07.01.2002
Rankiem wycieczka na Groove Coconut Plage, miejsce wyl?gu ?ó?wi. Nic si? nie zgadza. Nie ma ?ó?wi, nie ma palm. Pla?a malownicza, ale ponura jak wczorajsza impreza animistów. Wracamy i jedziemy obejrze? Keta - miasteczko zasypane przez piach, zalewane przez morze z jednej, a lagun? z drugiej strony. Teraz trwa przebudowa wybrze?a, budowa nowej drogi. W zwi?zku z tym planowane jest przesiedlenie 10 tys. ludzi i utworzenie systemu irygacyjnego po??czonego z Volta River. W miasteczku nie dzieje si? nic. Na placu budowy te? nie. Okazuje si?, ?e dzisiaj s? pierwsze urodziny rz?dz?cej partii - ?wi?to... kolejne.
Decydujemy si? rusza? dalej do Ady - oko?o 15.00 opuszczamy hotel, czekamy na trotro. Bezskutecznie. Dzisiaj ci??ka sprawa - t?umy wracaj? z przed?u?onego weekendu do Accry i niemo?liwo?ci? jest znale?? trotro w t? stron?. W ko?cu udaje nam si? dopa?? jaki? samochód. Ze wzgl?du na wielu ch?tnych ka?? nam p?aci? za pe?ny bilet do Accry (Ada jest w 1/3 drogi)... Jedziemy wi?c do Accry. Kierowca jest kompletnym debilem i pasa?erowie musz? kilka razy interweniowa?, ?eby nie spowodowa? wypadku. Do Accry docieramy ju? po zmierzchu i z ulg? odnajdujemy hotel Bellview i doceniamy jego restauracj?.
08.01.2002
Dzie? odwiedzania ambasad. Najpierw etiopska. Zaznaczona na mapie, d?ugi spacer w poszukiwaniu oznaczonego miejsca. Có?, przenie?li kilka lat temu w okolice lotniska. Tam te? ma znajdowa? si? polska ambasada i znowu d?ugi spacer i... polsk? ambasad? zamkni?to dawno temu (?!) A etiopska? Nikt nie wie gdzie jest. Znajdujemy adres w ksi??ce telefonicznej i spotykamy nad wyraz rozgarni?tego cz?owieka, który nie tylko wie o zamkni?ciu polskiej ambasady, ale te? gdzie jest etiopska. Odnajdujemy j? i tu potwierdzaj? si? nasze wiadomo?ci, ?e wiz? mo?na dosta? na lotnisku. Czyli wspaniale, nic nie za?atwili?my. Wracamy do centrum i bezskutecznie szukamy miodu, a potem udajemy si? na wspania?y second-hand market, gdzie Pawe? pozwala sobie kupi? koszul?. Makola market te? zaliczony.
09.01.2002
Kolejny dzie? poszukiwania ambasad. Tym razem Niger. Po oko?o dwóch godzinach b??dzenia l?dujemy na miejscu i w dodatku okazuje si?, ?e za oko?o 35USD mo?emy kupi? wiz? turystyczn?, która pozwala nam na jednorazowy wjazd do pi?ciu krajów: Nigru, Togo, Beninu, Wybrze?a Ko?ci S?oniowej, Burkiny, w dodatku wiz? dostaje si? od r?ki. No, prawie od r?ki, bo gdy wype?nili?my formularze, okaza?o si?, ?e master (ambasador) wyszed? na lunch. Wróci za godzin?. Pawe? os?abiony sraczk? czeka na ?awce, ja id? z pracownic? ambasady na lunch. Kobieta jest Togolank?, ma m??a Ghanijczyka i pracuje w ambasadzie Nigru. Przyjecha?a do Ghany nie znaj?c ani s?owa po angielsku. (...)
W ko?cu mamy podpisane wizy (...). Wieczorem awantura o ?wiat?o pod prysznicem (popsute od 3 dni) - naprawa zajmuje 15 minut.
10.01.2002
Wycieczka na uniwersytet. Bardzo przyjemnie zagospodarowany olbrzymi teren, cicho, spokojnie i czysto. Ksi?garnia, która ma by? najlepsz? w kraju, okazuje si? n?dznym sklepikiem. Kupujemy dwie ksi??eczki: Ghanian i Nigerian writers. Zobaczymy. Wracamy do centrum, odnajdujemy Timber-market z jego "fetish-section" - czaszki, skórki, mikstury, tajemnicze proszki, laleczki (kupuje si?, gdy umrze jedno z bli?ni?t i daje temu, które pozosta?o). Potem znowu second-hand i odpoczynek w hotelu.
Wieczorem jedziemy do Osu: dzielnica, w której s? mi?dzy innymi fasfoody, pizzerie... och, có? za rozkosz - wcinamy pizz? z prawdziwym ?ó?tym serem (pierwszy raz od dwóch miesi?cy). W pizzerii spotykamy Holendra z Hohoe wraz z ?on?. Tym razem jest zupe?nie trze?wy i ma?o rozmowny.
Po sutym obiedzie idziemy do Rex Cinema na fantastyczny nigeryjski film "Bodyguard". Ko?czy si? dobrze. Wracamy do hotelu i idziemy spa? przy akompaniamencie naszych s?siadów zza dykty, którzy g?o?no konwersuj?. Pomy?le?, ?e za kilka dni zza dykty b?dzie s?ycha? j?zyk polski...