?a 4x4 i po 15 minutach doje?d?amy do na wpó? zasypanego przez piach miasteczka. Przesiadka po raz kolejny i ruszamy do wioski Anloga - miejsca, gdzie mamy znale?? nocleg. (...) Idziemy do pobliskiego hoteliku, w obej?ciu baluje mocno podpity w?a?ciciel ze swoimi trzema dziewczynami. Po d?ugiej dyskusji obni?a cen? noclegu z 35000 do 25000. Miejsce okazuje si? by? zag??biem mango, które wcinamy na kolacj? popijaj?c piwem. Idziemy spa?. Gospodarz te? idzie spa?... do swojej ?ony.
06.01.2002
W nocy burza. Rano Kasia - pranie, Pawe? - wyrusza na poszukiwanie ?niadania. Nie chce kupi? banku z sosem z kota, wi?c wraca po godzinie z torb? pomara?czy i bananów. Zaczyna pada? deszcz.
Siedzimy, czekamy. Mi?o tak czeka? i nic nie robi?. Szczególnie, ?e wreszcie jest ch?odno!!! W ko?cu wygl?da na to, ?e deszcz przeszed? (to nieprawda - pada?o a? do zmroku). Jedziemy do centrum Anloga, ?eby zje?? obiad. Jest tylko banku z sosem z kotków... W ko?cu jemy kinkey (s?aba) i ry? ze spaghetti, a tak?e i sosem z papryczek (bardzo s?abe). ?li idziemy sprawdzi? Superfine Guesthouse. Okazuje, ?e to dosy? ponure miejsce, a w dodatku nie ma wolnych miejsc, bo akurat odbywa si? zlot tailorów i dressmakerów, którzy okupuj? wszystkie pokoje, modl? si? i ?piewaj?. Zostajemy w Guadze Guesthouse. Wracamy na market, gdzie tymczasem rozpocz??a si? msza (?) animistów.
W kr?gu wokó? fetyszu (przedmiot trudny do opisania) ta?cz? m??czy?ni i kobiety. Raz na jaki? czas kto? wpada w trans, traci ?wiadomo?? i pada. Reszta stara si? osobnika cuci?. Po wybudzeniu osoba ma do wykonania kilka czynno?ci: smaruje sobie twarz na wysoko?ci oczu talkiem (którym dysponuje starsza pani), odchodzi od kr?gu z dwiema miseczkami wina palmowego (?) i je wyrzuca (specjalny opiekun je zbiera), przybija ze wszystkimi pi?tki, ta?czy w masce z rogami, raz na jaki? czas w szale rzuca si? do grobu (?) w naro?niku marketu, gdzie waruje z g?ow? przy ziemi.
Jedna kobieta ca?y czas pada w b?oto, czo?ga si? w nim, szaleje. Co 10 minut kolejne kobiety z wywróconymi oczami padaj? w obj?cia asystuj?cych. Ca?o??, oczywi?cie, wie?czy schnapps...
My nie jeste?my jedynymi widzami. Wszystkie marketwoman wraz z dzie?mi obserwuj?, co si? dzieje, ?miej?c si? lub uciekaj?c, gdy kto? w transie zaczyna biega? po ca?ym targu.
Wracamy do guesthousu lekko przera?eni. Wszystko tu jest dziwne. Animi?ci, ludzie, którzy nie mówi? po angielsku, ponura pogoda...
Wieczorem przegl?d lokalnych drinków, rozmowy z Johnem (w?a?cicielem guesthousu) o polityce (Rawlings kontra Kufour).