11.02.2002
Dzi? na ?niadanie dostajemy ciep?y omlet, tym razem bez sztu?ców. Pani kelnerka jakby mniej obra?ona. Idziemy na African market, który by? reklamowany w TV. Cha?a. Wracamy trotro na Independence Square. Bardzo dobra architektura trybun i ?uku niepodleg?o?ci. Zauroczeni wyci?gamy aparat i robimy pierwsze zdj?cie. Nagle pojawia si? pan securitas -tajniak i mówi, ?eby?my oddali film, ?e mo?emy by? aresztowani itd. Jest bardzo niesympatyczny. Musimy zdoby? pozwolenie Ghana Tourist Board. Jeste?my bardzo ?li i poprzysi?gamy zemst?. Najpierw idziemy do State-House (parlament). W biurze poda? prezydenta zostajemy skierowani do Castle Anex (Castle to siedziba prezydenta). Tu przyjmuje nas bardzo wa?ny UOP-owiec, który najpierw sprawdza nas dok?adnie - paszporty, wywiad, zatrzymuje sobie wizytówk?... Po krótkiej rozmowie przydziela nam Mr. Browna - kolejna szycha - oraz agenta Malvina i samochód.
Jedziemy z powrotem na Independence Square, gdzie biedny ochroniarz wita swoich "masters", a nam, biedak, nie chce spojrze? w oczy. Razem z agentem Maluinem chodzimy sobie swobodnie i robimy zdj?cia, jakie chcemy... Pó?niej jedziemy do sklepików ze sztuk? afryka?sk? (do?? dobr?), gdzie robimy zakupy za niewielkie pieni?dze (po targach, oczywi?cie).
12.01.2002
Rano leniuchowanie. Potem African Cultural Centre z ogromnym marketem i boiskiem. Mecz ma si? rozpocz?? "around 2.30". Zajmujemy si? wi?c zakupami, najpierw jedna maseczka, potem d?ugie ?a?enie, mo?e s?o?, mo?e ptak,... nie, druga maseczka. Opuszczamy market ok, 3.00 - mecz jeszcze si? nie zacz??, nawet nie wida? kibiców. Powrót do hotelu - szasz?yki, piwo - w ko?cu dzi? jest sobota. Potem wyprawa do James Town. Dosy? ponure miejsce, bród, smród, rozwalaj?cy si? fort, malowniczy klif - miejski kibel. (...)
Okolice Nkrumah Circle i Nkrumah Road to miejsce barów i klubów. Wieczorem na ulicy mnóstwo prostytutek - "hi honey", oraz m?odzie?y. Wszystko jednak nie tak bogate jak w Osu, nie tak korzenne jak w Kumasi (Old Timer's). Wizyta w Container spot. Nigeryjska prostytutka chce nawi?za? "friendship", bo w ko?cu ja z Polski, ona z Nigerii, samotni ludzie w obcym miejscu musz? trzyma? si? razem...
13.01.2002
Dzi? niedziela, wi?c kolejny dzie? leniuchowania. Jedziemy do Aburi Gardens. Bardzo ?adnie po?o?ony na wzgórzu ogród botaniczny. Szkoda tylko, ?e od kilku dni harmatan zasnu? niebo py?em i widoczno?? jest zerowa. ?azimy po ogrodzie, ogl?damy drzewa, pijemy piwko, czytamy ksi??ki... bardzo przyjemnie.
Wieczór chcemy sp?dzi? mi?o w najlepszym ghanijskim kinie. W zwi?zku z tym idziemy na trotro station przed 17.00. O! Niespodzianka: bardzo d?uga kolejka czekaj?ca na "Accra car". Ustawiamy si? grzecznie w kolejce. Jednak gdy podje?d?a trotro, cz??? osób z kolejki nie wytrzymuje i biegnie, by zaj?? sobie miejsca. Gdy dwóch pracowników dworca stara si? je usun?? z samochodu, wszyscy u?miechaj? si? rado?nie: panuje ogólny brak zrozumienia dla pomys?u kolejki. Wa?ne, ?e uda?o si? wcisn?? do samochodu, po tym zapada si? w ja?owy stan zadowolenia.
My zostajemy po kilku takich atakach z resztk? uczciwych. W ko?cu ?adujemy si? do trotro do Madiny (miasto w po?owie drogi do Accry). Tu ma by? ?atwiej. To jednak utopia: nie ma ?adnych kolejek i wszyscy walcz? o miejsca bez pardonu. W trakcie takiego przepychania z kieszeni Paw?a znika portfel. (...)
Nie zdarzy?o si? w Ghanie, aby kto? chcia? nam powiedzie? prawdziw? cen? taksówki. W Boldze jechali?my trotro z mi??, bogat?, grub? pani?, która ch?tnie odpowiada?a na nasze pytania i stara?a si? nam pomóc. Gdy na koniec spytali?my si? o cen? taksówki do hotelu, do którego jechali?my, powiedzia?a g?o?no, tak aby us?ysza? to taksówkarz, cen? cztery razy wy?sz?. Na szcz??cie nie byli?my g?upcami...
Do Accry docieramy dzi?ki bardzo mi?emu synowi pani urz?dniczki z ministerstwa finansów, który, ch?tnie podaje ceny taksówek...