20.12.2001
Dzisiejszy dzie? to sielanka: poranek - wizyta w "Centrum Tamale" - gor?co, py? w powietrzu... za?atwiamy tylko wa?ne rzeczy (mail, bank etc.), wracamy do Norrip Village i idziemy na basen: pusty, tylko dwóch watchmanów, których praca polega na pilnowaniu pustego basenu. Wracamy do domu i przygotowujemy wieczorny grill, na który zaproszeni s? lekarze z Tamale Hospital. Zaproszeni s? na "around six" a nie "at six", wi?c pojawiaj? si? o godzinie ósmej. ?miej?c si? mówi?, ?e wci?? jest "around six".
Obydwaj doktorzy studiowali w ZSRR (Bia?oru?, Kazachstan), obydwaj znaj? w miar? nie?le Polsk? i opowiadaj? bardzo zabawne historie z czasów studenckich. Np. pierwszy dzie? zimy (gdy spad? ?nieg) wszyscy afryka?scy studenci zostali w akademiku, bo bali si? wyj?? na dwór.
Doktorzy s? dobrze wykszta?ceni i maj? otwarte g?owy, ale jeden z nich - dr Rafael - jest katolikiem, co oznacza, ?e gdy nadchodzi czas modlitwy, idzie do ko?cio?a, a ci??ko ranni pacjenci musz? czeka? cztery godziny, bo akurat doktorowi tyle zajmuje modlitwa.
Drugi doktor - dr Azani - jest chirurgiem plastycznym. Opowiada ciekaw? histori?, która wydarzy?a si? dzi?. Wczoraj umar? pacjent. Dr Azani poprosi?, aby zw?oki zosta?y zabrane do kostnicy. Jednak dr Azani jest m?ody, wi?c starszy personel si? go nie s?ucha (wielu pacjentów umiera, bo piel?gniarki s? starsze od lekarzy) i cia?o zostaje na noc na pod?odze. Na nieszcz??cie w szpitalu s? myszy. W nocy zjadaj? pó? twarzy nieboszczyka. Rano wie?? o masakrze lotem b?yskawicy przedostaje si? do miasta. Wzburzony t?um chce zobaczy? cia?o. Dr Azani zostaje wezwany, aby przywróci? twarzy trupa ludzki wygl?d. Ot i kolejny dzie? w Tamale Hospital.
Wieczór zacz?? si? bardzo mi?o. Po pewnym czasie jednak nagle podbiega do nas watchman zupe?nie pijany, mówi co? w lokalnym j?zyku. Niestety, doktorzy nie s? st?d. Nikt nie rozumie wzburzonego watchmana. Po kilku minutach pojawia si? t?umacz. Okazuje si?, ?e watchman twierdzi, i? Kasia i ja nie mamy szacunku dla jego plemienia i z niego kpili?my. Oczywi?cie, nic takiego nie by?o - us?ysza? tylko nazw? swego ludu, bo rozmawiali?my o nazwach lokalnych j?zyków, ale zrozumia? swoje.
Na szcz??cie wszystko sko?czy?o si? dobrze, bo t?umacz jest starszy od watchmana i nakaza? mu spokój.
21.12.2001
Dzie? zaczyna si? tak samo jak wczorajszy. Rano centrum (mail, poczta, etc). Po po?udniu basen, piwo, strzy?enie (Tina poprawia dosy? znaczne b??dy dr Jesusa). Wieczorem wizyta w mie?cie: piwo na tarasie, piwo w domu, taki niemiecki wieczorek.
22.12.2001
Niemcy wyje?d?aj? do Burkiny (na ?wi?ta), my jeszcze troch? korzystamy z luksusów domu. Po 12.00 ze smutkiem (troch? jakby sko?czy?y si? wakacje) wyruszamy w drog?. W Tamale udaje si? nam kupi? ostatnie bilety do Larabangi.
Autobus spó?nia si? tylko 3 godziny. Podró? trwa ok. 6 godzin (135 km). ?apiemy gum?, etc. Przyje?d?amy do Larabangi ok 20.00. Bardzo przyjemny guesthouse, wycieczka po wiosce. W?a?nie trwa pogrzeb (tym razem muzu?ma?ski, wi?c nie ma ta?ców, tylko modlitwy i ?piewanie). Pó?niej idziemy obejrze? meczet. Przed meczetem bawi? si? dzieci i m?odzie?, która na nasz widok zaczyna krzycze? i leci na nas grad kamieni. Wracamy do hotelu i idziemy spa? na dachu pod rozgwie?d?onym niebem.
23.12.2001
Jeszcze jeden spacer po Larabandze: tym razem we wsi jest wesele. Za m?? wychodzi córka szefa wioski. T?um kolorowo ubranych kobiet ta?cz?c chodzi mi?dzy domami pana m?odego i panny m?odej i przenosi prezenty od rodziny narzeczonego dla rodziny narzeczonej. Idziemy zobaczy? meczet. Tym razem na drodze stoj? m??czy?ni, którzy chc? pieni?dzy za spacer wokó? meczetu: "contribution for the community". Odmawiamy - przecie? "community" wczoraj obrzuca?a nas kamieniami. D?uga dyskusja, ju? nas to troch? nu?y, prawie w ka?dej ghanijskiej wiosce jacy? m?odzie?cy, którzy ca?y dzie? ?pi? pod drzewem, chc? od turystów pieni?dzy dla spo?eczno?ci. W ko?cu widz?c, ?e nic nie dostan?, ?askawie pozwalaj? na spacer dooko?a meczetu.