14.01.2002
Od samego rana czekamy na naszych przyjació?. Krótka przechadzka na poczt?. Godziny w hotelowym ogródku, banku, Internet i wreszcie... 7 p.m. Od?wi?tnie wystrojeni, wymyci i bardzo podenerwowani ruszamy na lotnisko. O 8.20 jeste?my na miejscu. Poczekalnia na ?wie?ym powietrzu. Samolot spó?niony pó? godziny. Pasa?erowie wychodz?, wychodz?, wychodz?... a W?grów ani widu, ani s?ychu. Plugawy ?uki te? zagin??. Oko?o 10.00 ruszamy do securitas z pytaniami. Pozwalaj? nam bez ?adnych dokumentów wej?? na sal? odbioru baga?u. Tu ich nie ma. W biurze KLM, mimo zakazu, pracownica sprawdza w komputerze, ?e si? nie zg?osili na lotnisku w Amsterdamie. Mamy czarne my?li, ?e utkn?li w zasypanym poci?gu do Berlina. Wracamy. W Internecie czekaj? wiadomo?ci - jutro kolejny dzie? czekania.
15.01.2002
Postanawiamy jako? wykorzysta? ten dzie?. Wizyta w ambasadzie Nigerii. Mo?na kupi? wizy. Dwa egzemplarze wniosku (to tutaj normalne - w ambasadzie Ghany w Abid?anie musieli?my wype?ni? 4 szt.), podanie o wiz? + dwa zdj?cia. Nie mamy adresów pobytu w Nigerii, wi?c urz?dnik radzi nam wpisa? adres polskiej ambasady w Lagos (?!). Zobaczymy jutro o 14.30, co to da?o. Wiza kosztuje 56 USD od osoby. Postanawiamy i?? do muzeum, ale gdy docieramy na miejsce, obskurny budynek zniech?ca nas do wizyty. Mijamy muzeum techniki - jest zupe?nie puste. Czekamy w hotelu. W ko?cu przybywaj?. Pogaduszki do 1 w nocy.
16.01.2002
Wyprawa do ambasady Nigru. ?uki prze?ywa szok kulturowy w drodze na Tema Station. Piwko w Afriko. Odbieramy wizy do Nigerii (nasz znajomy ka?e nam czeka? oko?o 45 minut, z czego ostatnie 15 minut w ogóle nie wiadomo na co). Na pytanie o sytuacj? na pó?nocy kraju odpowiada, ?e jest bezpiecznie i ?e wszystkie zamieszki "zosta?y uciszone".
Nightlife w Osu - Pawe? i ?uki nie s? zadowoleni, bo wracamy do hotelu oko?o 12, czyli wtedy, gdy taksówki zaczynaj? zwozi? dziewczyny do dyskoteki.
17.01.2002
Going Togo. Udaje nam si? opu?ci? Accr? oko?o 12. Zostawili?my tu spor? cz??? baga?u i nasze plecaki s? mocno odci??one. Luksusowe tro-tro (tylko 3 osoby w rz?dzie) w 3 godziny dowozi nas do Aflao. Tutaj ostatnie softy, wymiana pieni?dzy ohydny kibel (z larwami pe?zaj?cymi po pod?odze) i bye-bye Ghana. Celniczka ghanijska przywo?uje nas i wypytuje, które dzielnice Accry odwiedzili?my, celnicy z Togo opowiadaj? nam o najciekawszych turystycznie miejscach w kraju i przez to gubi? si? w formalno?ciach i tylko Grabosia zostaje wpisana na list? osób przybywaj?cych do Togo. Reszta jest incognito.
Taksówka na Robinson's Plage (prowadzona przez Francuzów), k?piel w oceanie i wyprawa do Lome. Znajdujemy supermiejsce z jedzeniem - lokalne ?arcie pate z m?ki kukurydzianej, ró?ne sosy i sa?atki. Oblega nas oczywi?cie t?um przyjació?, którzy chc? nam pomoc, czyli napi? si? piwa lub wys?pi? papierosa. Ko?czymy w knajpie, gdzie Pawe? odnajduje muzyk? Fela-Kuti. Oko?o 12 wracamy do hotelu.