Dzi? jedziemy do Kumasi (ok. 215 km - bilet w trotro kosztuje 6,5 z?). W Kumasi idziemy na targ: 10 ha powierzchni i podobno 10 tys. sprzedaj?cych. W zasadzie w ogóle nie wida? kupuj?cych. T?ok, w?dzone szczury etc.

Zm?czeni wracamy do przemi?ego Presbiterian Guesthouse (dwójka kosztuje 20000 cedis). Wieczorem idziemy do Oldtimers (wcze?niej jemy ohydnego kurczaka, który smakuje jak stary kozio? - niestety, Family Restaurant ju? nie istnieje). Do klubu docieramy oko?o 10 i po uiszczeniu op?aty (5000 c/os.) i przybiciu czerwonego stempla na d?oni dostajemy si? w ?rodek rozta?czonego t?umu. Oprócz nas jest jeszcze dwójka bia?ych facetów. Jeden z czarn? dziewczyn?, a drugi chyba szukaj?cy okazji. Ta?czymy, pijemy piwo (...)

O 9 rano wyruszamy wraz z Tin? i Florianem do pa?acu króla Ashanti. Dzi? wed?ug naszych informacji jest Adae Festival. O 9.30 wysiadamy przed pa?acem - pusto, ani ?ywej duszy. Napotkany m??czyzna w todze mówi, ?e, owszem, król si? pojawi, ale oko?o 12. Idziemy w poszukiwaniu ?niadania do g?o?nej knajpy na piwo, col? i mi?snego ro?ka. Gdy ko?o 11 wracamy przed pa?ac, okazuje si?, ?e jest ju? nawet sporo ludzi (togi, eleganckie klapki i parasole). Akurat trafiamy na dostaw? "plastic chairs" (w mie?cie jest mnóstwo firm zajmuj?cych si? ich wypo?yczaniem). T?um rzuca si? po nie tak szybko, ?e naszym ch?opcom nie udaje si? zdoby? ani jednego. Ludzi przybywa, s? ju? b?bny i ma?e drewniane krzese?ka. Co chwila pojawia si? kole? w todze i skórze lamparta na g?owie. Pawe? za?atwia pozwolenie na fotografowanie, a ja w tym czasie fotografuj? go?ci. Oko?o 12.30 pojawia si? król z wielkim orszakiem i pod wielkimi parasolami. Zasiada w centralnym miejscu. S?uga wachluje, muzyka gra. Po kolei ka?dy z wa?nych go?ci podchodzi dygaj?c przed królem. Potem krótka inscenizacja, której nie rozumiemy, i podchodz? grupy odwiedzaj?cych (Faith Club, Fun Club, piel?gniarki) z prezentami - Schnaps (Product of Holland) lub Johny Walker. Król rozdaje jakie? nagrody (dyplomy) i cz?stuje go?ci sznapsem w inkrustowanych z?otem kieliszkach. Nieco podpici panowie zaczynaj? ta?czy?, a król poprzez go?ca zaprasza ka?dego po kolei po u?cisk d?oni. Na ko?cu wstaje i przechodzi wokó? pa?acu, zagaduj?c do ludzi. Ku uciesze t?umu daje pokaz ta?ca. Oko?o 16.00 znika wraz z orszakiem za kulisami cudnego domu przyj??.

Jeszcze jedno - dziedziniec ca?y jest wysypany gruboziarnistym ?wirem, a ka?dy, kto chce podej?? do króla, musi zdj?? buty, wi?c eleganckie kobiety zsuwaj? szpilki i bez problemu pomykaj? na spotkanie króla.

Rano ?niadanie w Couple's Restaurant. W karcie figuruje pozycja Couple's omlet. Pytamy kelnera: "- Co to jest Couple's omlet?" Kelner drapie si? po g?owie i mówi "- I'm coming" i znika. Po chwili wraca i mówi: "- Ok. To jest Couple's omlet. Ta restauracja nazywa si? Couple's, wi?c jest to specjalny omlet". "- Tak, to wiemy, ale co jest w nim specjalnego?". "- I'm coming" i znowu znika. Po chwili znowu jest z powrotem i wreszcie t?umaczy, w czym rzecz.

Wieczorem znowu jemy w Couple's. Niefortunnie trafiamy na tego samego kelnera: "- Co to jest Special Couple's kebab?". "- I'm coming"... (znika, wraca). "- Ok. Ta restauracja nazywa si?...". " - Tak to wiemy, ale co w nim specjalnego?". "- I'm coming" i znika...

Odwiedzamy muzeum wojska: g?ównie dotyczy wojny Brytyjczyków z Ashanti. S? te? zdj?cia przywódców zamachów stanu, zdj?cia ?o?nierzy ghanijskich s?u??cych w korpusach pokojowych oraz miseczka z IV wieku p.n.e. znaleziona w Chorwacji (?!).

Nie dajemy si? zamkn?? w celi wi?zionej tu królowej Ashanti, aby poczu? atmosfer? miejsca. Reszta grupy ochoczo ?aduje si? do ponurego, ciasnego lochu. Przewodnik zamyka drzwi i mówi: "Czujecie?". Wycieczka odpowiada: "Czujemy!" i po 3 sekundach wszyscy wychodz?. (...)